Początkowo widziałem to przez pryzmat romantycznego zbója Neda Kellyego i przez zbrodnie brytyjskich kolonizatorów, którzy do lat 30 XX wieku mieli tyle samo grzechów co Niemcy czy Francuzi na podbitych terenach, w przypadku Niemiec-Polski pod zaborami.
Któż z nas nie stał by po stronie Irlandczyków zesłanych do Australii którzy sięgali po broń wlcząc na Zielonej Wyspie z okupantami z Londynu?
Chyba nikt.
Tutaj sytuacja zmienia się, Ray Winstone i jego kapitan Stanley ewoluuje w strone pozytywnego bohatera, czarnym charaktertem jest psychopatyczny Danny Hudson, który jakoś tak za łatwo robi w konia milicje brytyjską, nieciekawą postacią jest także Dawid Wenham i jego lincz na chłopaku, ale współodpowiedzialnym za masakre tej rodziny, więc nic nie jest tutaj tak jasne jak chciało by być.
Głupią role ma tylko John Hurt.
Ocena za ten australijski western to 6/10.