Dobry film. Ukazuje całą prawdę o karze śmierci w Stanach i nie tylko. USA to dziki kraj hołdujący ciemną i popapraną tradycję, która traktuje wymiar moralny bardzo powierzchownie - to jest dobre, a to złe - to należy karać, a to należy hołdować - nie pozostawiając żadnego miejsca na zrozumienie prawdziwego sedna sprawy. Ot, taka dzikość w dążeniu do ślepej sprawiedliwości, wręcz głupota. Każdy z nas jest pewnym wybrykiem, eksperymentem natury - każdy nasz czyn ma swoją naturalną przyczynę - to należy dostrzec samemu, by móc uniknąć takich uchybień. W tym przypadku bohater Matthew tego nie dostrzegł a kiedy już spróbował z pomocą siostry Helen - było za późno - ława przysięgłych podjęła "ostateczną" decyzję.
Temat świetnie podsumowuje cytat Ignacego Witkiewicza:
"Ludzkość – ohydna banda! Czyż była gdzie u zwierząt kara śmierci, pozbawienia wolności i tortury? (...) Potwornie drogo zapłaciliśmy za ten kawałek kory mózgowej, przy którego pomocy tak wyraźnie widzimy naszą i wszelkiego stworzenia metafizyczną nędzę."
Co prawda, 13 stanów nie stosuje kary śmierci. Dakota Północna to całkiem przytulne miejsce.
Całkowicie zgadzam się z tobą.
Mi zapadła w pamięć ta ostatnia scena, kiedy ciało Ponceleta leży w takiej samej pozycji jak ciała jego ofiar. Ja to zrozumiałam w ten sposób, że morderstwo pozostaje morderstwem, bez względu na to czy jest popełniane w mniej lub bardziej "humanitarny" sposób lub w imię wypaczonego poczucia sprawiedliwości.
Witkacy popełnił samobójstwo, a wcześniej był morfinistą, opiumistą itd. Nie potrafisz się na kogoś mądrzejszego powołać?