PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=645}

Przed egzekucją

Dead Man Walking
1995
7,6 26 tys. ocen
7,6 10 1 26478
6,7 22 krytyków
Przed egzekucją
powrót do forum filmu Przed egzekucją

Ten nieudany film stanowi wymowny portret głównych grzechów hollywoodzkiej kinematografii...

Zacznę jednak od najważniejszego i jednego z niewielu atutów "Dead man walking": kreacji Seana Penna. Wyraziście, bardzo ekspresyjnie zagrał on rozdartego wewnętrznie zbrodniarza, w którym kotłują się sprzeczne uczucia. Raz to mu współczujemy, raz go nienawidzimy – nie patrzymy nań z obojętnością. Tak grają najwięksi. Kłopot natomiast mam z Susan Sarandon w roli siostry zakonnej, duchowej opiekunki skazańca. To aktorka z profesjonalnym warsztatem i emocje targające kreśloną przezeń bohaterkę potrafi ukazać w sposób wiarygodny. Jednakże przyznanie jej Oskara za tę właśnie kreację wydaje się być niezbyt zasadne. Nieznośne bowiem w grze amerykańskiej aktorki było w omawianym filmie nagromadzenie elementów melodramatycznych oraz nadmiar taniego, typowo hollywoodzkiego, sentymentalizmu. Choć winowajcą jest tu raczej reżyser Tim Robbins, który z poważnego tematu winy i przebaczenia, ze sztuki zilustrowania przeżyć wewnętrznych człowieka tuz przed egzekucją, wreszcie z próby rozważań o zasadności kary śmierci (film oparty jest na kanwie bestsellerowej powieści Helen Prejean) – zrobił pretensjonalny kicz w manierze harlequina. Gdy za podobny temat zabrali się Krzysztof Kieślowski ("Krótki film o zabijaniu") i Lars Von Trier ("Tańcząc w ciemnościach") – mieliśmy do czynienia z rozdzierającymi na strzępy obrazami o niezwykle wysokim ładunku emocjonalnym. Europejscy mistrzowie kina stworzyli filmy wielce różniące się od siebie formalnie, lecz równie przeszywające swą sugestywnością i zarazem dalekie od niebezpiecznie czającego się zbanalizowania tematu. Robbins, reżyserując "Przed egzekucją", wpadł niestety w tę ostatnią pułapkę...

Z pewnością widzowie lubiący amerykańską filmową konfekcję, egzaltowane gesty, rozczulające słowa i zakonnicę śpiewającą skazańcowi ze łzami w oczach patetyczny song – obejrzą film ze ściśniętym gardłem, pełni przejęcia i emocjonalnego uniesienia. Ja zaś jestem zdegustowany i mocno zawiedziony, bo oczekiwałem nieco dobrego, autentycznego kina, a otrzymałem ckliwy melodramat.