Po wielu bardzo dobrych opiniach i poleceniach postanowilem obejrzec ten film, o ktorym sie dopiero niedawno dowiedzialem. Bylem nastawiony bardzo optymistycznie i pozytywnie, wrecz nie moglem sie doczekac az go zobacze!
Jednak teraz zaznalem sporego rozczarowania.
Zupelnie nie ppjmuje dlaczego ten film jest taki wspanialy i gleboki.
Szczerze mowiac wciagu ogladania mialem jedno wielkie deja vu. Nic nowego w tym filmie nie powiedzieli. Wiele, naprawde wiele razy prowadzilem dodobne dlugie rozmowy o zyciu itp. Szczerze mowiac wszystkie dziewczyny, ktory wydawaly mi sie bliskie poznalem wlasnie w drodze, po czym zawsze przychodzil czas pozegnania. Dlatego nie do konca pojmuje czym to filmowe pozegnanie roznilo sie od innych takich bardziej zyciowych.
Film wydawal mi sie ponadto troche naciagany, przedstawial w sumie milosc od pierwszego wejrzenia. Jednak tego typu rozmowy nie sporwadzaja sie moim zdaniem do wybuchu wielkiej milosci. Ona potrzebuje jakiejs aury tajemniczosci, a w tym filmie tego ewidentnie brakowalo! Wszystko zostalo wylozone na stol. Tak sie nie rozwija milosc. Szczegolnie nie w tak krotkim czasie, gdyz niemozliwe jest, iz oni sie tak naprawde doglebnie poznali. Ot tak kilka rozmow o zyciu, ciagly usmieszek tego amerykanina oraz lekko wystraszona twarz paryzanki. Potem sie oczywiscie sie okazuje, ze ona juz od pierwszego momentu tego chciala, choc byc moze wlasnie takie sa dziewczyny (niepojete).
Chcialem jeszcze dodac, ze osoby trzecie, ktore parka spotyka we Wiedniu sa naprawde groteskowe w zlym sensie tego slowa. Po pierwsze tych dwoch Austriakow, co to mialo byc? To chyba jakies karykatury karykatur. Po drugie nagle na drodze, w srodku nocy siedzi poeta o stereotypowym wygladzie i pisze im wiersz, ktory idealnie pasuje do sytuacji. Podobnie ta kobieta czytajaca z reki.
Podobnie ze strony rezyserskiej film jest raczej slaby, rezyser nie posluguje sie obrazami, kamera ciagle ukazuje rozmawiajacych bohaterow. Nie ma zadnej symboliki w obrazach, nie ma w nich zadnej dynamiki. Dla porownania proponuje "The Dreamers" Bertolluciego.
Zapraszam do dyskusji na ten temat!
No cóż, ja się nie zgodzę ;) Przede wszystkim jest to taki skromny film, którego siła polega na uczuciach, wrażeniach przezeń powodowanych. Pomysł wyjściowy jest niezwykle prosty: zetknąć ze sobą dziewczynę i chłopaka, Francuzkę i Amerykanina, dać im trochę czasu i pozwolić gadać. Gadki te sa typowe dla inteligentnej i pełnej ideałów młodzieży, która dorastała w latach 90. - czasem nieco infantylne, czasem radykalne, ale jest w nich świeżość i szczerość, nie ma miejsca na durne popisy i dyrdymały. Nie ma może aury tajemniczości, ale to dlatego, że jest to film jak najbardziej szczery... i ta miłość, która się właśnie pojawia, jest szczera i zaskakująca oboje; nie ma tzw. pioruna sycylijskiego, który uderza, kiedy zdarza się miłość od pierwszego wrażenia, ale może to właśnie przemawia za autentyzmem tego filmu - mnie też kiedyś zdarzyła się taka sytuacja, ze gadałam z przygodnie poznanym chłopakiem, nie powalił mnie swoją urodą, ale gadało się nam tak dobrze...potem było trochę jak w Przed wschodem słońca właśnie - coś zaiskrzyło po tej rozmowie... dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, he, he, z tego podobieństwa... był to też jeden wieczór, więc jest to możliwe :)
A co do osób spotykanych w Wiedniu - niektóre wprowadzają trochę humoru, ale każda z nich coś znaczy, coś symbolizuje, popatrz jeszcze raz, przyjrzyj się dokładniej. Być może ten film po prostu do Cieie nie przemówił, ale do mnie - jak najbardziej.
Problem nie polegal na tym, ze po prostu uwazalem wszystko za nierealistyczne, lecz wrecz odwrotnie za zbyt normalne, banalne. Mi sie taka sytuacja tez nieraz przydazyla i jest to mozliwe. Ale film niestety przedstawia to jako ta jedyna prawdziwa milosc. Tak to zwykle wyglada, ze ludzie sie rozstaja, mysla i podczas myslenia sobie uswiadamiaja jakie to bylo wspaniale, a potem jak sie po dlugim czasie znow spotkaja, to juz nie jest tak jak bylo.
Jeszcze raz podkresle, ze filmowe dialogi wydawaly mi sie naprawde bardzo banalne. Niby takie zyciowe, ale nie bylo niczego, czego juz nie slyszalem.
Co do filmowych rozmow to zdaje sobie sprawe z tego, ze one cos symbolizuja, jednak te symbole byly tak oczywiste i przediwywalne, ze naprawde nie zaskakiwaly.
Myslisz, ze taka mlodziez istniala tylko w latach 90.? Oczywiscie dzisiaj istnieje wiele osob, ktore nie duzo maja wspolnego z filmowymi "idealami", ale tej inteligentnej zdolnej do rozmowy rowniez nie brakuje.
Tak wiec dla mnie film przedstawial cos na tyle banalnego i zwyczajnego, ze niczym mnie nie zaskoczyl, badz rauroczyl.
(a ja zwykle wymagam zaskoczenia)
;)
Poruszę tylko jeden wątek: zastanawiasz sie czym różnily sie Twoje historie milosne od historii Delpy i Hawke'a? Dla Ciebie to były tylko epizody, a historia z "PWS" jest opisem spotkania ktore zaowocowalo wzajemnym ugrzęźnieciem emocjonalnym bohaterow. Jedno bedzie nosić pamiec drugiego do końca życia.
Skad ta pewnosc? Zreszta ja wcale nie pisalem o epizodach milosnych. Film wydaje mi sie naiwny przedstawiajac wielka milosc, ktora sie zrodzila przez spotkanie dwojga ludzi w pociagu. Ja wspomnialem o podobnych historiach, ktore mi sie przytrafily, ale nie byly to epizody milosne. Film przedstawia wszysto tak, jakby to bylo wrecz przeznaczenie.
Konczy sie i nie wiemy co sie stanie z bohaterami (moze sie dowiadujemy w drugiej czesci, nie wiem, gdyz nie ogladalem).
Skad wiesz, ze beda nosic swoja pamiec do konca zycia?
Skad wiem...? Wynika to z calej opowieści podczas której zblizaja sie do siebie i niewinny flirt zamienia sie w coraz bardziej winne uczucie. Ostatnia (przedostatnia?) sekwencja na dworcu jest potwierdzeniem ich zwiazku. A gdybym mial watpliwosci...jest jeszcze "Przed wschodem słońca"... :)ktory uprawdopodabnia moja wersję.
Przeznaczenie...? Ja raczej widze wage przypadkudzieku ktoremu tych dwoje obcych sobie ludzi zaczelo rozmawiac... Ta rozmowa była poczatkiem ich zwiazku.
Piszesz, ze Twoje historie nie były miłosne i z tego , jak rozumiem, wnosisz, ze ich takze nie była...? Ale mozesz sie mylic...moglo im sie przytrafic to, co Ciebie podczas Twoich spotkan ominęlo. Takie rzeczy sie zdarzaja... a nawet jesli nie, maja swoje miejsce w miłosnej mitologii.
Co mnie w takim razie ominelo?
Ja wcale nie czuje jakiegos niedosytu, ze nie powstala z takiego spotkania wielka milosc. Nie zawsze tak musi byc! Czasmi mila i gleboka rozmowa moze byc satysfakcjonujaca sama w sobie, tak platonicznie. To wydaje mi sie nieraz piekniejsze, gdyz nie jest szczera i nie kryja sie za tym zadne inne cele.
W filmie zas dowiadujemy sie, ze oni rozmawiali ze soba wlasciwie dlatego, ze sie nawzajem "upatrzyli". Oboje przyznaja, ze zafascynowali sie soba od pierwszego wejrzenia, ta piekna ale i zarazem trywialna rozmowa bedaca meritum filmu staje sie tylko droga, nie celem ani przystania, przez co traci dla mnie na wartosci.
Ja to widzę inaczej... Oczywiście, oboje sa mlodzi i ich rozmowy sa miejscami nieporadnie infantylne, ale za to b. szczere i otwarte. Na poczatku spotkania bynajmniej nie zakladali, ze "coś z tego bedzie"... po prostu chcieli spedzic wspolnie dzien w Wiedniu. Zakładali raczej, ze juz nigdy sie nie zobaczą... stało się inaczej., ale az do ostatniej chwili, do momentu pozegnania na dworcu, zanosilo sie, ze rozstana sie bez wymiany adresów. W ostatniej sekundzie ta mysl przeraziła ich... bo czy wypuszcza sie z rąk miłość?
Mowisz, ze ich rozmowa jest tylko drogą... Pozwól,ze odpowiem ładnym przyslowiem: "lepsza droga niźli gospoda"... Chętnie zakładam, ze to była taka "droga"... ;) Pozdrawiam, dzieki, ze chce Ci sie pogadać.
PS. "PWS" to film niezwykly,poniewaz diablo niefilmowy...te nieustanne rozmowy, wymiana opinii, wspomnień, marzen... strasznie przeładowany słowami. Normalnie jest to wada,ktora decyduje o klesce filmu.Ale ten obraz ma w sobie tyle czaru i bezpretensjonalnosci, ze udalo mu sie stworzyc niezwykle widowisko.
Prawie każdy film, poza tymi fantastycznymi, pokazuje historie czy sceny z życia wzięte. Praktycznie każdy jest pod tym względem wtórny.
Zgadzam się z tym, że historia opowiedziana w tym filmie jest bardzo prawdopodobna do wydarzenia w prawdziwym życiu ale nie uważam tego w żadnym wypadku za minus.
W końcu muszą powstawać filmy mówiące o otaczającym nas świecie, otaczających nas uczuciach, historie opowiedziane w tak zgrabny sposób.
Nie zgadzam się także ze stwierdzeniem, że miłość potrzebuje aury tajemniczości. Wystarczy zwykła codzienność.
Zgadzam się natomiast z tym, że 24 godziny to trochę krótko na zakochanie się. Oczywiście jest to odczucie subiektywne, wynikające z własnych doświadczeń.
I jeśli długie, wciągające, sprawiające prawdziwą przyjemność rozmowy nie potrafią zrodzić w człowieku jakiegokolwiek uczucia to co je rodzi? Tylko i wyłącznie uroda, samochód czy góra pieniędzy jakie ta druga osoba posiada?
Zeby się zakochać, nie potrzeba duzo czasu. Inna rzecz, co potem?
"Zgadzam się z tym, że historia opowiedziana w tym filmie jest bardzo prawdopodobna do wydarzenia w prawdziwym życiu ale nie uważam tego w żadnym wypadku za minus(...)
Zgadzam się natomiast z tym, że 24 godziny to trochę krótko na zakochanie się. Oczywiście jest to odczucie subiektywne, wynikające z własnych doświadczeń"
Nie wydaje Ci sie, ze jest tu jakaś sprzeczność?
Nie uważam tego za sprzeczność bo mimo, że dla mnie to jest krótki czas to nie musi tak być w przypadku innych ludzi. Dlatego tę historię uważam za całkiem prawdopodobną.
"Do zakochania jeden krok, jeden jedyny krok, nic więcej..." Nawet wykonanie baaardzo dlugiego kroku nie moze trwać aż 24 godziny...;)
Mysle, ze do zadurzenia/zakochania - ktore nie jest tym samym, co miłość - nie potrzeba duzo wiecej niż kilku chwil.
A oni mieli przecież caly dzien. Wiec to wrażenie klęski (niepokoju?) ktore towarzyszy widzom w ostatnich sekwencjach filmu wydaje się zupełnie uprawomocnione. Gdy wyznaja swoje uczucia, po prostu im wierzymy.
Ja uwazam, ze film jets piękny. Piękny nie dlatego, że występują w nim ładni aktorzy, ma zakręconą fabułę, ale dlatego że ejst poprostu taki..normalny.a zauwazmy, że mało mamy takich zwykłych, ale intrygującvyh filmow.pozatym nie wystepuje w nim zadna milosc od pierwszego wejrzenia, raczej pewne zafascynowanie druga osoba, ktore rozwija sie wraz z uplywem czasu. Film jets subtelny i delikatny może wlasnie dlatego bardziej podoba sie dziewczynom(choc nie zawsze!), ktore jak uwazasz sa niepojete(ale to chyba dobrze niz gdyby obie plci byly takie same)pozdrawiam:)
Myślę, że wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od kina. Mnie osobiście nie kręci fikcja,a wręcz przeciwnie- realne historie filmowe,zwykłe,najzwyklejsze. Daje to największe pole popisu dla reżysera. Wg mnie Największą zaletą "PWS" jest szczerość
To dlaczego wybrałaś sobie na avatar bajkową przecież, a nie realistyczną, Amelię...? ;)
Czy "Amelia" to całkowicie nierealistyczna historia...? Pisząc o fikcji, za którą nie przepadam miałam na myśli film o tym jak to mój tata wczoraj wieczorem zamienił sie w psa(uproszczenie)
Pomimo, że w PWS i Amelii występują elementy bajkowe, są to dalej historie prawdopodobne, takie na które wielu z nas czeka(co można dostrzec w komentarzach na tej stronie:)pewnie wiesz o co mi chodzi i zadałeś pytanie z przekory.
Rozumiem "negatywny głos..." Agentm'a, który oczekuje od filmu czegoś innego i jestem pewna że np.wyśmiałby film "Funny ha ha" Andrew'a Bujalski, który mnie urzekł, pozdrawiam
"ze ona juz od pierwszego momentu tego chciala, choc byc moze wlasnie takie sa dziewczyny (niepojete). "
;)
bez bicia przyznam, że nie chciało mi się czytać wszystkich odpowiedzina twój komentarz.
Ale nie sądzę by był negatywny,, raczej masz rację. Tak się nie rozwija miłość - ale w nich żadna miłość się nie rozwinęła. To była iskra, chemia, zauroczenie. Sam to ponoć przeżyłeś, więc powinieneś zrozumieć. Może trafiłeś na nie te dziewczyny..
Przypadki faktycznie troszkę naciągane. Ale reszta..film jest o życiu. Zwyczajne świeże, pierwsze rozmowy o młodzieńczych marzeniach itp itd. Zwyczajny film o życiu. Nic odkrywczego, ale mimo wszystko ja ten film zakwalifikuję do grona "pięknych" :)
Mi też sie nie podobało. Podobnie jak Ty, nie mogłam się doczekać aż go ogladne, a tu takie rozczarowanie.. Nic mi się w tym filmie nie podobało, bo fabuła kiepska, reżyseria tez taka sobie, a o grze aktorskiej też nie mam dobrego zdania.
A jakie masz zdanie o własnych predyspozycjach do właściwej (tj. obiektywnej w miarę)oceny filmu/ów?