Spodziewałem się po TEJ reżyserce oraz po TAKIEJ obsadzie: Sean Penn, Catherine McCormack (wyglądająca w tym filmie identycznie jak Cherlotte Rampling) czy nieżyjąca już niestety Katrin Cartlidge czegoś lepszego...
A tym czasem: już w połowie filmu domyślamy się jak to się wszystko skończy (a może nawet już wcześniej) i pozostaje nam tylko obserwowanie relacji łączących bohaterów a także analogii snutych między sytuacją sprzed lat i współczesną historią. O ile Catherine McCormack jak i reszta żeńskiej obsady gra świetnie (Hurley przynajmniej świetnie wygląda) to zawiódł mnie Sean Penn, który tutaj odgrywa swoją ulubioną rolę tym samym co zawsze zestawem min. Ale na jego usprawiedliwienie przemawia fakt, że jego rola w scenariuszu nie była zbyt wyeksponowana i nie miał zbyt dużo czasu żeby się wykazać. Podsumowując historia bez rewelacji, aktorstwo OK czyli 6/10