12-letni Johnny w podejrzanych okolicznościach stracił matkę. Od tej pory mieszka z ojcem, który większość czasu spędza w pracy i nie interesuje się w ogóle swoją pociechą. Jednak "zaradny" chłopak postanawia skombinować sobie nową mamusię. W tym celu zabija staruszkę z sąsiedztwa, po to by zwabić do miasta jej córkę Melisse...To ona bowiem jest nową kandydatką (o czym jeszcze nie wie) na mamusię Johnny'ego. Kiedy pogrążona w smutku Melissa przybywa wraz z córką Cammie do swojego rodzinnego miasta, 12-latek robi wszystko by zaskarbić sobie ich sympatię. Początkowo zarówno Cammie jak i jej matka są urzeczone uroczym chłopakiem z sąsiedztwa. Nie wiedzą jednak, że nastolatek cierpi na ostre zaburzenia i nie zawaha się sprzątnąć ze swojej drogi każdego, kto pokrzyżuje mu plany...
"The Paper Boy" stwarza mnóstwo sytuacji do drwin, bo jak się można domyślić jest to filmidło mocno przerysowane (coś mi się wydaje, że twórcy chcieli stworzyć film na miarę "Synalka" z Macaulay Culkinem; cóż, skutek jest marny). Gra głównego bohatera jest tak karykaturalna, że bardziej się nie da (takie skrzeczące zabejcowane drewno), dlatego nie sposób odbierać tutaj czegokolwiek na poważnie. Ogółem postać Johnny'ego aż promieniuje od przejaskrawienia (oczywiście po każdym morderstwie chłopak musi wypowiedzieć jakiś rzekomo sarkastyczny docinek a la Freddy Krueger).
Wszelkie twisty i rozwój akcji są wyświechtane jak para starych gaci. Jeśli kogoś to pocieszy, w obsadzie mamy Alexandrę Paul przy której nawet deska do prasowania jest wypukła. Jeśli podejść do seansu z mocną rezerwą i dobrym humorem - będzie można się nawet pośmiać i nie stracić 1,5 godziny. Jeśli nastawić się na dobry horror (którym nie jest), czy nawet wgniatający w kanapę thriller (którym tym bardziej nie jest), można liczyć na frustrację.