NIe interesują mnie problemy i dywagacje, czy tak to jest realne czy nie jest, czy wilki takie
są czy nie. Myślę, że chyba raczej nie chodziło tu o to. Ciężar filmu leży gdzie indziej. Na
pograniczu właśnie gry Dear Esther, gdzie chodzenie po wyspie nie jest tak istotne jak listy
bohatera do żony, czy to co do niej mówi podczas wędrówki do radiolatarni i samego
klimatu. I nie jest istotne czy to realne, realistyczne czy nie, bo chodzi o coś głębiej.
http://www.youtube.com/watch?v=OcYYqvLE3OI
To tyle.;) Film na swój sposób niezwykły i mi przypadło do gustu personifikowanie wilków.
Coś w tym jest, ciekawe skojarzenie, ale jednak motyw śmierci żony w Dear Esther jest bardziej wyraźny niż w The Grey i cała wyspa jest tam jakby jedną wielką podróżą po jej "ciele". W The Grey jednak istnieje realna fabuła na osobnej płaszczyźnie.
Ja szczerze nie znam się na wilkach, są tu niby "znawcy", którzy twierdzą, że tak się wilki nie zachowują, bo wiedzą to z książek o Alasce czy w ogóle. A jak:] Natomiast myślę, że w całym tym filmie nie chodziło o realistyczne oddanie wilków w wypi.zdowie. Tu sens tkwi głębiej i nawet zakończenie tak jak się spodziewałem to udowadnia. Tylko ludzie głupieją i jedni zatrzymali się na etapie Transformers-papki-hannah montana, a drudzy znawcy na "klasykach", które w czasie premiery były uznawane za gówno (tak było z Canem, tak było z Casablancą i innymi filmami). Nie mówię, że ten film jest wybitny, ale on jest inny niż wszystkie i ma w sobie taki niesamowity ładunek, i pozostaje w pamięci. Przynajmniej dla mnie. O gustach się nie dyskutuje i rozumiem, że komuś może nie podpasować film czy jego klimat, ale przyznać trzeba, że jest to dobra produkcja. Natomiast śmieszą polscy specjaliści, znawcy do spraw przetrwania na Alasce oraz znastwa Wilków na Alasce z autopsji. Bo jeśli wiedzą tyle co się naczytali, albo powiedział profesor stryjek, wujka co widział zdjęcia wilka i wykłada jakieś leśnictwo to jest to żałosne. Po prostu żałosne.