Można powiedzieć że to jedyna superprodukcja Bunuela. Dzieło nastawione bardziej na rozrywkę, a przy tym dużo bardziej udane niż kryminał "Grand Casino". Mimo że to nie do końca pomysł reżysera, by zająć się tym projektem, umiejętnie przemycił też swoje 3 grosze. Powstało kino przygodowe na poziomie.
Film trzyma się w większości kwestii książkowego oryginału. Nie trzeba jednak czytać autobiografii autora by wiedzieć, które sceny sam wprowadził. Surrealizmu nie ma za wiele, ale gdy tylko się pojawia zaraz uśmieszek gości na twarzy widza. Bunuel wprowadził tu kilka sekwencji snów i halucynacji, które wprowadziły do historii Robinsona trochę absurdu. Są także dwie bardzo sugestywne sceny z sukienkami, na które na pewno nie wpadł Dafoe.
Dla wielu to będzie film-ciekawostka. Ja uważam go za pełnoprawne dzieło Bunuela. W końcu nie wszystko od niego musi mieć głębokie przesłanie. Czasami wystarczy że przykuje mój wzrok na półtorej godziny do telewizora i nie uznam tego seansu za zmarnowany...