"Przygody barona Munchausena" to dobra zabawa, bo film jak na tamte lata został solidnie zrobiony zarówno od strony wizualnej (efekty imponujące), od strony aktorskiej (Sarah Polley najlepsza, John Neville i Jonathan Pryce z rewelacujnym akcentem), jednak w pierwszej kolejności należy docenić muzykę. Po prostu poezja dla uszu:) Zdarzały się jednak w filmie momenty irytujące lub takie które T.Gilliam powinien zrobić inaczej (odwiedziny u Króla Księżyca - R.Williams, czy też rozmowa barona z Venus - U.Thurman). Ogólnie moje wrażenia są pozytywne, bo podkreślam jak na tamte lata ten film jest bardzo dobry, choć po cichu liczyłem na ciut coś innego. Scenografii wewnątrz "wieloryba" nie powstydziłby się sam mistrz Burton! ;)
8/10
Sympatyczny i pozytywny, z wyobraźnią i humorem, choć momentami było nudnawo i słabiej (właśnie księżyc i Wenus)
ale 7/10 jak najbardziej
Czemu na tamte lata? Dla mnie wykorzystanie tradycyjnych technik zamiast grafiki komputerowej to zaleta. Wielka zaleta, bo już mnie zęby bolą czasami od tych współczesnych, przeHDRowanych kadrów.
Jak mawiają 'ultrakonserwatyści' z południa USA: 'You call'em like you see'em'... Ja także przepadam za filmami obu panów.
Pierwszy raz obejrzałem 'Przygody barona...' wieki temu, jeszcze w podstawówce, i było to niezwykłe przeżycie :o) Niedawno miałem przyjemność sobie ten film przypomnieć. Scenografie momentami powalają na kolana, podobnie jak większość kostiumów... Moim zdaniem jedynie śmierć nie opiera się próbie czasu ;oD