Zimowe krajobrazy Kanady idealnym miejscem na rozpoczęcie inwazji Obcych - młodzieżowy horror garściami czerpiący z klasyki gatunku. Niestety, czerpiący w raczej mało subtelny sposób i skierowany najwyraźniej do tej samej widowni, która podniecała się takimi seriami, jak "American Pie". "Decoys" próbują bowiem być czymś na wzór pastiszu głupawych amerykańskich komedii romantycznych, w których samce i samice muszą bez wyjątku przypominać wariacje na temat Barbie i Kena. "Laski" są tu więc niemal bez wyjątku różowe, ich admiratorzy to z kolei albo odwieczni prawiczkowie albo mętne kopie Collina Farrella. Wierzę, że twórcy mieli "chęci", na pewno odrobili seans "Coś". Szkoda tylko, że nic ciekawego z tego nie wynika. Soundtrack jest wprost koszmarny (pamiętacie te czasy, kiedy wszyscy "zbuntowani" chłopcy jeździli na deskorolkach, a niegrzeczne dziewczynki słuchały Avril Lavigne? - to właśnie te klimaty), zwroty akcji - przewidywalne, aktorstwo o pośladki potłuc. Do tego obowiązkowo - dziadowskie efekty (fajne, bo komputerowe). Nie na moje lata.