Nie bardzo pojmuję końca filmu.
Skończyło się na tym, że facet z metra i dziewczyna, która się na to metro spóźniła spotkali się w windzie w szpitalu, takl?
Tamta, która na ten pociąg zdążyła umarła?
A może w rzeczywistości ona się spóźniła na tenże pociąg, ale w końcu spotkała tego faceta w windzie (na końcu filmu)? Tzn. przezxnaczenie ich do siebie skierowało?
Proszę, napiszcie jak to właściwie było...
Agnieszka
chudzia1@o2.pl
Ja zrozumiałam, że wypadek był momentem kiedy te dwie wersje Helen się połączyły w jedną, tą, która nie zdążyła na metro. Jedyne co pamiętała, to jakieś migawki i to zdanie o hiszpańskiej inkwizycji.
Widzę że temat z 2003 ale może ktoś zechcę kontynuować rozmyślenia xD
wg mnie, to po prostu równoczesne przedstawienie dwóch wersji, gdzie podczas trwania fimu widz moze wybrac, ktora jest lepsza, wlasciwa dla glownej bohaterki. Wszystko wskazuje na to, że pierwsza wersja, kiedy helen nie zderza sie z nikim biegnac na metro i nie spoznia sie na pociag, jest dla niej najlepsza. Koniec filmu przynosi jednak refleksję,ze musimy swoje przeboleć, żeby los sie odmienił, tu w znaczeniu - oszukani, niedocenieni, przyłapani na własnej naiwnosci
No właśnie... Jak dla mnie w oby dwóch wersjach powinna przeżyć. Gdyby w wersji, w której spotkała Jamesa przeżyła to przesłanie filmu byłoby oczywiste: nie ważne co robisz i jak robisz - to co ma cię spotkać, spotka cię. A tak to się lekko nie trzyma kupy.
O co tu chodzi???
No właśnie, niedopatrzenie, lub może celowy zabieg, lecz fakt faktem że kupy się to nie trzyma.
Bo w zasadzie i tak i tak spotkała Jamesa, czyli jakieś tam przeznaczenie jest, tylko że wychodzi na to że jeśli przypadek sprawi że dojdzie się do momentu który zaplanowało nam przeznaczenie, jakąś inna alternatywna drogą, to ostatecznie może się to skończyć tragicznie, z powodu takiej błahostki że wsiadła na początku do pociągu zamiast do niego nie wsiąść :/
A i w jednej wersji i w drugiej została potrącona przez jakiś tam pojazd, więc nie wiem czemu raz przeżyła a drugim razem nie. Wychodzi na to że przypadek który sprawił że bardziej pechowo została potrącona w jednej wersji niż w drugiej, ma większą moc niż moc przeznaczenia, która nie uchroniła jej od śmierci. Czyli bez sensu...
ja miałam wrażenie, że w wersji długowłosej to nie było potrącenie przez samochód, ale upadek ze schodów, chociaż może wzrok spłatał mi figla.
a może faktycznie ze schodów spadła, ale to nie wiele zmienia bo równie dobrze po upadku ze schodów można doznać śmiertelnych obrażeń jak i po potrąceniu przez pojazd.
Faktycznie. Wtedy uderzyła się w głowę? Pamiętam, że upadła jakby na jezdnię i w tle był samochód. Może dlatego tak mi się wydawało.
Może po prostu w wersji "krótkowłosej" dużo wcześniej spotkała Jamesa i spędziła z nim wyjątkowe chwile i Los uznał, że może już odejść z tego świata, a w wersji "długowłosej" dopiero w szpitalu go poznała i nie zaznała jeszcze "radości" bycia z nim.
Ja odniosłam wrażenie, że historia w której spóźniła się na metro była tą "właściwą", która naprawdę się wydarzyła. Natomiast wersja, w której zdążyła, pokazane było coś w rodzaju "co by było gdyby..." - w tym przypadku co by się działo i jak układałoby się jej, gdyby rzeczywiście zdążyła, coś na zasadzie porównania prawdziwej i alternatywnej historii, pokazanie jak przeplatałyby się jej losy w różnych miejscach. W końcu okazuje się, że gdyby zdążyła na metro zginęłaby potrącona przez samochód, natomiast prawdziwa, spóźniona na metro Helen dowiaduje się w końcu o zdradzie narzeczonego(?) (morał: prędzej czy później wszystko wychodzi na jaw), spada ze schodów, budzi się w szpitalu, odchodzi od niego, a przy wyjściu ze szpitala spotyka w windzie James'a, który odwiedzał swoją matkę w szpitalu ( i nie zauważyłam, żeby był jakoś specjalnie przygnębiony po śmierci blond Helen ) - czyli jego też w końcu spotkała zgodnie z przeznaczeniem. Pokręcone, ale ogarniałam to z mamą, bo się obie trochę pogubiłyśmy przy zakończeniu filmu. :)
Trochę pieprzycie pomijając kwestię najistotniejszą. Zastanawiające jest to, że w chwili gdy Helen rozmawia w metrze z Jamesem, ten mówi jej, że już ją gdzieś widział, a potem przypomina sobie, że podał jej w windzie kolczyk, i okey. Wszystko gra do ostatniej sceny, w której właśnie to robi. Wygląda na to, że podczas rozmowy w metrze James znał... przyszłość, bo przecież zdarzenie w windzie bez wątpienia odegrało się po tym, gdy Helen nie zdążyła na pociąg metra. Jest ktoś mi w stanie wyjaśnić tą kwestię???
kolczyk w windzie podał jej kiedy ona straciła pracę i to była jedna historia. Dopiero potem na stacji metra zaczyna się dziać równolegle prawdziwa historia(gdzie nie zdarza na metro) i ta "gdybana"-gdy zdarzy
Mnie zastanawiają te przebłyski pamięci, np wiedziała, że wioślarze będą mieli fioletowe koszulki. Wychodzi na to, że podniósł jej klips dwa razy... bez sensu. Pod koniec filmu zdanie z hiszpańską inkwizycją jest najdziwniejsze. Dlaczego w wersji, w której zdążyła na pociąg pierwsze do głowy przychodzi jej "Zawsze patrz na..." a w drugiej wersji jest już "Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji"
Nigdy nie wiesz kiedy przeznaczenie walnie Cię obuchem prosto w łeb, czyli nie wiesz kiedy spotkasz miłość swojego życia.
Po co ja to tak rozkładam na części pierwsze? Reżyser zrobił niedopatrzenie, a miało wyjść przeznaczenie.
nie zauważyłaś żeby James w windzie był jakoś specjalnie przygnebiony po smierci Helen ,bo to byla ta druga historia, w ktorej nie bylo Helen o krotkich wlosach. To byla historia kiedy James wlasnie poznaje Helen na koncu filmu w windzie:) troche pomieszalam ,ale mam nadzieje ze wiesz o co chodzi
Niech mi tylko ktoś powie, czy na początku filmu jest scena w windzie, gdzie James podaje Helen kolczyk. Proszę o odpowiedz.
Dzięki:) To ma ogromne znaczenie. Gdyby taka scena nie istniała, to film byłby dla mnie niezrozumiały, a tak wszystko jasne - PRZEZNACZENIE. Nie ma co się nad nim głowić. Bardzo fajny, lekki film... Szczerze mówiąc, to szczególnie zaintrygowała mnie postać Jamesa... Ja zachowuję się dokładnie jak on:) Pierwszy raz znalazłem takie podobieństwo do siebie w postaci filmowej.
Niee, spoko, rozumiem o czym piszesz . :) Mi chodziło właśnie o to, tylko ja to strasznie pokręciłam chyba. Przepraszam.
mam bardzo podobne odczucie. O wiele bardziej spójny byłby ten film, gdyby w obu wersjach przeżyła. Byłby przez to również o wiele bardziej przewidywalny, ale jakoś by mi to nie przeszkadzało.
Albo, gdyby w obu zginęła. Byłam pewna, że tak się skończy, i że będzie to film o tym, jakie tak właściwie ma znaczenie jak toczy się Twoje życie w obliczu nieuchronnego końca. Może właśnie stąd dwuznaczność, raz przeżyła, raz zginęła, gdyż to, na co zdecydowałby się reżyser momentalnie całkiem przetasowuje ścieżkę interpretacyjną. Ja w każdym razie ten film odczytałam w ten sposób, że cały czas prawdziwa była długowłosa Helen, i że 'umierając' przeżyła refleksję o tym, ile czasu straciła przez to złośliwe spóźnienie na pociąg wówczas, ile zdążyłaby przeżyć, a już nie będzie miała szansy. Stąd wizja krótkowłosej Helen, której wszystkie niepowodzenia przeradzają się w sukcesy - zakłada własną branżę w dziedzinie, w której jest świetna, nawiązuje zdrowy związek z facetem, który traktuje ją tak, jak na to zasługuje. James jest w tej wizji po prostu personifikacją idealnego faceta, którego potrzebuje i który doskonale do niej pasuje. Wychodząc ze szpitala i spotykając Jamesa spotyka więc po prostu swój ideał, a nie 'faceta który przypadkiem pojawił się w jej wizji i o którym dzięki niej telepatycznie spodziewała się wszystkiego. A trafia od razu we właściwy cytat, w przeciwności do swoich oczekiwań z wizji, ponieważ po prostu pasują do siebie lepiej, niż mogłaby zamarzyć ;) Bonusowa gwiazdka za szkocki akcent Jamesa...
To nie była wizja, tylko alternatywna rzeczywistość, która zbiegła się w jedną liniową w momencie śmierci jej alter ego. Pomimo tego "prawdziwa" Helen ma przebłyski z życia tej innej i lekko pamięta niektóre budynki, miejsca czy nawet słowa (cytat z filmu) . Może właśnie na tym polega miłość od pierwszego wejrzenia ? Nawet nie wiemy, że już byliśmy z daną osobą, wydaje nam się, że to nasze pierwsze spotkanie i od razu BUM, love na całego :)