Na przykładzie tego filmu widać ją wprost idealnie, a to dlatego, że "Przypadkowa dziewczyna" nie jest dzielem oryginalnym. Koncepcja w całości oparta jest na wybitnym filmie Kiślowskiego pt. "Przypadek", stąd łatwość porównania. I choć bardzo lubię "Sliding Doors", bo to sympatyczne, miłe, dobrze skrojone kino, to jednak zestawienia z "Przypadkiem" ten film żadną miarą nie wytrzymuje. Nie jest w stanie, bo o ile tutaj mamy fajną historię i możliwie niewielką (aby się nam zachodnioeuropejski widz za bardzo nie przemęczył) liczbę pytań, to we wcześniejszym o bodaj 17 lat (!) obrazie Kieślowskiego mamy niemal wyłącznie pytania i to raczej te najcięższego kalibru. Sympomatyczne są szczególnie zakończenia obu filmów: tutaj, choć lekko stłumiony, delikatny happy end; w "Przypadku" natomiast niemal klasyczna tragedia, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie chcę deprecjonować dziełka Petera Howitta, ale z całym należnym mu szacunkiem: film Kieślowskiego oglądany po raz pierwszy wciska w fotel, gdy tymczasem "Przypadkowa dziewczyna" potrząsa leżaczkiem. Zachęcam zatem do bacznego obejrzenia "Przypadku".
może i nie jest ale wątpie zeby reżyser PRzypadkowej Dziewczyny zwalił pomysł od polskiego filmu... ;)
co do reszty się raczej zgadzam...
Magda, zdziwiłabyś się bardzo jak wiele inspiracji czerpią zagraniczni twórcy z Kieślowskiego, Wajdy czy Hasa...
dokładnie, filmowcy to jednak inteligencja i fachowcy od swojej branży - zorientowani są w historii i trendach trochę bardziej, niż przeciętny zjadacz popcornu ...
Jestem wręcz pewien, że Peter Howitt film Kieślowskiego widział i przynajmniej go zainspirował. Zaś jeśli nie widział - tym gorzej dla niego.
Na pewno widział! - w całym filmie najlepszy jest zamysł, koncepcja tego filmu, reszta - to norma (jak na ichnie standardy oczywiscie). Myślę, ze reżyser nie powinien dostać tych nagród (za scenariusz, reż.). Film jest naprawdę sympatyczny, aktorzy są sympatyczni... ale nie wstrzasa, nie stawia pytań, po jego obejrzeniu nie przychodzą refleksje. A chyba tematyka obrazu wskazuje, ze tak powinno być. To ewidentny i do tego marny plagiat!
Czyli wg Ciebie kino wielkie to pozostawiające widza z masą niedomowień i bólem głowy?
Na Twoje bóle głowy nic nie jestem w stanie poradzić... Może to przegrzanie, a może migrena? Nie moja wina, że od pytań i niejasności robi Ci się gorzej. Moim zdaniem stawianie pytań i unikalnie prostackich recept w odpowiedzi na te pytanie to niewątpliwa zaleta dzieła sztuki (nie tylko filmowego). Że to współczesnego tzw. „przeciętnego widza” męczy (aż się ten widz poci i sapie przy popcornie), to już problem tego widza. Owszem – wielkie kino to kino stawiające wielkie pytania, nawet jeśli nie ma na nie statystycznego zapotrzebowania.