Główny antagonista ani przerażający, ani porażający. Mogli dać jakiegoś lepszego aktora, choć może z drugiej strony uderzali w te tony, że nawet najbardziej pospolicie wyglądający człowiek może okazać się mordercą, to niech im będzie. Ogólnie więcej w tym było ideologicznych utarczek, niż tego napięcia charakterystycznego dla dreszczowca, ale ogólnie nawet nieźle im to wyszło. Konflikt pokolenia pomiędzy matką i synem (którzy wyglądali na równolatków. MacKay jest boski, ale wygląda za staro jak na 23-latka, szczególnie w tym filmie) był całkiem udany. Nawet prychnęłam śmiechem na scenie, gdy on wrzuca matce, że telewizja ją ogłupia, a ona odbija piłeczkę z jego mądrościami z youtube, całkiem było to trafne. Poza tym oczywiście temat rasizmu został tutaj poruszony. Wydaje się, że facet jest jakimś sadystą-gejem, gdy tak naprawdę chodziło o jego urazę z przeszłości (ckliwa historyjka podana, by widz się nie czepiał, że chłop nie ma motywu).
Ten film po prostu jest taki sobie. Mogę jedynie pochwalić za zakończenie, które było dosyć niespodziewane, a reszta trochę mdła.