Podobno po 11 września pedagodzy i rodzice stanęli przed pytaniem, jak rozmawiać z dziećmi o przyczynach tych groźnych zdarzeń. Problem polegał na tym, by nie wywołać lęku, nie kryjąc przed dziećmi, że światowy terroryzm jest zjawiskiem, które może dotknąć każdego. I oto sprawa jest rozwiązana: trzeba zaprowadzić dziecko na film "Psy i koty". Wiem, że to nie jest temat do żartów, lecz dalekowzroczność kina amerykańskiego, nie pierwszy raz wyprzedzającego rzeczywistość, może budzić lekki niepokój.
Pracę nad filmem rozpoczęto w roku 1999; trwały tak długo, były bowiem niebywale żmudne. Psy i koty obsługują tu skomplikowane urządzenia techniczne, wykonują różne trudne zadania a także mówią. Część zwierzyńca wygenerowano w komputerze, niektóre zwierzaki mają dublerów w postaci precyzyjnie odwzorowywanych duplikatów, lecz grają w filmie także prawdziwe psy i koty, przygotowywane cierpliwą - zdaje się to niedobre słowo - tresurą. Koty chcą podstępną akcją terrorystyczną zapanować nad światem, psy dzielnie bronią swoich - nie "państwa", lecz rodzin, jak mówią o ludziach, z którymi dzielą życie. Jeśli dodamy, że opanowany żądzą władzy kot - superterrorysta jest białym persem, czyli należy do rasy kotów z Bliskiego Wschodu, że chce zniszczyć ludzi poprzez wywołanie epidemii choroby (alergia na sierść psa, którą mają roznieść tysiące myszy) a jego bojówka dokonuje ataku z powietrza - robi się naprawdę nieswojo.
Jak się więc zachować wobec takiego filmu? Pójść w dzieckiem do kina czy raczej kazać mu poczytać o Muminkach? Ja bym poszła. Psy - zwłaszcza główny psi bohater, szczeniak rasy beagle - czarujące, koty wprawdzie wredne, ale to przecież tylko koty i na końcu zostaną przywołane do porządku. A jeśli dziecko coś skojarzy i zacznie pytać - lepiej mu wyjaśnić co trzeba posługując się bajką niż odsyłać do dziennika TV.