Pierwsze 50 minut to film obyczajowo-romantyczny, a kiedy zaczyna się mordowanie przez ptaki jest to kabaret i to mało śmieszny. Może w latach 60-tych robiło to jakieś wrażenie, ale teraz film od strony technicznej to antyk (ale i tak ma u mnie plus za efekty jak na 1963 rok), a jako horror w ogóle się nie sprawdza (oglądałem go od 23:00 do 1:00 i ani razu się nie przestraszyłem, ani na chwilę film nawet nie trzymał w napięciu, tylko śmiałem się z tego co wyprawiają ci ludzie z miasteczka i ptaki, które ich atakują).
Za superinteligentne ptaki-zabójcy (to brzmi jeszcze głupiej niż w "Piekielnej głębi" z rekinami) i za to, że nie wytłumaczone nawet zostało dlaczego takie były, ode mnie zasłużone 2/10. Nazwisko reżysera to jednak nie wszystko! :P
scenariusz do filmu powstał na motywach opowiadania Daphne du Maurier, więc o zakończenie nie możemy mieć pretensji do Hitchcocka.
Opowiadanie to ma zupełnie inną fabułę i zakończenie również. Nawet bohaterowie sa inni, nie ma żadnej blondynki która przywozi ptaka dla siostry amanta mtóry jej sie spodobał.. Zdziwiłam sie że film powstał na podstawie opowiadania. Zazwyczaj jak coś powstaje "na podstawie" to oba dzieła mają dużo podobieństw, tutaj niewiele sie zgadza.
Heh, a ja zauważyłem ciekawa zasadę: im wybitniejszy reżyser tym mniej wierna ekranizacja ;-) Najlepszy przykład to chyba "Solaris" Tarkowskiego. Choć oczywiście żelazna zasada to nie jest.
Nie czujesz ogromnego napięcia w ostatnich kilku minutach? Bo dla mnie to majstersztyk, tak jak i cały film zresztą.
ptaki byly takie dlatego, bo jak ta babka jechala na lodce czy motorowce, nie pamietam, i wiozla ze soba te kanarki czy papugi to ptaki zobaczyly, ze ona więzi je w klatce i chcialy sie na niej za to zemscic.