Na wstępie napiszę, że współcześni widzowie na ogół są leniwi i chcą mieć podane wszystko na tacy a wszystkie zagadki wyjaśnione. Wyznacznikiem dobrego filmu jest ilość efektów specjalnych.
Tymczasem dla mnie wyznacznikiem dobrego filmu jest fabuła i końcówka. Hitchcock niczego nie wyjaśnia, ale stwarza otoczkę, którą mógłby analizować sam Freud, chociażby stosunek matki Mitcha do Melanie.
Największy plus filmu to napięcie, którego zresztą Hitchcock jest uznawany za mistrza. Gdy na podwórku szkolnym pojawiają się ptaki, wiadomo, że coś złego stanie i widz automatycznie zaczyna się bać (podobnie jak w "Christine" i "Mgle" Camerona). Nawet finał nie jest happy-endem i widz pozostaje w stanie niepokoju.
Co do ptaków, to i mnie się wydaje, że one coś symbolizują, ale nie mam pomysłu co. W każdej z propozycji pewnie znajduje się część prawdy.
Dałem 9/10, bo w porównaniu do dużej części współczesnych horrorów naprawdę straszy.