mówię to w dobrym znaczeniu. film z jednej strony strasznie mnie zdenerwował? nie wiem
czy to dobre slowo. przez cały seans było mi niesamowicie żal tego gwałciciela.
myślałam"co za poryta gówniara" i tak dalej. facet wydawał mi się na maksa niewinny.
miałam ochotę mentalnie skopać jej tyłek. kiedy okazało się, że wcale taki niewinny nie był
poczułam się, jak skończona idiotka. i to w tym filmie jest najlepsze. przez parę następnych
dni wracałam do niego myślami.
naprawdę trudno opisać słowami o co właściwie chodzi w tym filmie, ale zdecydowanie
polecam każdemu...
takie było zamierzenie autora. Pokazać działania, niewinność, to że Ci najbardziej niewyróżniający się, udający cierpienie, perfekcyjne okłamywanie, okazują się być istnymi potworami.