Żołnierze w polowym obozie dziwnie wymuskani, mundury jak nowe. Kapitan wydziera się na porucznika jak na kursie rekruckim w Marines, w dodatku w obecności jego podwładnych, co w większości armi jest niedopuszczalnym naruszeniem regulaminu. Do tego toporne tłumaczenie, gdzie ciągle mamy "inżynierów", a nie saperów. No i nie dałem rady.
Nie podejmę dyskusji, bo po dwóch latach po prostu niczego nie pamiętam. I jest mi z tego powodu lekko na duszy. A co do dalszej części mojej wypowiedzi, to film ożywił we mnie mało przyjemne wspomnienia ze służby wojskowej, właśnie w saperach...