Czytałem, że Tarantino powiedział w wywiadzie, że w walizce jest to co widz chce żeby tam było. Gdy pierwszy raz oglądałem film jak Vincent otworzył walizkę myślałem, że to narkotyki :D
Ja sobie myślę, tak:
Pewnego słonecznego poranka Quentin Tarantino wstał ze swojego łóżeczka, umył ząbki, zjadł śniadanko i zasiadł do pracy nad scenariusze swojego drugiego filmu, czyli "Pulp Fiction". Doszedł do strony, na której Vincent otwiera walizkę i... pomyślał sobie "what the fuck should I put in this fuckin case? Drugs? Diamonds? Money" Soul of Marcellus? No, no no, it's stupid. I better type, that light comes out from case, but we can't see what's in it." I fortel zadziałał. Ludziska do dziś zastanawiają się co może być w tej walizce.
Wyobraźmy sobie sytuacje, że w pierwszych scenach Vincent Vega otwiera walizkę, a w środku jest na przykład... złoty pistolet.
Widz myśli sobie. No dobra. Pojadą zawieść ten pistolet do szefa i będzie git. A tu nie! Bo Quentin nie mówi nam co jest w walizce, i widz siedzi sobie i myśli "co jest kurna w tej walizce?" Kino Panowie i Panie. Na czymś takim polega wielkie KINO. Gdyby to był polski film to pewnie reżyser pokazałby nam co tam jest i tyle. Dramaturgia, oczekiwanie. Oczekujemy na to, że się w końcu dowiemy co jest w walizce i oglądamy w napięciu. Proste, nie?
w pierwszym momencie też pomyślałem, że narkotyki, ale walizka była podświetlana od środka, albo był to odblask od czegoś..
więc już zakładałem wersje, że może to zdjęcia jak marsellusa, policjant-gej r***** w tyłek.
jednak mówią oni, że szkoda im, że interesy się nie powiodły, co wyklucza tą opcję ;]
prawdopodobnie sam Tarantino nie wie do dzisiaj co mogłoby znaleźć się w tej walizce :)