Kluczowym dla każdego kryminału jest zwykle pewien motyw. Tutaj jest nim wino. Szkarłat, duże kieliszki, picie wina, konsekwencje tego picia. Pierwsza scena – niezwykle barwna i wymowna – wprowadza nas w ciekawy klimat filmu świetnie zespojonego właśnie konkretnym motywem. Bo poza tym David Marqués nie koncentruje się jedynie na procesie pisania, skomplikowanym charakterze tworzenia, egzystencjalnej egocentryczności czy bolesnej samotności, które często łączone są z osobami twórczymi, pisarkami i pisarzami. Tu rozgrywa się intrygująca psychodrama oparta na skomplikowanych relacjach. A może wcale nie tak skomplikowanych, po ludzku okrutnych. To one są tu najistotniejsze. To, że odbiorca filmu co chwilę gubi się w tym, kto tu jest dla kogo antagonistą, a kto protagonistą. „Punkty zwrotne” pokazują również, że znakomite kino można stworzyć bez żadnych spektakularnych zdjęć pejzaży, dobre kino może się rozgrywać w konkretnym miejscu. A to miejsce charakteryzują detale. Tu od początku do końca właśnie na nich trzeba się koncentrować.
Kino rozrywkowe? Częściowo. Psychologiczne? Jak najbardziej. Samo w sobie jest kryminałem, ale to przede wszystkim film o tożsamości twórcy i o tym, że wydawanie książki nie jest intymną autoterapią. Pisze się po to, aby na tym zarobić, ale przede wszystkim, by inni to czytali. I wiedzieli, kto napisał to, czym się zachwycali. Tu zachwycamy się przede wszystkim doborem tematu i klimatem intrygi. Wcale nie takiej skomplikowanej, a jednak wiarygodnej. Bo o tym mówi film: o istocie tworzenia powieści kryminalnej, która bardzo często komplikuje rzeczywistość do granic absurdu, a zwykle okazuje się w swoich rozwiązaniach fabularnych bardzo wiarygodna. Czy „Punkty zwrotne” zyskają uwagę za scenariusz, aktorstwo, zdjęcia, a może za świetne wykorzystanie motywu przewodniego? David Marqués ma w swoim dorobku twórczym niebanalne filmy w różnej tematyce. Tym razem to bardziej teatr niż film. Ale dla mnie jako dla pisarza stał się rozrywką, lecz również inspiracją. Nadal nie umiem napisać kryminałów. Po seansie wiem jednak, dlaczego tego nie umiem.
I jeszcze jedno - mordercą naprawdę może stać się każdy z nas. Tu jest zgrabnie pokazane dlaczego, wystarczy kilka splątanych emocji i chwilowy brak kontroli nad nimi.