Bardzo dobry scenariusz, świetne dialogi i gra aktorów. Rozkręca się i trzyma w napięciu do
mocnego końca. Miła odmiana od współczesnego kina tego typu, gdzie trudno o bohatera z
krwi i kości.
Ośmielę się polemizować. Szczerze rzekłszy, scenariusz sprawiał wrażenie wewnętrznie niespójnego pod względem opisu psychiki głównego bohatera. Dixon z początku filmu i z końca filmu to dwie zupełnie inne osoby - i to bynajmniej nie dlatego, że po drodze przeszedł jakąś wewnętrzną przemianę, charakter Dixona był twardy, niemożliwy do zmiany. Na początku filmu zdawał się być rozbawiony i wręcz zadowolony z tego, że ktoś może podejrzewać go o morderstwo. Dumny, połechtany tym faktem. Bawiło go rzucanie dwuznacznościami, bawiła go niepewność jego własnego agenta, policji, współpracowników.
A potem? Zmienia podejście o 180 stopni i wpada w furię właśnie podczas wydarzeń związanych ze śledztwem - gdzie Dixon z pierwszych minut filmu skwitowałby to tylko szyderczym uśmiechem i rzuceniem kolejnych dwuznaczności.
W kwestii napięcia - gdyby nie fakt, iż w zasadzie od początku widz miał pewność, że to nie Dixon zamordował (no bo niby jak, skoro został w domu a szatniarka poszła dalej?), to może byłoby ono odczuwalne. Nie było miejsca na margines niepewności, przez co jakoś tego napięcia nie czułem nic a nic.
Co do reszty się zgodzę, widząc ten film od razu zrozumiałem, dlaczego ten okres był zwany "złotym" dla dziesiątej muzy. Aktorzy nieprzypadkowi, dobrze dobrani, zaangażowani w historię, a klimat udało się stworzyć naprawdę wciągający.