7,5 2  oceny
7,5 10 1 2
Quelque part quelqu'un
powrót do forum filmu Quelque part quelqu'un

Alkoholik i kochająca go kobieta, próbujący walczyć z nałogiem tego pierwszego. Młodzi ludzie u progu nowych perspektyw. I starsze małżeństwo, u progu... śmierci starające się najlepiej wykorzystać swój czas. Anonimowi, szarzy, smutni, przygnębieni. Tak naprawdę samotni pośród zgiełku wielkiego miasta. Miasta, w którym tak naprawdę nie istnieje nikt...

Yannick Bellon, twórca raczej nieznany w naszym kraju (a mnie dopiero od niedawna) tworzy niesamowity, klaustrofobiczny pejzaż wyobcowania - jego kamera sunie po szarych kamienicach Paryża, białych na wpół zamkniętych okiennicach, po jego wyludnionych lub tłumnie obleganych ulicach i szepcze niezbyt optymistyczny pean na cześć metropolii. Sam prolog filmu, podczas którego, wraz z operatorem, przez kilkanaście minut ślizgamy się po budynkach i twarzach anonimowego tłumu, słuchając przejmującego szeptu z offu, sprawił że nie mogłem się ruszyć z miejsca. Dalej, gdy poznajemy historię kilkorga zagubionych mieszkańców miasta, robi się już mniej oryginalnie, ale wciąż interesująco. Dodatkowo oszałamiająca muzyka oraz symboliczna paleta barw - głównie różne odcienie szarości, przetykane gdzieniegdzie jaśniejszymi nićmi, a gdzie indziej przełamywane plamami czerwieni i pomarańczu - jak świetnie Bellon uwydatnił te kolory! Nie mogłem wyjść z podziwu także nad samą codą filmu - niezwykle smutną i przejmującą w swej prostocie.

Od jednostki do tłumu, od szarości po czerwień, od miłości po odrzucenie, ze związku w samotność - łatwo zatonąć w wizji francuskiego reżysera, zalecana jest zdecydowanie cierpliwość i zdolność wyciszenia się. Wszystkich cierpiących na nerwicę lub depresję lepiej przestrzec - "Quelque part quelqu'un" waszego nastroju nie uczyni różowym... Mnie jak najbardziej odpowiadały jednak barwy jakie prezentował. 7 lub 8/10.