Być może to najlepszy film Smarzowskiego, obok "Kleru" i "Wesela". Oszczędny, wręcz ascetyczny, świetnie grany i znakomicie filmowany (pogrzeb Róży, kilka postaci na tle panoramy śniegu to majstersztyk) pokazujący bardzo prawdziwie lata powojenne na Mazurach. Niemcy, Mazurzy i Polacy (normalni, przesiedleńcy i UB) plus bezkarni Rosjanie. Ludzkie tragedie, uczucia, strach, okrucieństwo i pragnienie normalności w czasach historycznego przełomu z płomykiem nadziei na końcu.