Pierwszy raz obejrzałem „Różyczkę” Jany Kidawy – Błońskiego jakieś pół roku temu. Wrażenie było ogromne. Dlatego też dziś do filmu wróciłem, co nie zdarza mi się często w przypadku rodzimych produkcji. I tutaj pierwsza uwaga: film polski oznacza z reguły znacznie słabszą robotę filmową niż w przypadku tytułów z USA czy Europy. W moim odczuciu nawet całkiem udane polskie filmy najczęściej zawierają pewną dozę nienaturalności, siermiężności, przejawiającej się w języku dialogów, jakości obrazu, dźwięku i wielu innych elementach. Otóż „Różyczka” jest wolna od tego piętna, jej polskość nie oznacza obniżenia jakości pod jakimkolwek względem.
Sugestywna rekonstrukcja realiów późnych lat 60 czy harmonijne włączenie do fabuły dokumentów filmowych to niewątpliwie trudna sztuka. Tutaj udała się w pełni. Oglądając film po raz kolejny uświadomiłem sobie, jak znakomicie forma służy treści tego filmu. Nieraz jest tak, że podziwiamy zdjęcia, nie angażując się zbytnio w fabułę. Czasem z kolei niemal wyłącznie ona przyciąga uwagę. W przypadku „Różyczki” fascynuje na równi opowiadana historia, jak też strona wizualna, a także oprawa muzyczna. Kidawa – Błoński splótł te elementy w jednorodną całość, dzięki czemu wspaniale, niebanalnie opowiedział całą historię. Rozpoczynając w tonacji dość pogodnej obyczajówki z SB w tle, stopniowo dodawał ciemnych barw i molowej tonacji, dochodząc do finału godnego greckiej tragedii.
Osiągnięcie tak znakomitego ostatecznego rezultatu nie jest (i być nie może) zasługą samego tylko reżysera. Tutaj miał on do dyspozycji kilkoro wybitnych aktorów. Przede wszystkim Magdalenę Boczarską. Jej typ urody, perfekcyjne ciało, a także głos były jak gdyby stworzone do tej roli. Dość szczupła, żeby podobać się kobietom, ale nie aż tak, żeby nie zachwycać mężczyzn; filmowa Kamila to piękna prostaczka (z akcentem na „piękna”). Brak jej ogłady, kultury, zainteresowań, ale nie sprytu czy umiejętności uczenia się. Podobnie jak w „Przypadku” Kieślowskiego na przykładzie Kamili widzimy, w jaki sposób zewnętrzne okoliczności kształtują indywidualne losy. Tajnym współpracownikiem „Różyczką” Kamila zostaje przecież przez przypadek, jedynie dlatego, że jej narzeczony jest esbekiem, a ona sama pracuje w dziekanacie uczelni, gdzie wykłada Adam Warczewski, wzorowany na Pawle Jasienicy.
Warczewski zagrany przez Andrzeja Seweryn to prawdziwy popis aktorski. Subtelny intelektualista jaskrawo kontrastuje z rzeczywistością zgrzebnego PRL-u, jest przy tym pisarzem z charakterem i charyzmą (naprawdę doskonałe są sceny z jego autorskich wystąpień). Jednakże ten przenikliwy myśliciel nadzwyczaj łatwo daje się „złowić” plebejuszce Kamili. Warczewski jej prostactwo odbiera zapewne jako spontaniczność i naturalność, którą nie grzeszą znane mu panie z warszawskiej socjety. Z kolei ignorancja Kamili to dla niego wyzwanie, które podejmuje z ochotą, opowiadając jej o literaturze czy winie.
Scena z piciem wina jest szczególnie znamienna. Kulturowe różnice pomiędzy dwojgiem stają się tu widoczne jak na dłoni. Wysokiej klasy francuskie wino, pieczołowicie przechowywane na wyjątkową okazję nie robi na Kamili większego wrażenia: „dziwne jakieś...” komentuje niekompetentnie (choć nie bez wdzięku). Oglądając film po raz drugi dostrzegłem w tej scenie kilka ciekawych szczegółów. Kamili wino nie smakuje, ale pije je dużo szybciej niż gospodarz (inaczej widać nie umie). Kieliszek trzyma nie za nóżkę, ale za czaszę. Warczewski, trzymając kieliszek prawidłowo, zauważa to (zaakcentowane jest jego spojrzenie na dłoń Kamili) i zmienia uchwyt na nieprawidłowy, „dostosowując się” do swego gościa.
Inny szczegół, który dostrzegłem dopiero przy powtórnej „lekturze” filmu to scena w gabinecie Rożka, gdy po raz pierwszy przyprowadza tam Kamilę. Wśród zdjęć ustawionych PRL-owskim zwyczajem w widocznym miejscu znajduje się to upamiętniające „Spartakiadę funkcjonariuszy MO i SB w boksie”. Rożek stoi na ringu podczas ogłaszania wyniku pojedynku, jednak sędzia unosi do góry rękę przeciwnika - widać zdjęć z własnymi triumfami zabrakło. I taki właśnie jest ten nasz esbek. Prostak i cham, ale też budzący współczucie loser. Nie zapanował nad swoim uczuciem do Kamili, nie poradził sobie z zazdrością o Warczewskiego, nie zdobył uznania szefów... Tak naprawdę to postać tragiczna – oprawca, który stał się ofiarą.
W moim odczuciu „Różyczka” jest filmem, który obejrzeć po prostu trzeba (najlepiej więcej niż raz), chociażby ze względu na fascynującą, nieco agresywną i wręcz animalną urodę Boczarskiej w roli Kamili, ze względu na perfekcyjny warsztatowo sposób opowiedzenia niebanalnej historii, a także dla wspaniałej muzyki Michała Lorenza. Tylu atutów nie posiadał już od lat żaden polski film!
Zapraszam na stronę: http://www.rekomendacje.npx.pl
Należy zwrócić uwagę również, na to w jaki sposób Kamila się przemienia. Na początku, jak zauważyłeś spostrzegamy ją jako piękną, ale "prostą" kobietę. Spędza wolny czas głównie na potańcówkach ze swoim facetem - prostakiem i gburem ( świetnie zagrana rola Więckiewicza) ), upijając się, uprawiając z nim pozbawiony jakiegokolwiek piękna seks i całkowicie się mu podporządkowując. Z czasem, w wyniku coraz częstszych spotkań z profesorem, zaczyna interesować się literaturą, staje się kobietą z klasą, inteligentną i niezależną. Widać to nawet po jej strojach - te kiczowate i krzykliwe "ciuszki" zamienia na eleganckie kostiumy. Wytrawne wino też zaczyna jej smakować, nie jest już " kwaśne" i "dziwne". Być może stwierdzenie, że Kamila "staje się" kobietą z klasą jest niewłaściwe, bo moim zdaniem była nią od początku, to środowisko w jakim przebywała skutecznie te wartości w niej tłumiło.
Trafnie podkreśliłaś potencjał osobowości Kamili, chociaż nie jestem pewien, na ile jej przemiana wynikała z autentycznych potrzeb, rozbudzonych przez Warczewskiego, a na ile ze specyfiki "zadania". Faktem jest, że wulgarna prostytutka czy barmanka nie zafascynowałaby akurat tego intelektualisty. Kamili się udało, gdyż miała w sobie to przysłowiowe "coś". Adam Warczewski, potrafiący docenić klasę nie tylko wina, dostrzegł to - pomimo tandetnego image'u.