Jan Kidawa-Błoński opowiada o brudnych kartach historii naszego narodu w konwencji melodramatu. Żeby nie było jednak tak słodko, historia przekazywana jest w oparach wódki i przy pomocy wulgaryzmów.
Sprawnie zrealizowana opowieść o rozdarciu wewnętrznym głównej bohaterki, która musi wybierać między dwoma mężczyznami. Jeżeli jednak spojrzeć na to szerzej okazuje się że "Różyczka" ma sporo wad i co więcej jest to dość tendencyjne romansidło, brutalne i pełne syfu, ale jednak. Mimo to przekonujące, przynajmniej przez większość czasu. Dopiero zakończenie robi złe wrażenie, bo wydaje się jakby ktoś puścił film na przyspieszeniu. Nagle każda postać dokonuje pod wpływem jednego impulsu decyzji które zaważają na całym jej życiu i robi to bez żadnego zastanowienia. W kilka minut wszystko obraca się o 180 stopni. Na prawdę nie obraziłbym się gdyby ten film trwał ze 140 minut, a zakończenie było by nieco wolniejsze i bardziej czytelne.
Aktorzy nie do końca mnie przekonali. Robert Więckiewicz dał radę, bardzo dobra rola. Boczarska spisała się nieźle. Seweryn to już gorsza sprawa, zagrał zbyt teatralnie, za często miał zdziwioną minę kiedy nie trzeba. No i w scenach erotycznych zachowywał się jakby nie ogarniał co się dzieje.
Co najciekawsze film wydaje mi się cholernie podobny do zrobionego rok wcześniej "Rewersu". Postać Rożka to wręcz ksero Bronisława z tego filmu. Tam gra uczuciami i konwencja znacznie bardziej przypadły mi do gustu. Może dlatego że "Rewers" to ogólnie była zabawa kinem. A "Różyczka" to poważny film, ale niestety nie dopracowany w każdym calu.
Polecam, bo to mimo wszystko wciągający festiwal ludzkich uczuć. Może gdyby rozwinąć ostatnie sceny byłby jeszcze lepszy. Ale nie ma co gdybać...