Pierwsze wrażenie - wow, jaki fajny film. Tajemnicze historie, pętle czasowe, surowe klimaty. Wow, wow, wow!
Film zostaje w głowie. Tego filmu zbyt szybko się nie zapomina. Ale to jednocześnie przekleństwo, bo im dłużej się go analizuje, tym bardziej na wierzch wychodzą pytania. Zamkniętych w budynku "więziła" magia, ale serio nikomu nie przyszło do głowy automatem z przekąskami rozwalić drzwi? Ni i jak na 35 lat to mimo wszystko mało mieli śmieci :-) I pytanie najważniejsze - zero samobójstw? Myślę że człowiek po miesiącu w takich warunkach, mając piętrowe schody i naładowany pistolet z pewnością zrobiłby z tego użytek zamiast czekać aż pojawi się kolejna kanapka.
Uwięzieni na drodze mieli zdecydowanie lepiej, przynajmniej kwestie widoków i zaopatrzenia. Ale i tam pewnie po miesiącu pojawi się myśl "a może rozpędzić się i zatrzymać na ścianie?". Hmmm, jestem wręcz pewny że tai pomysł się pojawił jako możliwy sposób na wyjście z kręgu.
No i sama myśl filmu, czyli... niewiadomoco. Tak, historie życia, krąg zdarzeń - ale w zasadzie jakaś myśl, morał, wniosek? Ot, pewna historyjka nakręcona dla nakręcenia historyjki.
Hmm. Ponoć większość nieudanych prób samobójczych kończy się tym, że delikwenci resztę życia spędzają jako niepełnosprawni. To już z dwojga złego lepiej w pułpace czasoprzestrzennej wegetować, będąc jednak sprawnym fizycznie.