Zamiast Polki w Egipcie jest Austriaczka w Kenii. Seksturystyka jest, była i będzie. Film ogląda się jak dokument. Czy on jest dramatem? Ale czyim? Tej kobiety, która się zabawia z przystojnymi Kenijczykami, czy może tych Kenijczyków bo za kasę się sprzedają? Bardziej chyba tej żony, do której przychodzi mąż ze swoją nową sponsorką, przedstawiając żonę jako siostrę. Ktoś napisał, że to film o poszukiwaniu miłości - ale gdzie? jakiej miłości? Przecież wszystko odbywa się za zgodą obydwu stron - babcie chcą się bawić i chyba nie są na tyle naiwne, żeby wierzyć w każde słowo Kenijczyka i w to, że "świadczy swoje usługi" za darmochę, to samo Kenijczycy - potrzebują "łatwej" kasy, wiedzą co starsze Europejki lubią i im to dają. Po co tu moralizować? Jeden morał - Świat jest okrutny. Przywyknijcie! Co do filmu - dobry, wierzy się w to co tam jest, a o to chyba chodziło.