Szkoda, że to wszystko jest nieprawdziwe, wręcz fałszywe.
Poprawczak jak lukrowany domek z piernika. W nim zostali osadzeni małoletni, wrażliwi, utalentowani młodzieńcy. Jeden świetnie spawa, drugi utalentowany grafik.
Siedzą tam zapewne, bo kopnęli i przewrócili kosz na śmieci na ulicy.
Na widzenie przyjeżdżają mamusie, tatusiowie, pewnie jakieś ciocie też. Wyściskują tych młodzieńców gestami pełnymi miłości i pocieszenia: Mówiłam ci, abyś ogryzków nie rzucał na ulicy.
Biedni chłopcy. W tak młodym wieku, a już tak srogo pokarani przez życie.
Prawda niekinowa jest jednak inna.
W poprawczaku siedzą zdemoralizowani, młodociani przestępcy. Z patologicznych rodzin, gdzie o miłości raczej nie ma mowy. Chyba, że tylko w nocy. Najczęściej prymitywy z zaburzoną kontrolą swoich emocji i popędów. Przemoc wśród nich, osadzonych to standard. Walcz albo giń. Robisz mi laskę, bo jesteś słabszy. Ot i cała miłość.
A tu proszę! Rozkwita jak róża romantyczne uczucie.
Nie przeczę, że takie zdarzenie nie może mieć miejsca, ale w tym filmie zabrzmiało to wyjątkowo fałszywie.
Gdyby dekoracje zmienić na jakiś internat. Na przykład dla młodzieży z dysfunkcyjnych rodzin. Dla młodzieży zagrożonych wykluczeniem. Może wtedy dałoby się uratować wiarygodność tego filmu.
W tej jednak sytuacji filmu nie ratuje nic. Słodko i płasko ckliwie.
I do tego ten schemat: Biały Francuz i Francuz Arab. Co? Miłość ponad podziałami rasowymi i etnicznymi? Dość, tego lukru już wystarczy.