Cieszę się, że przemysł filmowy zdecydował się pójść w tą stronę. Film, który nie sypie cukrem w oczy (pomimo, że połowa dzieje się w cukierkowym królestwie), tylko jest na tyle długi, że można wsadzić do niego fabułę z prawdziwego zdarzenia, a nie godzinną namiastkę filmów pełnometrażowych.
Od dawna nie widziałem tak fajnego filmu. Brave podobało mi się "dość", chociażby przez czas i miejsce akcji, a po Brave, długo nic. Jeśli chodzi o film, który skupia się na czymś więcej niż durnej fabule "od zera do bohatera z wyrwaniem laski w 60 minut + napisy". I taki, w którym pojawiają się momenty dla młodszych widzów straszne, solidnie smutne oraz dwa zaskakujące zwroty akcji, oprócz zwyczajnej, wesołej fabuły.
Nawiązania do gier są miłym dodatkiem, a także mają "drobną wartość edukacyjną" (wyjaśnienie młodszej siostrze czym jest Konami Code chociażby), choć to nie pierwszyzna, Scott Pilgrim vs The World, którego dzięki naszym genialnym dystrybutorom można było obejrzeć w Polsce tylko na festiwalach także do tego nawiązywał. I miało to tam więcej związku z fabułą niż w Ralphie, gdzie tych nawiązań mogło nie być wcale, a film i tak byłby dobry.
Tylko trochę szkoda, że polska Veneloppe nie jest tak świetna, jak oryginalna. Bo tej postaci nie da się nie lubić.