okolo 20 minut temu skonczylem ogladac ;) powiem tak
oceniam ten film na 8/10 z wielkiego sentymentu do Joe Pesciego. Jako wierny fan jego filmow i postaci nie moglem sie doczekac aby wkoncu zobaczyc go znow na ekranie! Przez pierwsze 50 min filmu twierdzilem, ze to nowy klasyk filmowy, nowy przelom kinowy. Natomiast po drugiej polowie wiem czemu wokol filmu byla totalna glusza!
Pierwsze 50 minut powalaly mnie na kolana. Pesci w najlepszej formie, Mirren znakomita - jak zawsze. Dostajemy naprawde bardzo detalowy wglad do zycia wokol i wewnatrz burdelu! dialogi pierwszej klasy, naprawde bez zarzutow. Gorzej z druga polowa. Film zaczyna coraz bardziej topic w niewaznych i malo interesujacych detalach. Ogolnie rzeczbiorac to film tylko i wylacznie koncentruje sie na romansie miedzy Grace i Bruza, cala "Love Ranch", czyli to co widzow interesuje najbardziej splywa coraz bardziej w drugi plan.
W postaciach prostytutek, najbardziej w Gina Gershon tkwi wielki potencjal, natomiast ona z zaledwie 3 zdaniami w calym filmie ma najwieksza role a to wielka szkoda. Najbardziej mnie smieszy postac Bai Ling, ona nie miala ani jednego zdania w filmie, jest doslownie tylko dodatkiem do obrazu! Ogolnie musze przyznac, ze gdyby nie znakomita pierwsza polowa, to poznali bysmy tylko dretwe romansidlo, natomist ta wlasnie pierwsza polowa trzyma caly film w kupie i zostawia na szczescie tylko niedosyt, bo naprawde film ma potencjal.
Jak pisalem wyzej, film oceniam pozytywnie z powodu Pesciego i Mirren, sa rewelacyjni, natomiast cala fabula zostawia male rozczarowanie. na wieczor definitywnie polecam, tym bardziej dla fanow Pesciego, ale mowie z gory..prosze nie oczekiwac wielkiego hitu- jak np. GoodFellas lub Casino!