Krwiożercze Mikołaje powracają. Tym razem w pełnym metrażu. Gubi on nieco z uroku krótkometrażówek. Twórcy postawili na mieszankę horroru i mrocznej baśni. Pierwsza godzina "Rare Exports" ma bardzo fajny klimat: jesteśmy na mroźnym odludziu na dalekiej Północy, panuje atmosfera zagrożenia, coś złego zostało uwolnione z czeluści wielkiej góry. Potem niestety, historia przeskakuje na obszary bliższe fantasy i robi się nieco zbyt efekciarsko. Wciąż jednak mamy do czynienia z pastiszem, a czarny humor jest stale obecny. Finał zaś zgrabnie nawiązuje do krótkich filmików, te dwadzieścia minut rozpusty pod koniec można więc łatwo wybaczyć. Najlepiej oglądać w okresie przedświątecznym, wchodzi jak masło.