I nic wiecej. Ten film nie mógłby być "Gwiezdnymi Wojnami" nawet gdyby "Gwiezden Wojny" nigdy nie powstały bo ma za duzo braków, by stać sie jakkolwiek episką opowieścią. Jest tu jakaś tam głowna bohaterka, zgodnei z moda i tylko przypadek sprawił chyba, że nie jest jednoczesnie afroamerykanką. Do niej dokoptowano grupe wyzutków-antysystemowców czy jak tam ich zwał i jednego złego typa, który wbrew utartemu schematowi nie tylko wykonuje rozkazy ale po prostu ma misje. Misja to utrzymać systemowy porządek oparty na terrorze....Czego brakuje? Po troche wszystkiego a głownie jakiejkowleik oryginalnosci. To taki film, który mógłby być osadzony w dowolnej rzeczywistosci. Mógłby byc westernem, kinem noir nawet albo jakoś gra komputerową. Bo nie ma tu tego czynnika, kóry mają choćby "Gwiezdne Wojny"...Grupy nadprzyrodzenie uzdolnionych luib obdarzonych tajemną siłą strazników równowagi, pokoju, porzadku...jak zwał tak zwał...i ta grupa musi być rozbita przez największe zagrozenie dla wszechświata przy pomocy tych, którzy stoją po drugiej stronie barykady, maja podobne talenty ale mroczną naturę i teoretyczną przewagę dzięki brakowi sumienia, skrupułów lub niedopartej rzadzy władzy nawet nad tymi, którym wydaje sie, że ją sprawują. W sumie...To nie jest zły film ale...Chyba wołabym nowego Riddicka i kolejne starcia z Necromantami niż wymyślanie koła od nowa przez Snydera. Ale na bezrybiu...