Mam wrażenie, że większość fanów filmu "Rejs" jest uosobieniem gombrowiczowskiego profesora Bladaczki, którzy jak mantre powtarzają: "Bo Rejs wielkim filmem jest". Nie chcę mówić, jak moi wcześniejsi przedmówcy, że Rejs to kaszana, dno czy beznadzieja, bo to by była przesada, ale nazywanie tego filmu wybitnym, kultowym, świetnym itp jest również przesadą! Mnie Rejs ujął pierwszymi scenami z mojego studenckiego Torunia, reszta ciągnie się jak ciężkostrawny makaron.
Chodzi o nostalgię trzeba mieć jakieś miłe wspomnienia z tamtych czasów by rozumieć i śmiać się z żartów wymierzonych w Rzeczpospolitą Ludową.
Ale przecież sam napisałeś, że będąc z rocznika '88 nie mogę pamiętać PRL-u. A mimo to rozumiem te żarty i z nich się śmieję.
Jestem z rocznika 81 i dla mnie ten film jest..o niczym. Są gusta i guściki, z którymi się nie dyskutuje, jednak jeśli mam wybierać obrazy przedstawiające dawny PRL to kocham za to..MIŚ-ia ;) a rejs- niby groteska, eksperymentalny humor ale dla mnie eksperyment się nie udał. Dałem niską note-2 gwiazdki; przez cały film usta do śmiechu nawet nie drgneły.
Moja mama ponad połowę życia spędziła w PRLu (urodziła się w 1956), a odebrała ten film chyba jeszcze gorzej niż ja (w przeciwieństwie do mnie nie obejrzała do końca).
Ktoś kiedyś powiedzial, że nie rzuca sie pereł przed wieprze. Jest w tym glęboka prawda. Rejs jest perłą, a Ty... no cóż, nie mam zamiaru Cię obrażać. Pozdrawiam.
Bo to nie jest film dla każdego. Raczej dla wielbicieli humoru absurdalnego, subtelnego i abstrakcyjnego. Nie każdy to łapie.
Powiedziałbym, że to humor dla wielbicieli Mumio czy Monty Pythona, a nie Jasia Fasoli, Samych Swoich i Benny Hilla.
Według mnie, trzeba rozumieć pewien kontekst bo bez niego to Rejs będzie filmem niezrozumianym. Mi się teraz wydaje, że wiele scen to np. satyra na dialektykę czy oficjalną kulturę socjalistyczną. Ja nie żyłem w PRL ale nie żyłem też w Starożytnym Rzymie, co nie przeszkadza mi rozumieć dramat antyczny albo komedię Arystofanesa, tyle że wymaga to więcej wysiłku i minimum wiedzy. Z drugiej strony to scena, gdzie Mamoń mówi o polskich filmach jest fenomenalna a przy tym oparta na autoironii, że chyba każdy znajdzie chociaż parę scen, które go rozbawią. Niestety obecnie komedia oznacza łatwo i przaśnie z żartem kalibru Grubej Berty.
Swoją drogą to ciekawe jest, że na imdb opinię zagraniczne są pozytywne, mimo że Ci ludzie w większości powinni mieć jeszcze mniejszą wiedzę i znajomość tamtego okresu w Polsce.
Ja mam znikomą (by nie powiedzieć żadną) wiedzę o Anglii z czasów "Latającego Cyrku", a nie przeszkadza mi to w zachwycaniu się tym dziełkiem, myślę, że w przypadku "Rejsu" jest podobnie. Obśmiewanie PRL-u to jeden z sposobów w jaki można ten film odbierać. Bo choć niektórym wydaje się to niemożliwe, to głupota, włazidupstwo i inne tego typu cechy pokazywane tu w krzywym zwierciadle, są wszechobecne, także poza granicami naszego kraju. Były, są i będą, nie zaczęły się wraz z ustrojem "słusznie minionym" i wraz z nim się nie skończyły.
Niby tak, ale nie znając kompletnie pewnych uwarunkowań kulturowych ciężko załapać np. skecz z Papugą, chociaż i bez tego cyrk jest śmieszny - do rozumienia purnonsensu nie trzeba niczego poza wyobraźnią i inteligencją.
Chodziło mi z grubsza o to, że ten film ma wiele warstw i żeby dotrzeć do niektórych, potrzebna jest wiedza.
Aktualnie przygotowuję pracę maturalną na temat Absurdów PRL-u w literaturze i filmie. Pluję sobie w brodę, że wybrałam Rejs, jako podmiot do omawiania. Również nie rozumiem zachwytu, kilka tekstów, które mogą śmieszyć i na tym koniec. Cieszyłam się jak dziecko, że film trwa tylko godzinę. Osobiście uwielbiam Monty Python'a, podobnie zresztą jak mój tata, który uwielbia również "Rejs". Wydaje mi się, że wybierając dwa filmy Barei, lepiej by mi się to tworzyło, no ale teraz pozostaje mi już tylko zdać...
Czy dobrze rozumiem, że najpierw wybrałaś film, a potem dopiero go obejrzałaś? Jeśli tak to chapeau bas.
Do kwietnia składałam ostateczną bibliografię, temat opracowywałam kilka dni przed egzaminem ; ) W każdym razie nie było tak źle i nawet Rejs udało mi się dobrze opisać - 19/20.
Film ten kultowym jest, bo ponoć oddaje ducha epoki przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Na tamte czasy taki był chyba humor, może to i celowe założenie, by nie był zbyt wyszukany - choć wg mnie statek w dzisiejszych czasach byłby niedopuszczony do użytku, skoro balustrady były uszkodzone i można było wpaść do Wisły...
Czasami lekko zabawnym (np. głosowanie, rozmowa o kinie zapowiadająca jednak, że i w tym filmie nic się nie dzieje, ale jednak się dzieje - no bo co ma się dziać na statku - terroryści, potwór z dna Wisły?:D), a czasami nudny... Zdecydowanie wolę jednak inne filmy i seriale z tego okresu ;)
Mam już swoje lata (urodzilam się w 1980 roku). W czasach kiedy byłam nastolatką nikt z moich rówieśników ani tym bardziej osób starszych nie miał odwagi by krytykować ten film. Chyba wszyscy się bali, że wystawienie mu złej recenzji grozi automatycznie posądzeniem o posiadanie małego rozumku, złego gustu itp. Męczyłam się okrutnie oglądając Rejs i słuchając tych niby dowcipnych dialogów. Fakt, część z nich weszła do "obiegu" ale to jeszcze moim zdaniem za mało by nazywać film kultowym.
O samych dialogach mogłabym jeszcze powiedzieć, że są nawet całkiem "dobrze napisane". Jak się czyta cytaty z Rejsu to "brzmią" lepiej niż zostało to odegrane w filmie. Aktorzy mamroczą straszliwie. Może założenie było takie, że właśnie treść tych dialogów miała się bronić sama, bo całą reszta - strona wizualna, fabuła itd jest średnia. Podsumowując - lepszy wyszedłby z tego stand up niż film.
Mamroczą bo to często amatorzy, naturszczycy bez przygotowania aktorskiego.
"3" to jakis ponury żart.
Przybijam piąteczkę Filip i za odwołanie się do kultowej (o tu się zgodzę, że to dzieło kultowe) Ferdydurkę i za kulturalne wyrażenie mojej opinii o tym filmie :)
Cieszy mnie ten wątek, "Rejs" to film bezapelacyjnie przereklamowany. Gdyby nie postać filozofa (zdaje się zresztą że odtwórca tej roli sam pisał sobie monologi), dałbym ze 3 gwiazdki. Jako całość: po prostu wygłup i to na poziomie studenckim Tyma, Głowackiego i Piwowskiego (popatrzcie zresztą na późniejszą twórczość tego ostatniego - z wyjątkiem "Przepraszam..." - szkoda gadać).
Nazywanie tego filmu kultowym to mocne nadużycie. Albo świadectwo miałkości intelektualnej co poniektórych kręgów studenckich w tamtym okresie (nie... no, tu z kolei ja przegiąłem ;-)
Mnie tam nie przeszkadza, że okrzyknięty został mianem kultowego. Dla mnie kultowy jest "Dzień Świra" jeśli mowa o rodzimych produkcjach. Ale miałam kiedyś starcie ze znajomymi, bo jako jedyna nie podzielałam zachwytu nad tą 'perełką'. No ale jak mam udawać, że zachwyca, kiedy nie zachwyca? ;)
"Albo świadectwo miałkości intelektualnej co poniektórych kręgów studenckich w tamtym okresie" No niestety ale ten post to świadectwo miałkości intelektualnej co poniektórych kręgów studenckich w dzisiejszych czasach.
Ja sam także nie rozumiem fenomenu tego filmu. Jest co prawda pare dobrych scen(zebranie, wybór głosowania, krytyka), ale całość jakoś mi nie podchodzi. Chyba zwyczajnie trzeba wczuć się w taki nieco Gomułkowski klimat
Jesli ktoś chciałby nieco zrozumieć Rejs to polecam audycję "Więcej niż film" w TOK FM - http://bi.gazeta.pl/im/5/13716/m13716265.mp3