Chociaż pomysł skonfrontowania Jean Claude van Damme'a ze swoim klonem wydaje się obietnicą atrakcyjnego kina kopanego, twórcy chcąc uczynić z "Replikanta" coś więcej nad kino akcji, znaleźli kilka skutecznych pomysłów na zmarnowanie potencjału Jeana:
1. Poczytali nieco o klonowaniu.
Jeżeli ktoś się kiedyś nieco interesował tematyką klonowania, ten wie, że otrzymany klon nie dziedziczy po oryginale ani pamięci, ani zdolności, ani osobowości. W filmie agencja wydaje milion dolarów na otrzymanie klona mordercy, który to klon nie będzie miał pamięci swego dawcy (najwyżej przebłyski dzięki zdolnościom telepatycznym), za to będzie opóźniony w rozwoju.
2. Replikant postacią tragiczną...
Tytułowa kopia mordercy jest tak naprawdę dużym dzieckiem, które dopiero co nauczyło się chodzić, siadać, robić szpagaty, a w konsekwencji także bić się jak nikt inny. Pomimo tego nasz replikant ma trudności z konstruowaniem zdań, o rozumieniu relacji międzyludzkich i zasad życia społecznego nie mówiąc. Od takiego oto człowieka sztab śledczych oczekuje odnalezienia nieuchwytnego mordercy. Nic dziwnego, że nasz bohater nie daje sobie rady i czuje się zaszczuty...
3. ... a nawet i tragiczniejszą.
Nasz bohater umie wykonywać niezwykle trudne ruchy i poruszać się niczym małpka, ale nie potrafi łączyć ciosów w zabójcze kombinacje pozostając w tyle za swoją kopią. Dodatkowe poczucie wyższości śledczych nad jego własną osobą sprawia, że replikant dostanie w ciry od znacznie gorzej przygotowanego protagonisty.
4. Zbir też powinien być postacią tragiczną.
"Replikant" nie oszczędzi nam także ukazania powodów, dla których okrutnych zbrodni dokonuje sam morderca. Nie będzie to jednak ani materializm, ani poglądy polityczne, a pewna historia z przeszłości, która przyczyniła się do powstania kompleksów w jego zgnębionej duszy.
Czy są w ogóle powody, aby taki film obejrzeć? Ja znajduje takie:
- niezłe akrobacje Jeana
- początkowa akcja z dosyć nietypowym potrąceniem kaskadera
- dramatyczna kuchenna scena rodem z filmu obyczajowego
- silna kreacja głównego bohatera nadrabiająca nieco słabości replikanta
- naprawdę dobra scena samochodowo-kopana z ambulansem.
"Replikant" miał być dramatem i filmem sztuk walki w sosie SF jednocześnie. W efekcie wyszedł nierealny i nieco śmieszny dramat z nie tak dobrymi walkami jak by się tego można spodziewać. Niby niezły, ale właściwie dla nikogo.
1-2/5