Kosmita grasuje po Nowym Jorku, zapładniając dziewice...
Czego można się spodziewać po takim opisie? Jedynie utrzymanego w złym guście pastiszu kina science-fiction. Gdyby dodać odrobinę wulgarnych, fizjologicznych żartów, można by pomyśleć, że mamy do czynienia z produkcją Tromy. Mimo wszystko, "Breeders" nie jest jednak aż tak "klawy", jak byśmy tego chcieli. Historia rozwija się powoli, kiepskie aktorstwo jest... po prostu kiepskie, a momentów autentycznie zabawnych (czy to zamierzenie czy też nie) jak na lekarstwo. Czeka nas za to parada nagich biustów oraz dwie fajnie zrealizowane sceny transformacji ludzi w kosmicznego stwora. Na godzinę z hakiem wystarczy, ale podejrzewam, że gdyby film trwał dłużej o te dwadzieścia, trzydzieści minut, to zacząłbym się irytować.