Film traktuje o poważnej kwestii jak uzależnienie, ok. Muzyka fajna, zagrany nieźle, zdjęcia i montaż też ok, jednak film generalnie słaby. Nie przekonuje mnie. Taki typowy, ku przestrodze, ale dla ludzi, którzy raczej na temat narkotyków mają takie przeświadczenie jak reżyser, czyli "Samo zło i skończysz w piekle". Temat można by potraktować subtelniej. Oglądałem ten film 10 lat temu i oglądałem też teraz. Nic nie zmieniłem w mojej opinii. Myślę, że można poruszyć temat uzależnienia znacznie subtelniej. Nie przekonuje mnie i nawet drażni szokowanie i docieranie do widza środkami tak dosadnymi. Gość, który dawał w żyłę, stracił rękę, inny poszedł do rasistowskiego więzienia, czy bardziej jakiegoś łagru.To że dziewczyna oddaje się za dragi nikogo przecież nie szokuje, więc dla ludzi bez wyobraźni, trzeba ją poznać z wielkim czarnym gościem, któremu obciąga niemytego k u t a s a. Potem na jakiejś orgii ku uciesze czterdziestu dewiantów z kasą, leci "ass to ass" z jakąś inną panną. Matka Harrego bierze speed, teoretycznie z kliniki, ale ma tego tyle by ćpać w dowolnej ilości przez pół roku. Kobita ma paranoje i zostaje leczona elektrowstrząsami, kiedy niepoczytalna podpisuje na to zgodę. Niby gdzie się tak dzieje? Prawdopodobieństwo tych wypadków jest jak w filmie "Oszukać przeznaczenie". Nie lubię kina szoku dla idiotów lub socjopatów. Jeśli film traktowałby o problemie rzetelnie i przede wszystkim subtelniej, to jestem przekonany, że również dotarłby do widza o normalnej empatii i typowej wyobraźni. Ten obraz jest kierowany do ludzi bez wyobraźni i współczucia, skoro musiały zostać użyte środki o takiej sile przekazu jak w horrorze i do ludzi totalnie naiwnych, którzy dają wiarę w taki obrót spraw. Poza tym bohaterowie są antypatyczni od samego początku. Tak jakby twórca był od początku do nich uprzedzony. Nie odczuwa się w filmie "ojej, ale ich szkoda", nie, od początku widzimy niby normalnych bohaterów, ale nikogo nie da się polubić, zresztą szybko stają się ćpunami, których już się nie lubi z założenia. W "Skazanym na Bluesa" nie ma szoku a film jest bardzo sugestywny nie tylko dla tego, że jest na faktach i nie z sympatii do Ryśka. Jednak zagrany przez Kota Rysiek jest sympatyczny, lubimy go i dotyka nas jego i jego bliskich tragedia. W requiem dotyka nas ich nieprawdopodobnie okrutne i obrzydliwe losy. Jestem ciekaw jakie ten film zrobiłby wrażenie gdyby wykreślić ze scenariuszu odciętą rękę, rasistowskie więzienie, murzyna z brudnym fiutem, ass to ass przy czterdziestu rozbójnikach i paranoje leczone elektrowstrząsami. Chyba żadne, bo nikt z bohaterów nie jest nam bliski. Oceniam film bardzo nisko pomimo jego mocnych stron, które wymieniłem wyżej, bo z założenia ma być refleksyjny i moralizatorski a ja się czuję jak nieczuły idiota, któremu trzeba było zafundować kino grozy, aby pojął w swojej małej mózgownicy, że narkotyki to zło w najczystszej postaci i jak będę je brał to mnie potną, porażą prądem i za działkę będę dawał się dupczyć wielkiemu murzynowi z brudną pytą.
Miałem nie odpowiadać, ale...
Uważasz że taki obrót spraw nigdy nie mógł by mieć miejsca, że nigdy nie miał miejsca? Ja uważam inaczej.
"W życiu piękne są tylko chwile..." a pozatym nie zawsze jest ono subtelne i lepiej czasem zaszokować niż potem "amputować".
Choć sam prawde mówiąc ledwie dotrwałem do końca.
Uważam, że uzależnienie od dragów, jeśli już ma miejsce, to w większości przypadków kończy się nieciekawie. Wszystko można pokazać w sugestywny sposób nie używając środków kina grozy. Gdyby relacje między Harrym a Marion zostały zbudowane konsekwentnie, to można by zrobić wystarczająco mocną historię, że dziewczyna przespała się z innym aby pożyczyć kasę. Za cholerę nie czuć tego w tym filmie. Oczywiście, że taki obrót spraw jak na końcu mógł mieć miejsce, w "oszukać przeznaczenie" też spada nóż z wysokości kredensu, wbija się w plecy, bo pewnie był cholernie ostry a plecy bardzo miękkie i upadające krzesełko oparciem wbija go do końca. Tyle tylko, że "oszukać przeznaczenie" to kino rozrywkowe. Jeśli ktoś chce mi sprzedać dramat o uzależnieniu to rzetelny obraz zdecydowanie bardziej by mnie przekonał, bo znam smutne historie narkomanów, które są wystarczająco dramatyczne i nie potrzeba im odcinanych rąk, rasistowskich łagrów i innych koszmarów rodem z piekła. Nie lubię manipulacji i szantażu w momencie kiedy mówi się o czymś przykrym i dramatycznym samym w sobie. KRK może używać tak naiwnych argumentów by straszyć owieczki. Mnie taka wizja nie przekonuje i drażni. Zauważ, że dramat tych ludzi w tej historii nie robi wrażenia, są nam obojętni, lecz jedynie sposób pokazania i wymyślne konsekwencje ich czynów nas przerażają i obrzydzają a w momencie kiedy mówi się o realnym problemie wielu osób i wielu rodzin, to nie można tego traktować jako opowiastka o fikcyjnych problemach, którą można sobie naginać do woli i użyć środków jakich się chce. Film, który mówi o narkotykach w pejoratywny sposób, powinien skłaniać do refleksji. Czy tu jest miejsce na jakąś refleksję? Nie! Wszystko zostało pokazane czarno na białym. Narkotyki to zło, horror i zgliszcza w najczystszej postaci. Nie jest ważne, że zatracasz relacje z bliskimi, bo tutaj te relacje zostały pokazane szczątkowo, nie czuje się ich, nie przekonują. Ja mam awersję do tych ludzi nawet jak leżą sobie w łóżku albo marzą o sklepie z ciuchami. Autor po prostu zgubił proporcję dramatu. Gdyby poświęcił tyle kreatywności w budowaniu przyjaźni i miłości bohaterów co w scenach szoku, może i byłby to bardziej przekonujący obraz.