Opuściłam kino niewiarygodnie przybita, do dziś nie mogę zapomnieć tego wrażenia, choć od tego wieczoru minął już prawie rok. To było więcej, niż takie stworzenie jak ja może znieść, udając, że nic się nie stało. Będę szczera - nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się sięgnąć po narkotyki i empirycznie nie sprawdziłam, jak wygląda świat widziany oczyma ludzi będących pod ich wpływem, ale sądzę, że Aronofsky'emu w pewnym stopniu udało się jego ukazanie. A nawet - niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę - udało się znakomicie. Tempo filmu, jego rytm został idealnie wpasowany w świat przeżyć i emocji bohaterów, podobnie zresztą jak wspaniała, miejscami wciskająca w fotel, wstrząsająca muzyka (mam tu na myśli przede wszystkim te niesamowite skrzypce lub też inne instrumenty skrzypcopodobne, które teraz dziwnie znajomo pobrzmiewają w "The two towers").
To tragiczny obraz amerykańskiej rzeczywistości, ciemna strona tego, co zwykło określać się mianem "American dream". Marzenia tych ludzi zostają unicestwione przez zastępczą, pozornie tylko lepszą i piękniejszą rzeczywistość, z której, gdy znaleźć się po jej drugiej stronie - wionie pustką i beznadzieją. W swoich nałogach próbują odnaleźć lekarstwo na samotność, niedosyt uczuć, niespełnione marzenia, brutalność i niesprawiedliwość otaczającego ich świata, a pogłębiają jedynie swoje lęki, utwierdzają się w przekonaniu, że w świecie złudzeń nie ma miejsca na prawdziwe uczucia i w pewnym momencie dochodzi się w życiu do miejsca, gdzie dla odrobiny zbawiennego środka można zrobić już właściwie wszystko, bez skrupułów, nie myśląc o tym, jaką krzywdę wyrządza się w ten sposób drugiemu człowiekowi.
Z przerażeniem patrzymy w twarz matki Harry'ego, która wpatrzona w ekran telewizora uspokaja się, rozjaśnia, promienieje szczęściem... Podobne wrażenia dotyczą "rytmicznego" szprycowania się chłopaków, które początkowo kończy się radosną głupawką, ostatecznie zaś - dla Harry'ego amputacją zniszczonej ciągłym kłuciem - i w konsekwencji gangreną - ręki, dla Tyrone'a zaś koszmarnym "głodem" w więzieniu o wyjątkowym rygorze. Marion jest gotowa dla prochów oddawać się raz za razem znienawidzonemu mężczyźnie, Sara zaś, opanowana obsesją rzekomego występu w ukochanej telewizji, coraz częściej sięga po tabletki, które wkrótce mają doprowadzić ją do elektrowstrząsów...
Aronofsky napisał genialne requiem dla tego snu współczesnych Amerykanów, choć trzeba dobrze zdać sobie sprawę z faktu, iż sen ten powoli, aczkolwiek nieubłaganie, opanowuje również nasze wyobrażenia o życiu , pozornie tak niewiele mające z nim wspólnego. Requiem to, jak na prawdziwe requiem i film zarazem przystało, ma swój punkt kulminacyjny, jest to zapadająca głęboko w pamięć scena, w której wszyscy bohaterowie leżą na swych łóżkach w pozycji embrionalnej, a w tym wcale nie błogim spoczynku towarzyszą im tle niepokojące, genialne smyki, głęboko zapadający w pamięć muzyczny motyw. Ta scena ma moim zdaniem niezwykle symboliczną wymowę, pozwala zastanowić się nad tym, jak rozwinęło się życie każdego z bohaterów od chwili przyjścia na świat, ale czy daje nadzieję, że teraz mogą rozpocząć je na nowo? Niestety, obawiam się, że nie. Z pewnością - nie. Requiem już bowiem zabrzmiało...
I skończył się SEN...
który dla każdego z bohaterów przeobraził się w okrutny, pozbawiony nadziei koszmar, z którego bezskutecznie pragnęli się wyrwać. Wszyscy bowiem mieli wspaniałe marzenia, które pragnęli zrealizować czy to o lepszym życiu, wystąpieniu w telewizyjnym show czy też o sklepie z zaprojektowanymi przez siebie ubraniami. Wszystkie jednak sny musiały ustąpić miejsca bezwzględnemu, wdzierającemu się bezpardonowo i niszczącemu wszystko na swej drodze nałogowi, dzięki któremu tak jak napisałaś w swojej świetnej recenzji próbowali oni 'znaleźć lekarstwo na samotność, niedosyt uczuć, niespełnione marzenia, brutalność i niesprawiedliwość .'
To on odebrał im wszystkie złudzenia i sprowadził do miejsca, gdzie nie ma już odwrotu, jest tylko jeszcze większa samotność, przerażenie i samounicestwienie.
Oprócz wspomnianych przez Ciebie doskonałych, głęboko zapadających w podświadomość scen mnie najbardziej utkwiła w pamięci słynna scena osaczających koszmarów Sary, gdy pod wpływem leków nie potrafi już ona odróżnić fikcji od rzeczywistości, a także dogłębna, choć nierzeczywista wiara bohaterów w to, że cały czas wszystko mogą kontrolować, że potrafią się obronić przed uzależnieniem i jego skutkami, że są w stanie zapanować nad przejmującymi powoli kontrolę nad ich życiem narkotykami, tabletkami czy ekranem telewizora.
Jednak nawet ta wiara została im w końcu odebrana, gdy już nie pozostało im nic co można byłoby ocaleć ze wszystkich planów i marzeń, a nałóg dokonał totalnego i ostatecznego spustoszenia w ich ciałach i umysłach. To co mnie najbardziej przeraziło i zastanowiło po obejrzeniu Requiem dla Snu to fakt, że każdy z bohaterów rozpoczął własną drogę w osiągnięciu własnych snów i był bliski jej osiągnięcia, która jednak w bardzo szybkim tempie zaczęła bezpowrotnie zmierzać, zresztą tak jak cały współczesny świat, w 'drogę do zatracenia'...
...którego nie dało się zamienić w rzeczywistość.
Bohaterowie filmu rzeczywiście ruszyli w drogę po swoje marzenia, wszyscy oni głęboko wierzyli, że rzeczywistość, w której tkwią, to tylko stan przejściowy między ich bezwartościową egzystencją i tym wspaniałym, które jest na wyciągnięcie ręki, a przy jego osiągnięciu być może pomocne okażą się pewne "półśrodki". Jednak nie zgodzę się z Tobą, iż "każdy z nich był bliski jej osiągnięcia". To było tylko ich zgubne wrażenie, sen właśnie. Tak naprawdę podążali w przeciwnym kierunku.
Co mnie najbardziej przeraziło, to fakt, że tak długo wszystko wydaje się przyjemne i piękne, aż nie zacznie sypać się w gruzy. Jakoś nigdy nie można zauważyć symptomów katastrofy wcześniej, gdy stanowi ona jeszcze niewinne zgoła niebezpieczeństwo...
My, jako widzowie, mieliśmy do tego okazję. Reżyser starał się to unaocznić szczególnie wyraziście przez podział obrazu na pory roku. Na tej przestrzeni obserwowaliśmy wyostrzanie się pewnych spraw, których jednak bohaterowie nie potrafili w porę odczuć. Z nami również często tak bywa. Tego właśnie się boję, gdy myślę, że i ja mogę się kiedyś obudzić u kresu któregoś z moich snów, który okaże się koszmarem...
Marzyciele
Pisząc że każdy z bohaterów był bliski osiągnięcia wszystkich swoich zamierzeń chodziło mi tak naprawdę o to, że działo się to tylko i wyłącznie w sferze ich marzeń, które dawały im pozorną i nierealną kontrolę nad własnym życiem oraz naiwną wiarę, że uda im się zrealizować swoje sny, od spełnienia których jednak dzieliła ich droga nie do pokonania, droga przez obezwładniające uzależnienie. Tylko marząc zbliżali się do celu, jednocześnie paradoksalnie jeszcze bardziej się od niego oddalali, coraz bardziej pogrążając się w świecie 'fioletowej pigułki rano, niebieskiej po południu i pomarańczowej wieczorem', nierzeczywistych telewizyjnych złudzeń oraz krótkotrwałej euforii narkotykowej, nie widząc i nie chcąc widzieć oznak końca tej iluzji. Rozpoczęli niebezpieczną podróż, z której nie było już szansy zawrócić, a pory roku jeszcze bardziej podkreśliły ten przerażający i nieuchronny proces. Od letniej szansy spełniania marzeń po zimową overturę symbolizującą kres snów i totalną autodestrukcję.
Mnie również czasem ogarnia taki irracjonalny lęk, że moje sny zamienią się kiedyś w koszmarną rzeczywistość...
Jednak z drugiej strony chociaż wydźwięk Requiem jest bardziej niż pesymistyczny, choć nie pozostało w nim już miejsca na nadzieję, to jednak każdy z nas, w przeciwieństwie do bohaterów filmu, ma jeszcze szansę przerwać ten zamknięty krąg uzależnienia i sprawić, aby nie było za późno na rozpoczęcie walki z nałogiem i rezygnację ze spełnienia własnych snów, choćby nie wiem jak nierealnych i absurdalnych. Bo cena uzależnienia może okazać się wyższa niż to sobie możemy wyobrazić, może nawet za wysoka i to nie tylko dla nas samych. Przede wszystkim nie można się do końca poddawać, czasem wystarczy tak zwyczajnie spróbować 'otworzyć oczy' i uwierzyć, że mimo wszystko warto jest 'wybrać życie'.
A może po prostu jestem marzycielką, a to jest tylko kolejne złudzenie???