Niezrównoważona emocjonalnie kobieta o nazwisku Hilton (świetna w roli psycholek Shelley Winters), za pomocą podstępu zwabia do swego domu mężczyznę, którego obwinia za śmierć swej córki (następnie ogłusza go i zamyka w piwnicznym lochu). Jej pragnieniem jest zemsta za to, że rzekomy bałamutnik odebrał jej dziecku godność i zostawił na pastwę losu z ciążą, co zaowocowało tym, że zdesperowana dziewczyna poderżnęła sobie gardło. Porwany mężczyzna nie przyznaje sie do winy, jednak zdeterminowana pani Hilton nie daje wiary jego słowom. Zamierza go ukarać w myśl zasady "śmierć za śmierć". Tymczasem żona zaginionego mężczyzny korzysta z pomocy medium, by odnaleźć swojego męża.
Fabuła filmu była dla mnie silną zachętą do jego obejrzenia, jednak nie ukrywam, że spotkało mnie gromkie rozczarowanie. Relacja oprawca-ofiara nie została tutaj satysfakcjonująco rozwinęta. Zamiast przyglądać się jak żądna zemsty Shelley Winters pastwi się nad Bradfordem Dillmanem, widz zanudzany jest poczynaniami żonki z szóstym zmysłem (przyćmiła nawet gostka-medium), która prowadzona nadprzyrodzonym instynktem, samodzielnie rozwiązuje zagadkę porwania swojego mężusia. W rezultacie wyszedł taki kogel-mogel bez żadnej warstwy psychologicznej - telewizyjne filmidło do obejrzenia i zapomnienia. Szkoda, bo potencjał był i to spory.