PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=99107}
6,9 40 tys. ocen
6,9 10 1 39598
5,5 17 krytyków
Revolver
powrót do forum filmu Revolver

4/10.

ocenił(a) film na 4

Prawie jak film. Tępy, niespójny, udawany - nic więcej. I po co robić taki film? Szkoda taśmy filmowej.
Niestety są ludzie dający mu 10/10. No cóż tacy też muszą żyć. Miłego dnia.

ocenił(a) film na 8
Groszek

Poza tym chyba za mało podkreślam rolę rodzaju abstrakcji w filmie Guya Ritchiego - ironii. A jest ona, w mojej opinii, naprawdę bardzo bardzo ważna. "You don't play by the rules, Mr. Ritchie, You clever bastard".

ocenił(a) film na 6
Groszek

Oglądałem Revolvera dwa razy i starczy. Zaprawde wole obejrzec enty raz Matrixa niz meczyc sie trzeci raz na nowym filmie Ritchiego. Wciaz nie odpowiedziales wprost na moje pytanie - co w nim jest takiego glebokiego? Zaniechanie norm moralnych?? Pogrywanie Greena z Macha? Przeciez z tego nic nie wynika, poza ową moralizotorka, ktora mozna znaleźć w co drugim filmie. Nie chodzi o to, ze Revolver nie trzyma sie kupy - trzyma sie. Jest jednak skomplikowany na sile. Przebajerowany (slowo moze i wygodne, ale swietnie pasuje) i sztucznie zakrecony. Co to znaczy sztucznie? Ano to, ze tą sama historie mozna bylo przedstawic w sposob w pelni zrozumialy (co zdecydowanie wyszlo by na dobre), lecz rezyser zauważywszy, iż na ogól pokrecone filmy (np. z pozamieniana chronologia zdarzen, z nierzeczywistymi postaciami czy fikcyjnymi watkami itp.) uznawane sa za "genialne" postanowil skomplikowac swoje dzielo "pod publiczke". Nie znajduje niestety zadnego sensownego wyjasnienia dla wielu rzeczy w tym filmie (patrz moj post w topicu "9/10 i uzasadnienie") i nie jest to spowodowane moją ignorancja czy brakiem inteligencji. Ritchie beszczelnie skopiowal kilka motywow od innych tworcow, przez co jeszcze bardziej traci w moich oczach. I powtorze jeszcze raz, bo chyba sie nie rozumiemy. Nie uwazam Revolvera za gniot. Wystawilem mu ocene 6.5/10 - gdyby nie widoczne zapozyczenia z Finchera czy Tarantino dalbym wiecej. Jednak gdybym wystawil mu 9/10, jak to czynia niektorzy, to naprawde dobre filmy (takie jak np. "Requiem for a dream") musiałbym oceniac na 15/10. Moje oceny zawsze wystawiam w oparciu o porownanie z innymi filmami i z całym przekonaniem stwierdzam, ze Revolver jest gorszy od np. Oldboya, ktoremu wystawilem kiedys 8/10. Moge wymienic jeszcze z 10 filmow, ktore rowniez oceniam na 8/10 i w moim odczuciu wszystkie sa lepsze od Revolvera - dlatego nie moge dac Revolverowi wiecej niz 6.5/10. (W skali ocen jaką sie posluguje 5/10 = film przecietny.)

Lynch... Jak slusznie zauwazyles, u niego liczy sie przede wszystkim klimat. Przewaznie mroczny i cięzki. Jego filmy to surrealistyczne obrazy, w ktorych (i to jest zasadnicza roznica pomiedzy nim a Ritchiem; zaraz do tego wroce) fabuła ma najmniejsze znaczenie. Nie musisz pluc sobie w brode, ze nie rozumiesz sensu Zagubionej Autostrady - wszak nawet na pudelku DVD jest napisane cos w stylu "Jesli ktos powie Ci, ze zrozumial Zagubioną Autostrade jest beszczelnym klamca":) Jednak filmy Lyncha oglada sie z zaciekawieniem, mimo iz w gruncie rzeczy nie wiemy o co w nich chodzi (Mulholland Drive poskladalem zdaje sie za trzecim razem, lecz zawsze ogladalem z przyjemnościa) - to wlasnie zasluga klimatu, ktorego Revolver nie posiada. Co prawda Ritchie wyrażnie chciał, aby jego film mial "mroczny i przytlaczajacy" klimat (zwlaszcza pod koniec) ale wyszlo to raczej zalosnie. Scena animowana to juz kompletne nieporozumienie.

"I tu jest, według mnie, względna różnica między Revolverem i filmami Lyncha - reżyser miał pewien zamysł, problem główny, którego starannie oklejał poszczególnymi scenami tworząc jedną całość. Czy to umniejsza wartość reżysera - Guya Ritchiego? Czy umniejsza to wartość reżysera - Davida Lyncha? Nie, bo to artyści, dla których (przynajmniej w moim odczuciu) istnieją inne priorytety (L - klimat; R - wysublimowana układanka)."

Właśnie - Ritchie oklejał swoją historie poszczegolnymi scenami. Szkoda tylko, ze przesadzil. Momentami odnosilem wrazenie, ze cala opowieść jest jedynie pretekstem do pokazania kilku scen (nota bene swietnych), ktore rezyser chcial zawrzec w filmie. Zarowno Lynch jak Ritchie to artysci, jednak Lynch nie kopiuje od innych (w przeciwienstwie do Guy'a) - jego dziela sa oryginalne i mają wspanialy klimat, ktory sprawia, ze ogląda sie z przyjemnościa. Ritchie natomiast chciał stworzyc cos ambitnego, coby nie zostac zapamietanym wyłacznie jako gosc od komedii - niestety nie wyszlo. (Btw, po serii pokazów przedpremierowych zespol odpowiedzialny za promocje filmu nie znalazł w prasie fachowej zadnej pozytywnej opinii, ktora moglby zamiescic na plakatach, wiec posłużyli się opinia modelki topless: "Ma znakomitą fabułę i fajnego, seksownego Jasona Stathama w roli głównej. Myślę, że to świetny film, który stanie się wielkim hitem", ktora w dodatku grała w Revolverze - czyż to nie załosne? Mało tego - z jej wypowiedzi użyte zostało wyłacznie slowo "świetny", poczym zostalo ono zestawione z wypowiedzia redaktora serwisu online, ktory przed obejrzeniem filmu napisal: "Revolver to jeden z najbardziej wyczekiwanych filmów roku 2005 (...) jest powrotem reżysera, męża Madonny, do wielkiej formy i zapewne powtorzy sukces wcześniejszych hitow Ritchiego". Ostatecznie na plakatach znalazło sie sformułowanie: "Świetny... Guy Ritchie wraca do wielkiej formy!", podpisane jako ocena krytyka z The Sun:) No sorry, ale gdyby ten film był taki genialny, to ludzie odpowiedzialni za jego marketing nie musieliby posuwac sie do takich przekretow.) Piszesz, ze jego priorytetem była "wysublimowana ukladanka". Dla mnie byla ona "przebajerowana" (wiem, ze nie lubisz tego slowa, ale nie chce mi sie uciekac do synonimow:P).

ocenił(a) film na 8
underest

Okay, najpierw o Matriksie, którego też oglądałem z 10 razy - to zupełnie inna parafia, gdybym miał wybierać w tym momencie, dokonałbym wyboru odwrotnego. Matrix swego czasu był moim ulubionym filmem, ale dziś wolę sobie obejrzeć wizualny "obraz" niż wizualną "papkę" (może przesadziłem, ale nie chce mi się wymyślać łagodniejszego słowa). Matriksowskie sceny znudziły mi się ze względu na powielanie ich w każdym nowym filmie akcji. Owszem, to film z fajnym scenariuszem, fajnymi niuansami, ale to tylko proste metafory. W Revolverze widzę coś więcej - pławienie się w abstrakcji, chaosie psychiki ludzkiej czy determinizmu. Wszystkim tym co prawdziwe i zarazem niebezpieczne. Lubię psychologię, lubię abstrakcję, a ten film właśnie o tym jest. Widać złapałem jego klimat, i to nie dlatego, że widziałem mało filmów, bo widziałem ich wiele. Wracając do obrazu - Revolver to wizualne dzieło sztuki - dawno nie widziałem tylu naprawdę świetnych, niekonwencjonalnych ujęć w jednym filmie. No i ta animacja - drażni Cię, bo jest zapożyczona z Kill Billa - no kurna według mnie równie sensowna (a merytorycznie na pewno sensowniejsza, o czym już pisałem) ona jest w Revolverze niż u Quentina... Dobra, męczy mnie już ta dywagacja. Kojarzy mi się z rozmową ludzi, którzy mówią do siebie wzajemnie "bla bla bla" - i ni cholery siebie nie czają:) W mojej opinii film jest po prostu magiczny i w dodatku zajebiście przewrotny i inteligentny. A pretensje, że jakaś tam stylizacja czy scena są skądś tam zapożyczone są dla mnie po prostu NIEZROZUMIAŁE. Powstało coś zupełnie nowego i tyle. Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że Tarantino zżynał z filmów kung-fu albo Jarmusha. Albo że Wachowscy zerżneli coś tam z Oshiiego
(bo tak było, tylko że mi to tak bardzo nie zawadza...).

P.S. Wolę Pi od Requiem u Aronofskiego - powinieneś wiedzieć dlaczego:)

Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 8
Groszek

Aha, no i nie moja wina, że żaden krytyk (szczególnie amerykański...) nie złapał klimatu tego filmu. Bo do warsztatu raczej pzryczepić się nie można (wyłączając techniczne zagrania jako elementy budowania tego klimatu, że tak to wszystko nazwę). To naprawdę nie moja wina... A jako że modelka topless słyszała, że Guy jest znanym reżyserem, to co bidulka miała powiedzieć?

ocenił(a) film na 6
Groszek

W topicu "Film to wizja" napisałem, dlaczego potępiam kopiowanie od innych tworcow. I jest zasadnicza roznica między "kopiowaniem" u Tarantino niż u Ritchiego. Jeśli reżyser umieszcza w swoim filmie postacie ubrane tak samo jak w kultowym serialu sprzed 40 lat, oddaje hołd jego tworcom. Jednak jesli kopiujesz motyw, uzyty przez kogos innego raptem 3 lata temu, to trudno mowic o hołdzie.

Natomiast Matrix jest filmem "nadającym" na kilku, wzajemnie przeplatajacych sie, płaszczyznach i jest znacznie bardziej głeboki od Revolvera. Właściwie pierwszej cześci nie mozna zarzucic niczego - niewazne czy rozpatrywac go jako zwykły thriller s-f jakich wiele, czy jako symboliczne dzielo, kazdy znajdzie w nim cos dla siebie.

ocenił(a) film na 8
underest

A każda scena akcji w każdym filmie jest zerżnięciem z poprzedniego, czy hołdem dla "Pancernika Potiomkin"? "Ghost in the Shell" - 1995; "The Matrix" - 1999... fakt, cztery nie trzy lata. Zgadzam się, Matrix można traktować wielowymiarowo. Tak samo jak Revolvera.

ocenił(a) film na 8
underest

Właśnie przeczytałem wywiad z Ritchiem w pressbook. Ten pan zdecydowanie czuje klimat. Odsyłam Cię do niego w ramach obalenia Twojej "moralizatorskiej konkluzji" tego filmu. A ja już się zamykam.

użytkownik usunięty
Groszek

To teraz ja jeszcze coś powiem... ;)

Przeczytałem Waszą wymianę wypowiedzi od 4 stycznia i zaświtała mi w głowie pewna konkluzja. Jest to coś, o czym napisał też Groszek kilka postów powyżej, a zarazem coś, co jest chyba najlepszym wyjaśnieniem całej tej dysputy, jaką toczymy wokół "Revolvera".
Otóż Groszek napisał, że łapie po prostu klimat tego filmu, a jego atmosfera pełna abstrakcji przyciąga do tej produkcji i każe nazwać ją niebagatelnym dziełem (nie powtarzam słowo w słowo, ale tak zrozumiałem sens wypowiedzi). I to jest według mnie sedno sprawy. Jedni zauważyli w tym filmie wyjątkowy klimat (mający gdzieś w sobie sporo mroczności i ciężkości, powiedziałbym: w warstwie podskórnej) i to poczytują za jego wielką zaletę.. inni napisali wprost, że woleliby "Revolver" jako zwykły film akcji bez całej tej nierzeczywistej otoczki, bo wtedy wedłuch nich byłby znacznie lepszy.
To w zasadzie wszystko tłumaczy: film Ritchiego to KINO METAFIZYCZNE, gdzie czuje się wiele niedosłowności i atmosferę surrealizmu. Ten efekt jest spotęgowany poprzez sposób sfilmowania wielu scen. Tu w wielu miejscach mamy do czynienia jakby z obrazem z zaświatów. Taka jest scena w sypiali Machy, kiedy Jake się przed nim płaszczy. Taka jest scena w windzie. Taka jest wreszcie scena z niedoszłym wypadkiem samochodowym. To tylko pojedyczne przykłady. Te przerywniki to jest właśnie czas na refleksję i kontemplowanie obrazu jako takiego, ale po prostu nie każdy jest w stanie poczuć ten klimat! I uwaga! Wcale nie myślę, że ten, kto nie wyczuł tego klimatu, jest głupszy. Nie!
Chodzi moim zdaniem o co innego. Po prostu o to, że mamy różne rodzaje widowni, różnych widzów. Różnych ludzi. Tutaj liczy się przede wszystkim wrażliwość jednostki i model życia wewnętrznego. Śmiem twierdzić, że "Revolvera" załapią ludzie o relatywnie większej duchowej głębi, dla których nieobce jest odwoływanie się do abstrakcyjnego myślenia i metafizycznej rzeczywistości. Po prostu, taka jest prawda, nie każdy człowiek może doświadczyć pewnych stanów. A przynajmniej nie w każdym czasie.
Dla mnie też, podobnie jak dla Groszka, jedną z najważniejszych rzeczy w tym filmie był odpowiednio zbudowany klimat. Klimat niedopowiedzeń, pewnej tajemnicy. To jest coś, co mnie pociąga i fascynuje - "Revolver" zagwarantował mi pewną porcję wewnętrznych przeżyć i dlatego uważam go za obraz co najmniej wyróżniający się. Tu już nie chodzi o prostą ocenę w banalnych kategoriach, ale o to "coś", co film Ritchiego posiada. A to już się bardziej czuje niż rozumie.
Przeciwne strony w sporze o "Revolverze" nie mogą dojść do porozumienia, bo chodzi o różnice, które wymykają się rozpatrywaniu opartemu na inteligencji. Wymiana argumentów nic tu nie daje, ponieważ przede wszystkim nie chodzi tu o obiektywne wady i zalety filmu, ale o sposób jego odczuwania. My tu generalnie o tym nie pisaliśmy i to dlatego moim zdaniem jest wzajemne "bla bla bla", a i tak nie brakuje zrozumienia. Dwa różne sposoby czucia kina, dwa typy wewnętrznej rzeczywistości odbiorcy. Tu według mnie "jest pies pogrzebany".

użytkownik usunięty

Sprostowanie: w ostatnim akapicie postu powyżej powinno jest "((bla bla bla)), a i tak nie brakuje zrozumienia". Powinno być: "((bla bla bla)), a i tak brakuje zrozumienia". Hmm.. czyżby freudowskie przejęzyczenie? ;)

ocenił(a) film na 6

Kiedy własnie chodzi o to, ze ów "mroczny i surrealistyczny klimat" zbudowany jest nieudolnie. Ja nie zaprzeczam, ze rezyser chciał takowy stworzyc, ale zrobil to tak, ze zadowoli jedynie malo wymagajacych widzow. Osobiscie jestem fanem tego typu filmow (z niedopowiedzeniami, czesto psychodelicznych), jednak Revolver mnie zawiodl. Prawdziwie mroczy i surrealistyczny klimat mamy u Lyncha czy w niektorych pozycjach Kubricka. Obejrzyj moze Mulholland Dr. - to jest dopiero klimat. Moim zdaniem dzielo Lyncha znacznie przewyzsza Revolvera, dlatego moja ocena dla tego drugiego to wlasnie 6.5/10 (odjalem pol punkta za "zapozyczenia" od innych tworcow). To jest wlasnie film (M. Dr.), ktorego nie mozna oceniac w "banalnych kategoriach", jak to ujales. Revolverowi do takiego stwierdzenia jeszcze troche brakuje. Powiedz mi, na ile Ty oceniasz nowy film Ritchiego?? Cała ta dyskusja toczy sie w topicu zatytulowanym "4/10", a to bardzo krzywdzaca ocena. Jednak 9/10?? To na ile oceniłbys takie klasyki kina jak chociazby Ojciec Chrzestny czy Pulp Fiction?? Uważasz, ze mozna jest postawic na rowni z Revolverem?

użytkownik usunięty
underest

Może na początek napiszę, że dałem "Revolverowi" 8/10, co by stworzyć punkt odniesienia do wypowiedzi przeszłych i przyszłych. Mam świadomość słabości tego filmu, że reżyserowi nie udało się być może osiągnąć tego, co ambitnie zamierzał, ale jakieś wewnętrzne uczucie kazało mi ocenić produkcję Ritchiego wyżej niż np. 6/10 czy 7/10 (kiedy wystawiałem cenzurkę, wybierałem właśnie między 6, 7 i 8).
Piszesz, że reżyserowi nie wyszło tworzenie klimatu mroczności i surrealizmu. A mnie właśnie to w tym filmie głównie pociągnęło! Uważam własnie, że ten klimat jest wyraźnie wyczuwalny i stanowi jedną z głównych zalet. W takim razie według tego, co napisałeś, jestem mało wymagającym widzem. Ja sam nie wiem, jakim jestem widzem, nie jestem w stanie tego stwierdzić, bo to kwestia uznaniowa. Brak po prostu sztywnych kryteriów, więc to już zostawiam nierozstrzygnięte.
Być może ten klimat tak mnie zauroczył rzeczywiście dlatego, że nie oglądałem np. "Mulholland Drive" czy innych podobnych filmów autorstwa Davida Lyncha. [Tego twórcy widziałem tylko "Miasteczko Twin Peaks" (i może coś jeszcze, choć nawet o tym nie wiem) i to wiele lat temu, jeszcze jako mały chłopiec. Przyznam, że jedna scena do dziś tkwi w mojej pamięci jako mroczna i - jak to ująłeś przy tego rodzaju klimatach - psychodeliczna.] Jednak z twórczością w/w pana nie miałem zbytnio do czynienia i nie mam porównania, tak samo jak nie znam obrazów Tarantino. Dlatego rozpatruję "Revolver" w odosobnieniu i jako jedyny w swoim rodzaju. To pewnie jedno z ważnych źródeł różnic w naszych zapatrywaniach na ten film. (Ogólnie nie jestem zwolennikiem czynienia porównań przy dziełach różnych autorów, ale to już oddzielny temat-rzeka.)
Jeśli mnie pamięć nie myli (jeśli tak, to przepraszam), to w jednych ze swoich postów napisałeś, że gdybyś "Revolverowi" dał np. 9/10, to wielu innym musiałbyś dać 14 czy 15/10. I tu znowu wychodzi kwestia robienia porównań. Mówiąc o jednym filmie odwołujesz się do innych i robisz porównania. Ja z kolei jestem zwolennikiem innego podejścia: takiego, które nakazuje każde dzieło rozpatrywać autonomicznie, samo w sobie. Według mojego podejścia do każdego filmu można zastosować inne, oczywiście w pełni subiektywne, kryteria ocen. Bo tam, gdzie mamy do czynienia z ocenianiem, musi też być subiektywizm - z samej definicji wyrazów. Ty oceniasz "Revolvera" w porównaniu do innych, lepszych według Ciebie produkcji. Ja oceniam go w oderwaniu od innych obrazów - opierając się także na ogólnej emocji, czysto subiektywnym spojrzeniu.
Pytasz mnie, jak oceniam inne filmy, według Ciebie wybitne, jak "Ojciec chrzestny" czy "Pulp Fiction". Tych akurat nie ocenię, bo nie pamiętam żadnego z nich (jeśli w ogóle je widziałem, to musiało być to dawno temu). Ale odpowiem inaczej: dla każdego filmu mam skalę od 1 do 10. Tyle tylko, że w przypadku każdego obrazu poszczególne cenzurki oznaczają co innego. Nie będę nawet próbował tego wykładać, bo zwyczajnie nie potrafię tego przełożyć na zrozumiały język. Jak już pisałem, to kwestia wewnętrznych, subiektywnych poczuć - wobec każdego filmu odrębnych. Według mnie po prostu nie ma jednej uniwersalnej skali dla wszystkich filmów, bo takie coś byłoby po prostu sztuczne. Dałem "Revolverowi" 8, ale byłem też bardzo bliski daniu 6 czy 7 - zadecydował impuls, nagrodzenie reżysera za ambitny plan i za to, że film zapadł mi w pamięci. To tyle, nie będę bronił mojej oceny, bo w żaden obiektywny sposób zrobić tego nie mogę.

ocenił(a) film na 6

No to sprawa sie wyjasnila - przyznaje (pisalem o tym cały czas), ze ja oceniam filmy w znacznej mierze na zasadzie porownania. Jesli dany film podobał mi sie bardziej niz inny, dostaje lepsza ocenę. Gdybym oceniał kazdą produkcję w oderwaniu od innych, ocena nie bylaby miarodajna. Pewnie gdybym nie widzial wczesniej zadnego filmu Tarantino, Lyncha czy Finchera Revolver dostałby lepsza ocene. Jednak filmy te widzialem i z tego powodu film Ritchiego traci w moich oczach.

ocenił(a) film na 6

No to sprawa sie wyjasnila - przyznaje (pisalem o tym cały czas), ze ja oceniam filmy w znacznej mierze na zasadzie porownania. Jesli dany film podobał mi sie bardziej niz inny, dostaje lepsza ocenę. Gdybym oceniał kazdą produkcję w oderwaniu od innych, ocena nie bylaby miarodajna. Pewnie gdybym nie widzial wczesniej zadnego filmu Tarantino, Lyncha czy Finchera Revolver dostałby lepsza ocene. Jednak filmy te widzialem i z tego powodu film Ritchiego traci w moich oczach.

ocenił(a) film na 8
underest

Sorry, ale jakoś nie wyobrażam sobie oceniania filmów w oderwaniu od innych... To tak jakby zapomnieć o całej swojej dotychczasowej wiedzy i doznaniach... tylko po co? Zgadzam się w pewnej mierze z underest@... (porównywanie). Tylko, że bardzo lubię znajdować w filmie nowości, przesłania, drugie dna. Jeśli takowych nie ma, ma u mnie przesrane. underest@... nie widzi ich w Revolverze może dlatego, że wpakował go zbyt głeboko do jednego worka z innymi przy próbie oceny porównawczej... Może technika wygrała nad wyobraźnią?;)

Pozdrawiam

użytkownik usunięty
Groszek

I na tym między innymi polega różnorodność podejść, nie tylko do filmu, ale do wszystkich innych spraw tego i nie tylko tego świata. Różne mamy sposoby oceniania i odpowiadają nam te, które mamy. Zresztą tak naprawdę to najczęściej unikam oceniania filmu w ogóle (w sensie oceniania na FW, wystawiłem jedynie kilka cenzurek i już tego zaprzestałem).
Nie mogę napisać, że całkowicie zapominam o innych produkcjach podczas oglądania filmu, bo to jest chyba niemożliwe - skojarzenia nasuwają się same i czasem potrafią cieszyć, gdy w oglądanym obrazie znajdujemy np. nawiązanie do filmu, który bardzo cenimy. Nawet drobne, pojedyncze akcenty mogą - jak pewnie nieraz doświadczyliście - dać porcję dodatkowej radości, a film zyskuje na "miodności". I więcej w tym temacie już chyba nie mam do dodania.

ocenił(a) film na 8

Dygresja:) Kiedyś miałem podobne rozterki z ocenami (dać 6, 7 czy 8) póki nie opracowałem sobie pewnego wzoru, dzięki któremu stało się to o wiele łatwiejsze, obiektywniejsze w swoim subiektywizmie;) i ogólnie bardziej standaryzowane. Jest tutaj: http://www.filmweb.pl/Skala,temat,Topic,id=318627 [www.filmweb.pl/Skala,te ...]

użytkownik usunięty
Groszek

Ciekawy sposób, choć moim zdaniem pewne cechy, jak np. ogólny klimat filmu, powinny mieć większą wagę od innych, np. od montażu. Bo jeśli film ma świetną atmosferę, to wówczas może to przyćmić niedociągnięcia w takim np. właśnie montażu. Ale to tylko moja subiektywna bardzo opinia :).

ocenił(a) film na 8
underest

Jesteś, tak jak ja, kinomanem, który lubi dobry, ciężki klimat w filmie. Bardzo Cię za to szanuję i dlatego nie pozwolę, aby tak nowatorski twór jak "Revolver" spotykał się z Twoją krytyką! Jeśli spojrzysz w moje ulubione osoby, zobaczysz tam wspomnianych przez Ciebie Lyncha i Kubricka. Możnaby porównać do "Revolvera" ich dzieła i możnaby dojść do wniosku, że na tle owych wypada plastikowo, brak mu surowości i mroku. Ale przecież to zupełenie inna para kaloszy. "Lost Highway" czy "Eyes Wide Open" to mroczne thrillery, których walorem jest umiejętność wzbudzania w widzu niepokoju czy nawet strachu (w emocjonalny, raczej nie refleksyjny sposób). Czego spodziewałeś się po twórcy "Porachunków" i "Snatcha"? Kolejnego Lyncha? Ja spodziewałem się czegoś nowego (właściwie to nie spodziewałem, bo do momentu wejścia na salę bardzo niewiele o nim słyszałem;) - przepraszam za dygrechę:)) i to otrzymałem. Już sam gatunek - gangsterski surreal (widziałeś wcześniej coś takiego?). Do tego cięty, zdystansowany humor reżysera i scenarzysty rodem z jego poprzednich filmów (można go od biedy porównać z tym w "Full Metal Jacket"). Cała mieszanka naprawdę może się podobać. Już za ten świeży powiew w kinematografii należą mu się słowa pochwały. Guy Ritchie specjalizuje się w gangsterce i humorze i niech już tak zostanie - kto powiedział, że nie wolno tego mieszać z surrealem? Mieszanka ta nie dała mrocznego wyniku (i pewnie stąd stwaianie tego filmu niżej od Lyncha, jeśli w ogóle można je stawiać obok siebie), nie mogła dać. Rezultat, mimo to, jest znakomity. Dalsza część inności Revolvera - surrealizmem jest tutaj ukazanie pewnych mechanizmów psychiki ludzkiej w abstrakcyjny sposób, a także abstrakcyjnej z przymusu teorii o porządku świata (surrealizm, bo nam raczej się jawi jako chaos...) - oto właśnie sedno podobieństwa do abstakcyjności "Pi" Aronofskiego, który to film bardziej cenię niż "Requiem...". Surrealizm w Revolverze zdaje się mieć wyraźnie "myśleniowe" podłoże. A jak jest w surrealu Lyncha? Tam jest świetny, mroczny klimat, który stawiasz bardzo wysoko (ja też), ale trochę trudno każdy element lynchowskiej abstrakcji poskładać w jedną całość. I tu jest "słabość" filmów Lyncha - seans się kończy i pozostaje wielkie wrażenie, uczucie powrotu z innego świata oraz masa niedomówień, których nie jesteś w stanie ułożyć nawet po 3 obejrzeniu. Na tym polega surrealizm Lyncha - on umieszcza pewne motywy w swoich filmach dla samego klimatu (o czym zresztą powiedział). W Rewolwerze natomiast ma miejsce względnie prosta układanka (dla innych baaardzo trudna, ale socjologia na razie na bok;)), której WSZYSTKIE elementy można poskładać nawet intuicyjnie - jeśli umie się myśleć abstrakcyjnie. "Siłą" Revolvera jest właśnie strona "myśleniowa", którą przeciwstawiasz "mroczno-klimatycznej". Revolver ma swój klimat, ale nie polega on na wprawieniu duszy widza w czysto emocjonalny (niezrozumiały) niepokój. Ewentualnie ten refleksyjny, nadchodzący po przetrawieniu zaserwowanej nam przez Ritchiego mocy łamania norm społecznych oraz siły ludzkiej psychiki. Mamy tu obraz bez wyjaśnienia (wreszcie!;)), którego elementy układają się w jedną całość i to jest jego WYŻSZOŚĆ (skoro już używamy takich kategorii) nad Lynchem.
Revolver za swoją nowatorskość (cały czas nie przyjmuję argumentu o zżynaniu scen z innych filmów...), warsztat, inteligencję i świetną rozrywkę nadal ma u mnie 10/10, tak jak "Godfather", "Pulp Fiction" i "Lost Highway".
Proszę, nie wrzucaj go do jednego worka z Lynchem - to inne filmy. Komedii romantycznej z horrorem też się nie porównuje, bo prezentują przecież zupełnie inne walory:)

Pozdrawiam!

użytkownik usunięty
Groszek

Świetnie zauważyłeś, że "Revolver" eksponuje stronę "myśleniową". Pomijając tu całkiem inne sprawy, trzeba przyznać, że jest to trening dla intelektu, jaki stosunkowo rzadko się w kinie spotyka. Piszę, że rzadko, bo wystarczy poczytać opisy filmowych nowości w prasie, żeby zorientować się, że mało jest produkcji, które pobudzają widza do rozwikłania zagadek.

ocenił(a) film na 5

dalem slaba piatke, to juz nie to co Lock Stock lub Snatch. Nic ciekawego

ocenił(a) film na 6
Groszek

"Proszę, nie wrzucaj go do jednego worka z Lynchem - to inne filmy. Komedii romantycznej z horrorem też się nie porównuje, bo prezentują przecież zupełnie inne walory:) Pozdrawiam!"

Hola, hola! Nie zapedzaj sie:) O ile nie mozna porownywac komedii z horrorem, to własnie MOZNA porownywac Revolvera z, powiedzmy, Podziemnym Kregiem (z niektorymi filmami Lyncha tez mozna go spokojnie zestawic). To jest TA SAMA para kaloszy (przypomnial mi sie dialog z Pulp Fiction o masazu stop - popieram w tym przypadku Vincenta: to ta sama parafia, buehehehe).

Piszesz:

"Możnaby porównać do "Revolvera" ich dzieła i możnaby dojść do wniosku, że na tle owych wypada plastikowo, brak mu surowości i mroku. Ale przecież to zupełenie inna para kaloszy. "Lost Highway" czy "Eyes Wide Open" to mroczne thrillery, których walorem jest umiejętność wzbudzania w widzu niepokoju czy nawet strachu (w emocjonalny, raczej nie refleksyjny sposób). Czego spodziewałeś się po twórcy "Porachunków" i "Snatcha"?"

Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawe, ale wbiłes własnie gola do własnej bramki:P To NIE JEST INNA PARA KALOSZY. To jest jak najbardziej ta sama para kaloszy. Ritchie chcial (troche na sile) zmienić swoj wizerunek, coby nie zostac zapamietanym jako "gosc od komedii". Wzorujac sie wiec na wspomnianych juz rezyserach zrobil "gangstersko-psychologiczna ukladanke". Wyraźnie widac, ze chciał stworzyc mroczny klimat, ale wyszedl on, jak to ladnie ujales - plastikowo. O to wlasnie chodzi, ze rezyser Snatcha nie nadaje sie do tego typu filmow. Nie rozumiem dlaczego uważasz, ze nie mozna zestawic Revolvera z filmami Lyncha - to z czym w takim razie mozna go zestawic??? Chyba nie twierdzisz, ze Ritchie stworzyl nowy gatunek filmowy?? Otoz gatunek jest znany i lubiany, a to, ze Ritchie go troche spartolil nie czyni z niego "pioniera".

"Już sam gatunek - gangsterski surreal (widziałeś wcześniej coś takiego?)."

Chryste - a co za roznica, czy surreal jest gangsterski czy nie?? Surreal to surreal. Idąc dalej takim tokiem rozumowania, filmy surrealistyczne dzielą sie na podgatunki: "gangsterski surreal", "surreal traktujacy o srodowisko gwiazd filmu", "surreal o szatanie", "surreal o podrozach w czasie" itp. Zapewniam Cie, ze Ritchie umieszczajac w swoim filmie gangsterow nie stworzyl nowego gatunku! Nie rozumiem, dlaczego zawyzasz swoją ocene z powodu "swiezosci" jego filmu - przeciez podobna konwencja jest juz wręcz oklepana! A to, ze Ritchie osadzil akcje w gangsterskim swiatku jest zupelnie nieistotne.

"Surrealizm w Revolverze zdaje się mieć wyraźnie "myśleniowe" podłoże. A jak jest w surrealu Lyncha? Tam jest świetny, mroczny klimat, który stawiasz bardzo wysoko (ja też), ale trochę trudno każdy element lynchowskiej abstrakcji poskładać w jedną całość. I tu jest "słabość" filmów Lyncha - seans się kończy i pozostaje wielkie wrażenie, uczucie powrotu z innego świata oraz masa niedomówień, których nie jesteś w stanie ułożyć nawet po 3 obejrzeniu. Na tym polega surrealizm Lyncha - on umieszcza pewne motywy w swoich filmach dla samego klimatu (o czym zresztą powiedział). W Rewolwerze natomiast ma miejsce względnie prosta układanka (dla innych baaardzo trudna, ale socjologia na razie na bok;)), której WSZYSTKIE elementy można poskładać nawet intuicyjnie - jeśli umie się myśleć abstrakcyjnie."

Hmmm... Kiedy sam napisalem, ze Revolver jest oceniany tak wysoko tylko dzieki sztucznemu skomplikowaniu fabuly stwierdziles (a moze to nie byles Ty?), ze jego zaletą jest takze klimat. Teraz piszesz, ze klimatu jednak nie ma. Powtarzam juz na tym forum z 4 raz - zadna sztuka zrobic film, ktory jest skomplikowany przez pokrecona fabule, ktora widz musi sobie ukladac. TO NIE JEST ZALETA! Dlaczego fakt, ze elementy fabuly mozna poskladac ma wynosic ten film na piedestal?? Czy to ma swiadczyc, ze film jest inteligentny? Nie - jest pseudo-inteligentny. Mozna by wziac dowolny film, poczym pozamieniac w nim chronologie wydarzeń, wprowadzić jakies psychologiczne dylematy bohaterow (przedstawiane za pomocą monologow tychże) etc., tworzac z niego "surrealistyczny obraz o podlozu myślowym". Czy wtedy film stanie sie bardziej inteligentny? A co to jest inteligencja? Naprawde dobremu (inteligentnemu) filmowi nie sa potrzebne jakies udziwnienia. Argument, ze Revolver jest wybitny bo poszczegolne elementy układanki mozna po zastanowieniu poskladac, jest smieszny. Piszesz, ze moglbys obejrzec Revolvera jeszcze raz. Niby po co? Przeciez jak sam stwierdziles, wszystko juz sobie ładnie poskladales. Czy podczas kolejnego seansu mowilbys sobie: "alez ja jestem za***isty, rozumiem wszystko co dzieje sie na ekranie itd."? Dla mnie nawet nie jest wazne, czy rozumiem przeslanie rezysera - chce czerpac przyjemnosc z ogladania filmu. Chce czuć klimat; po skonczonym seansie chce moc powiedziec sobie: "tak, to bylo dobre - nie zmarnowalem czasu". Sorry, ale gdybym obejrzal Revolvera trzeci raz, to bylby to czas zmarnowany. Wątpie, czy wynioslbym z niego jeszcze cos nowego. Być moze odnazałbym jeszcze jakies smaczki, ale Revolver nie jest na tyle gleboki, zeby mozna go bylo ogladac kilka razy (oczywiscie jesli zrozumie sie fabule, w przeciwnym wypadku nalezy ogladac do skutku;)).

użytkownik usunięty
underest

(Ciekaw jestem, kiedy skończą się te dyskusje na temat "Revolvera". Prawdę mówiąc to od jakiegoś czasu coraz więcej treści się powtarza, co zresztą sami zauważamy i zaznaczamy).

PS. Żałuję jednak, że nie znam na tyle twórczości Lyncha, żebym mógł się kompetentnie wypowiedzieć. Jakkolwiek, wydaje mi się, że Ritchie obraca się jednak w znacznie lżejszych klimatach (oczywiście cały czas mam na myśli tylko jego "Revolver"). U niego nie ma takiej ciężkiej ... (w miejsce kropek było słowo "psychodelii").

Wiecie co? Właśnie sprawdziłem w słowniku języka polskiego znaczenie przymiotnika "psychodeliczny". Zobaczcie sami definicję: "psychodeliczny - 1. o stanie umysłu, samopoczuciu: odznaczający się głębokim spokojem, wzmożoną wrażliwością na przyjemne bodźce, skłonnością do zachwytów estetycznych; nacechowany takim nastrojem.
2. o pewnych narkotykach: wywołujący taki stan." [źródło: Słownik języka polskiego PWN, wydanie na CD - mam nadzieję, że nie złamałem praw autorskich ;]

Okazuje się, że całkiem źle rozumiałem to słowo. Wcześniej kojarzyło mi się to z przyciężkawym, nierzeczywistym, trochę chorym klimatem. Dlatego usunąłem "psychodelię" ze zdania znajdującego się wyżej, bo tam chodziło mi o właśnie taki trochę klimat jak ze snu człowieka o mrocznym umyśle. A tu proszę... "spokój, zachwyt estetyczny".

Jeśli przynudzam tym przerywnikiem językowym, to przepraszam Was.

ocenił(a) film na 6

Owszem, Ritchie obraca sie w lzejszych klimatach. To jest wlasnie sedno sprawy. Revolver byl proba zmiany wizerunku - Ritchie zrezygnowal z lekkich klimatow i na sile chcial stworzyc cos cieższego. Niepotrzebnie. Revolver bylby swietnym filmem, gdyby nie nieudolne proby "zamroczenia" go pod koniec (wiecie, o co mi chodzi:P).

użytkownik usunięty
underest

Może "Revolver" był nie tyle próbą zmiany wizerunku, ale dodania do tegoż nowego elementu. Bo poprzednich produkcji nic już Ritchiemu nie zabierze i będzie za nie pamiętany przez część publiczności. Nie sądzę też, żeby robił on cokolwiek na siłę. Chciał stworzyć coś, co dla niego było nowe. Pojawił się w jego głowie pewien pomysł i zrealizował go. Myślę, że reżyser ma do tego prawo.
Poza tym dorobek Guya byłby monotonny, gdyby składał się tylko z produkcji jednego rodzaju (takich, jak "Porachunki" czy "Przekręt"). A poprzez nakręcenie "Revolvera" Ritchie urozmaicił swoją filmografię. Przy tym wcale nie mamy gwarancji, że kogokolwiek naśladował. Raczej przeniósł na taśmę filmową swoją autorską koncepcję.

ocenił(a) film na 6

No tak, źle sie wyrazilem. Chodzilo mi o dodanie czegos nowego do wizerunku. Pisząc "na sile" mialem na mysli, ze Ritche nie nadaje sie do tego typu filmow (o mrocznym klimacie). Revolver czerpie garsciami z osiagniec innych rezyserow, poniewaz Guy sam nie mial pomyslu na pchniecie akcji do przodu. W pewnym momencie po prostu skonczyla mu sie inwencja - dlatego wlasnie twierdze, ze Revolver zrobiony jest troche na sile. Poza tym film jest plastikowy - nie ma tego "czegos", co maja np. filmy Finchera. Komediom Ritchiego nie mam nic do zarzucenia, jednak nie nadaje sie on do ambitnego kina. Po prostu inni robia to lepiej.

ocenił(a) film na 8
underest

Ale pzrecież sam napisałeś, że to nie jest film o mrocznym klimacie, więc dlaczego wytykasz Ritchiemu, że nie nadaje się do filmów o takowym, skoro takiego jeszcze nie nakręcił?:)

ocenił(a) film na 8
underest

"to nie ta sama para kaloszy" (bla bla bla)

Twoje argumenty zaczynają mnie nużyć, czyli np. te:

"Inteligentnemu filmowi niepotrzebne są udziwnienia" - ale przecież sam co rusz piszesz, że nie znasz się na inteligentnym kinie (w końcu "głęboki" to dla Ciebie tylko "klimatyczny" - no zgadza się, w takim znaczeniu właśnie np. Lost Highway jest głęboki. ).

"Ritchie chciał zrobić mroczny klimat" - jakbyś nim był.

"Dla mnie nie jest ważne, czy rozumiem przesłanie reżysera" - chociaż byś się nie przyznawał:) Dla mnie jest ono tak samo ważne jak i moje.

A żebyś wiedział - czuję się tak po każdym kolejnym obejrzeniu, bo potrafię coś z niego za każdym razem wynieść, gdybyś też umiał - nie zjeżdżałbyś go. Cóż - mogę Ci tylko współczuć. Szkoda w takim razie, że nie doceniasz np. Eraserheada na tyle na ile zasługuje:( Powiem Ci jeszcze tylko, że dla niektórych filmy pobudzają wyobrażnię, a niektóre jedynie zmysły [znów kalosze].

Dla Ciebie istnieje jedna jedyna definicja klimatu, dlatego nie zrozumiałeś mojego skrótu myślowego odnośnie jego.

Jeden - "to nie ta sama para kaloszy" (bla bla bla)
Drugi - "to ta sama para kaloszy" (bla bla bla)

Twoje argumenty zaczynają mnie nużyć, czyli np. te:

"Inteligentnemu filmowi niepotrzebne są udziwnienia" - ale przecież sam bapisałeś, że nie znasz się na inteligentnym kinie;

"Ritchie chciał zrobić mroczny klimat" - jakbyś nim był.

A żebyś wiedział - czuję się tak po każdym kolejnym obejrzeniu, bo potrafię coś z niego za każdym razem wynieść, gdybyś też umiał - nie zjeżdżałbyś go. Cóż - mogę Ci tylko współczuć. Powiem Ci tylko, że niektóre filmy pobudzają wyobrażnię, a niektóre jedynie zmysły (z całym szacunkiem do tych drugich [kalosze]).

Dla Ciebie istnieje jedna jedyna definicja klimatu, dlatego nie zrozumiałeś mojego skrótu myślowego odnośnie jego.

"Ritchie zżyna od innych" - pokaż mi u innych np. fenomenalną (co ja - spodziewam się jej zrozumienia:P) końcową scenę.

Nie marnuję Ci już więcej czasu... - pozdrawiam odszczeknięciem na szczeknięcie.

ocenił(a) film na 8
Groszek

***Sprostowanie postu powyżej - sorry, spieszyłem się...***

"to nie ta sama para kaloszy" (bla bla bla)

Twoje argumenty zaczynają mnie nużyć, czyli np. te:

"Inteligentnemu filmowi niepotrzebne są udziwnienia" - ale przecież sam co rusz piszesz, że nie znasz się na inteligentnym kinie (w końcu "głęboki" to dla Ciebie tylko "klimatyczny" - no zgadza się, w takim znaczeniu właśnie np. Lost Highway jest głęboki. ).

"Ritchie chciał zrobić mroczny klimat" - jakbyś nim był.

"Dla mnie nie jest ważne, czy rozumiem przesłanie reżysera" - chociaż byś się nie przyznawał:) Dla mnie jest ono tak samo ważne jak i moje.

A żebyś wiedział - czuję się tak po każdym kolejnym obejrzeniu, bo potrafię coś z niego za każdym razem wynieść, gdybyś też umiał - nie zjeżdżałbyś go. Cóż - mogę Ci tylko współczuć. Szkoda w takim razie, że nie doceniasz np. Eraserheada na tyle na ile zasługuje:( Powiem Ci jeszcze tylko, że dla niektórych filmy pobudzają wyobrażnię, a niektóre jedynie zmysły [znów kalosze].

Dla Ciebie istnieje jedna jedyna definicja klimatu, dlatego nie zrozumiałeś mojego skrótu myślowego odnośnie jego [skrótu] (tak samo jak terminu "układanka").

"Ritchie zżyna od innych" - pokaż mi u innych np. fenomenalną (co ja - spodziewam się jej zrozumienia:P) końcową scenę.

Nie marnuję Ci już więcej czasu... - pozdrawiam odszczeknięciem na szczeknięcie.

ocenił(a) film na 8
Groszek

***Sprostowanie postu powyżej - sorry, spieszyłem się...***

"to nie ta sama para kaloszy" (bla bla bla)

Twoje argumenty zaczynają mnie nużyć, czyli np. te:

"Inteligentnemu filmowi niepotrzebne są udziwnienia" - ale przecież sam co rusz piszesz, że nie znasz się na inteligentnym kinie (w końcu "głęboki" to dla Ciebie tylko "klimatyczny" - no zgadza się, w takim znaczeniu właśnie np. Lost Highway jest głęboki. ).

"Ritchie chciał zrobić mroczny klimat" - jakbyś nim był.

"Dla mnie nie jest ważne, czy rozumiem przesłanie reżysera" - chociaż byś się nie przyznawał:) Dla mnie jest ono tak samo ważne jak i moje.

A żebyś wiedział - czuję się tak po każdym kolejnym obejrzeniu, bo potrafię coś z niego za każdym razem wynieść, gdybyś też umiał - nie zjeżdżałbyś go. Cóż - mogę Ci tylko współczuć. Szkoda w takim razie, że nie doceniasz np. Eraserheada na tyle na ile zasługuje:( Powiem Ci jeszcze tylko, że dla niektórych filmy pobudzają wyobrażnię, a niektóre jedynie zmysły [znów kalosze].

Dla Ciebie istnieje jedna jedyna definicja klimatu, dlatego nie zrozumiałeś mojego skrótu myślowego odnośnie jego [skrótu] (tak samo jak terminu "układanka").

"Ritchie zżyna od innych" - pokaż mi u innych np. fenomenalną (co ja - spodziewam się jej zrozumienia:P) końcową scenę.

Nie marnuję Ci już więcej czasu... - pozdrawiam odszczeknięciem na szczeknięcie.

ocenił(a) film na 6
Groszek

)) Twoje argumenty zaczynają mnie nużyć, czyli np. te: "Inteligentnemu filmowi niepotrzebne są udziwnienia ((

Podtrzymuje ten poglad i bede go podtrzymywal niezaleznie od tego, czy Cie on nuzy, czy nie. Jesli film ma jakies przeslanie, cos waznego do przekazania, to zadne udziwnienia (jakich w rewolwerze pelno) nie sa potrzebne. Weźmy np. "Dogville" Larsa von Triera - film pozbawiony wszystkiego co zbedne. Scenografia ograniczona do minimum. Zadnych trickow montazowych, zadnych efektow specjalnych. Mimo to bije Revolvera na glowe inteligencją. To jest wlasnie inteligentny film - Revolver stara sie tylko za takowego uchodzic (i jak widac calkiem nieźle mu to wychodzi, wszak niektorzy wystawiaja 9/10...).

"ale przecież sam co rusz piszesz, że nie znasz się na inteligentnym kinie"

Że co prosze?? Pokaz mi, gdzie cos takiego napisalem. Skoro podkreslam to "co rusz" to zapewne nie sprawi Ci problemu przytoczyć jeden cytat, w ktorym stwierdzam, ze nie znam sie na inteligentnym kinie.

)) (w końcu "głęboki" to dla Ciebie tylko "klimatyczny" - no zgadza się, w takim znaczeniu właśnie np. Lost Highway jest głęboki ) ((

Pokaż mi, gdzie napisalem cos takiego. Czekam. Widze, ze nie masz juz argumentow, wiec uciekasz w demagogie. Klimat filmu jest wazny, ale nigdy nie twierdzilem, ze jest tożsamy z jego "głębią".

)) "Ritchie chciał zrobić mroczny klimat" - jakbyś nim był. ((

To po prostu widac.

)) "Dla mnie nie jest ważne, czy rozumiem przesłanie reżysera" - chociaż byś się nie przyznawał:) ((

Sorry, ale pisze co mysle, a nie to, co wypada pisac (tym chyba sie roznimy). Nigdy nie mozna miec 100-procentowej pewnosci, czy dobrze odczytalismy przeslanie rezysera. Dlatego zawsze staram sie samemu interpretowac dany film i guzik mnie obchodzi, o czym myslal rezyser, krecac go (bo tego i tak nigdy sie nie dowiem). Ktoś moze stwierdzic, ze zrobil swoj film, aby np. zwrocic uwage widza na problem zbyt szybkiego dojrzewania wspolczesnej mlodziezy albo cos w tym stylu. Jednak jesli ogladajac ów film niczego takiego sie nie dopatrze (bo np. bedzie to zwykla komedia dla nastolatkow) to po przeczytaniu wywiadu, w ktorym to rezyser oswiadcza cos podobnego, nie spojrze na jego film przychylniejszym okiem. Przeslanie filmu musi wynikac z jego tresci - to, co rezyser _chcial_ przekazac (ale np. mu nie wyszlo), jest akurat malo wazne. Mozna zrobic swietny film bez przeslania rownie dobrze, jak denny film z przeslaniem - i tlumaczenie rezysera, ze chcial przekazac to czy tamto nie zrobi z gniota arcydziela.

)) A żebyś wiedział - czuję się tak po każdym kolejnym obejrzeniu, bo potrafię coś z niego za każdym razem wynieść, gdybyś też umiał - nie zjeżdżałbyś go. ((

Bardzo jestem ciekaw, co waznego wyniosles z Revolvera po trzecim obejrzeniu, czego nie udało Ci sie wynies po drugim...
Po za tym nie wiem czy zauwazyles, ale ja nie "zjezdzam" tego filmu (pisalem juz wielokrotnie, ze moim zdaniem wybija sie ponad przecietna), lecz uprawiam tzw. "konstruktywną krytyke" w oparciu o moją wiedze i odczucia. Szkoda, ze poziom dyskusji spadl za sprawą Twojego ostatniego posta...

)) Cóż - mogę Ci tylko współczuć. ((

... I wciąz spada...

))Szkoda w takim razie, że nie doceniasz np. Eraserheada na tyle na ile zasługuje:(((

??!? Tak nieprzemyslanej demagogii dawno nie widzialem. ANI RAZU NA TYM FORUM NIE WSPOMNIAŁEM NAWET SŁOWEM O "ERASERHEADzie"!! Po czym wnosisz, ze go nie doceniam?? Skad wiesz, jakie jest moje zdanie na temat tego filmu?? Odpowiedz! (Pogrążasz sie...)

)) Powiem Ci jeszcze tylko, że dla niektórych filmy pobudzają wyobrażnię, a niektóre jedynie zmysły [znów kalosze]. ((

Odkrywcze:)

)) Dla Ciebie istnieje jedna jedyna definicja klimatu, dlatego nie zrozumiałeś mojego skrótu myślowego odnośnie jego [skrótu] (tak samo jak terminu "układanka") ((

Skad ten wniosek?? I dlaczego uwazasz, ze tego nie zrozumialem?? Moze zrozumialem, tylko sie nie zgadzam? Bierzesz czasem pod uwage, ze ktos moze nie zgadzać sie z Twoim zdaniem? Zapewniam Cie, ze Twoje poglady nie musza być jedynymi slysznymi.

)) "Ritchie zżyna od innych" - pokaż mi u innych np. fenomenalną (co ja - spodziewam się jej zrozumienia:P) końcową scenę. ((

Hę? Znaczy sie twierdzisz, ze Ritchie jako pierwszy zrobil udaną ostatnią scene?? Pozwol, ze zaniose sie na chwile smiechem: buahahahahahahaha. Rownie fenomenalne (co ja gadam - znacznie lepsze) koncowki znajdziesz u np. Finchera, natomiast jesli chodzi o stricte ostatnią scene, to ta z Truman Show (licze na jej zrozumienie) zjada Pana Mache na śniadanie. Jeśli zaś siegnąc do nowszych filmow (zwlaszcza majac na uwadze poślizg polskich premier w stosunku do swiatowych:P), to swietne zakonczenie mieliśmy w np. Pustym Domu (Bin Jip) - zreszta caly film jest genialny, Revolver sie nie ima.

)) Nie marnuję Ci już więcej czasu... - pozdrawiam odszczeknięciem na szczeknięcie. ((

Szczerze mowiac nie spodziewam sie, abys odpowiedzial na tego posta, wiec rowniez sie zegnam i zycze wielu owocnych nocy z Revolverem:)

ocenił(a) film na 8
underest

Odezwę się tylko z wrodzonej przekorności:) Do widzenia.

P.S. Popracuj nad kojarzeniem.

ocenił(a) film na 4
underest

W ogóle porównywanie Mulholland Drive do czegokolwiek jest uwłaczające. To tak, jakby porównywać "Ulissesa" Joyce'a do reszty literatury. Powyższe tytuły po prostu nie mieszczą się w kategorii filmowej czy literackiej.

"Revolver" Ritchiego to moim zdaniem piękne, ale puste pudełko. Wymęczyłem się na tym filmie i ziewnąłem kilka razy. Wyższej oceny niż 4/10 nie dam. Przestałem się fascynować takimi efekciarskimi obrazami jakiś czas temu.