PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=99107}
6,9 40 tys. ocen
6,9 10 1 39598
5,5 17 krytyków
Revolver
powrót do forum filmu Revolver

Podchodziłeś kiedyś do slicznej nie znajomej dziewczyny? Jesli była rzeczywiscie sliczna wiekszośc z was bała sie jej powiedziec na wstepie prawdy. Ze jest sliczna ze wam sie podoba ze chcecie ją poznać, uprawiać z nia dziki sex. Sprobuj to zrobić na siłe na ulicy. SPRÓBUJ PODEJŚĆ DO GORĄCEJ DZIEWCZYNY "DZIESIĄTKI" i powiedziec jej jak bardzo bys chcial ją poznać to wtedy poczujesz sie tak samo jak pan Green w windzie. Nie zrobisz tego bo będziesz sie bać. Nie zrobisz tego bo "sam goold" który jest w twojej głowie w wkreca ci że ty tego nie możesz nie powinieneś robić. Wkreca ci ze jest tobą ze to ty sie tego boisz. Ze masz za malo kasy aby to zrobić. Za małe mieśnie. Pryszcze na twarzy. Sam gold jest wszedzie. W karzdym twoim lęku. Strachu. W kazdej nie pewności. Wygrasz z nim w grze tak jak to zrobił Green. Robiąc wiele rzeczy których tak jak by nie chcesz. A tak naprawde on. Sam goold nie chce. Bo ty mówiąc gorącej nieznajomej dziewczynie że "chcesz ją poznać" chcesz jej to powiedzieć. Jesli nie potrafisz pokonać tego gracza który podaje się za ciebie przegrasz życie. Nie porzyjesz. Jedynie przeżyjesz. Jesli ktoś nie zrozumie tego filmu niech oglada w nieskonczoność. Daje mu 10...

użytkownik usunięty
Gorgo_

O extra i wogóle. Czyli jesli ?sam gold; jest w twojej głowie ?/ To skad ta typa niby która reprezentowała Golda .. i np. rozkminka taka ze moze 'Sam Gold" to Avi i Zach..?

użytkownik usunięty

ten film to trochę jak przypowieść, troche abstrakcyjna historia. nie można go rozumieć dosłownie. trzeba sobie zdać sprawe że Avi to prawdopodobnie wytwór umysłu Jake'a. tak przypuszczam

użytkownik usunięty

tez mi sie tak zdaje jak czekali na Jacka w pokoju hotelowym a Zach i Avi siedzieli w Jackuzzi... i nikt ich niewidzial? Pozniej ten gangster machowi mówił ze Jack byl sam a powinni widziec ze gadal z nimi ...

ocenił(a) film na 5
afroq

Nie bede wypowiadal sie na temat samego filmu, ktory byl ciekawy przez
pierwsze 10 min, a pozniej stal sie przewidywalny i nudny. Skupie sie na
tym co was najbardziej podnieca, na przeslaniu.

Autor watku spisal banalny przyklad o pieknej dziewczynie i o leku przed
odrzuceniem ktory jest w kazdym z nas. Podejscie do niej i zagadanie
jest oczywiscie najlepszym co mozemy zrobic. Moze sie zmiesza, moze
zasmieje, a moze usmiechnie. Cokolwiek by nie zrobila i tak masz wieksze
szanse ja poderwac niz stojac z boku i patrzac jak przechodzi.
Ale prosze was, nie traktujcie tego jako przeslania na zycie...
Robiac wszystko to, czego z roznych wzgledow byscie nei robili, zapewne
w niedlugim czasie doprowadziloby was do wariatkowa, pudla albo grobu.
Nie mowie tu o znowu banalnych przykladach, skakania z mostow czy
biegania ze spluwa i strzelania gdzie popadnie, ale o tym, ze zachowujac
sie nieadekwatnie do sytuacji, wbrew obowiazujacym normom, byscie
zostali wykluczeni ze spoleczenstwa.

Prosty przyklad: Siedzisz w pracy, szef wkurza, drze ryja, a ty wstajesz
i mowisz mu co o nim myslisz... masz wielka satysfakcje ze to zrobiles,
jestes z siebie dumny, ale nie masz juz pracy. Szukasz innej, ta sama
sytuacja, a moze teraz sprowokowal wspolpracownik, a moze zupa byla za
slona... przyklady mozna mnozyc w nieskonczonosc, nie musi byc to
wyladowywanie emocji, mozesz grac ryzykownie na gieldzie, biegac nago po
miescie (a czemu niby nie?) w ten sposob tracisz mozliwosci
wspolistnienia w spoleczenstwie i przez ludzi ktorzy nie rozumieja
twojego zachowania wykluczony z grupy i zaszufladkowany jako
niezrownowazony...

Po drugie, robiac wszystko to czego bysmy zwykle nie robili, zakladajac
ze ktos nam mowi co robic a co nie robic (strach, lek, slabosci), nasze
czyny znow zaleza od tych naszych uczuc... tylko sa odwrotne, nasze
slabosci nadal nami steruja tylko w odwrotny sposob... zamiast bac sie
windy, jezdzimy nia w kolko, byle tylko nie isc schodami... ale po co?
Mozna wierzyc w siebie, pokonywac swoje slabosci, pracowac nad soba, ale
prosze was, nie popadajcie w histerie... w waszej glowie nikt nie
siedzi...

Przeslanie jest znane od lat... nie jestem fanem biblii ale tam napewno
tez jest ;) W pewnym stopniu film zeczywiscie podobny do Fight Club'u,
ale nawet sie do niego nei umywa...
pozdr0

ocenił(a) film na 10
In7ane

Po tym co napisałeś to nie dziwię się, że ten film tak szybko Cię znudził. Bardzo powierzchownie to wszystko rozumiesz, jeśli w ogóle można mówić o rozumieniu, bo praktycznie nie dotknąłeś "zawartości" tego filmu. Nie sądzę byś miał powód do martwienia się o innych widzów, bo raczej rzadko kto odbiera to wszystko w tak prosty i nieprzemyślany sposób. Te wszystkie Twoje przykładowe pomysły typu wygarnianie szefowi itp... A jeśli już ktoś aż tak prostacko na to spojrzy, to raczej zareaguje na ten film tak jak Ty, czyli po prostu go zignoruje, uzna za nudny i nie wart uwagi. Tak więc nie ma powodu do obaw.

Co do "Fight Club" jest pewne podobieństwo stylu, jednak przesłania i faktyczna teamtyka są inne. Czego innego te filmy dotyczą i w sumie "Revolver" omawia poruszane kwestie w mniej naiwny sposób niż "Fight Club". Dojrzalszy sposób, ale i też przez to trudniejszy do ogarnięcia. Oba fimy mają u mnie 10/10 i jestem świadoma dużej ilości przekazów w "Fight Club" i doceniam je, jednak w porównaniu z "Revolverem" jest on bardziej możnaby powiedzieć pozerski.

ocenił(a) film na 5
Eleonora

quote
"Bardzo powierzchownie to wszystko rozumiesz, jeśli w ogóle można mówić
o rozumieniu, bo praktycznie nie dotknąłeś "zawartości" tego filmu."

Zawsze ta sama gadka :) Jak ktos ma inne zdanie niz JA, to najlatwiej
powiedziec mu ze nie zrozumial.

Samo pisanie, ze film jest trudny, podwyzsza wasza samoocene, bo to wy
go zrozumieliscie, a ktos kto pisze inaczej, napewno jest tepym
prostakiem i filmu nie rozumie. A moze jest odwrotnie ? Moze czasem ktos
kto ma inne zdanie, widzi jeszcze wiecej od was ? Nie bede sie spieral,
bo tak mozna bez konca, ale miejcie wiecej pokory...

Poza tym, mowisz ze nie dotknalem zawartosci filmu, jednak nikt nie
pisze w tym watku o jakiejs innej, glebszej zawartosci, a oparlem swoja
wypowiedz wlasnie na waszych spostrzezeniach. Moze to Ty jedyna jej
dotknelas :> jak tak uwazasz to napisz cos odkrywczego, czego nie pisali
poprzednicy...
pozdr0

użytkownik usunięty
In7ane

czesc tropicielu.
masz nas.
siedzimy tutaj i udajemy ze wiemy wszystko.
wiesz dla czego? bo REVOLVER to nasza biblia zyciowa. :D. tyle w temacie sarkazmu.
kochaniutki skoro przeczytales wszystkie watki to na pewno tez ten o roznych wersjach filmu.
a oto historia;
rezyser swego czasu mial za zone krolowa popu.
krolowa popu po kapletnej recenzerskiej klapie przekonala zrezygnowanego meza ze film jest zbyt trudny i za duzo w nim watkow i ze dla potencjalnego zjadacza popkultury bedzie nie jasny. nieszczesny rezyser dal sie namowic do wprowadzenia przerobek, a co najgorsze przerobkami dyrygowala jego zonka.
osmielilem sie ogladac REVOLVER w 3 albo nawet wiecej wersjach. w sumie tylko jedna wersja jest warta obejrzenia. pozostale, te okrojone na rynek amerykanski i japonski, sa zeczywiscie pozbawione elegancji i splaszczone az do niesmaku.pierwotna (najbardziej rozbudowana i pierwsza w kolejnosci, ktora ogladalem) byla tak niezrozumiala dla mnie na poczatku ze nie mialem ochoty nigdy wracac do tego filmu. na szczescie ktos namowil mnie do obejrzenia go ponownie i ...
... jakbym dostal w twarz. po prostu koles (rezyser) wykreowal fantastyczna wizje wyzwolenia sie z programow podswiadomych i uwarunkowan. nie znaczy to ze czlowiek wyzwolony nagle zaczyna sie krzyczec na ludzi albo odwalac dziwne akcje. wolny czlowiek nie musi uzywac agresji ani dbac o to co powiedza ludzie bo zrozumial strach. w buddyzmie mahajany jest mowa wlasnie wspolczuciu rozwijajacym sie w miare porzucania koncepcji `ja´ i rozumieniu ze nie ma potrzeby walczyc o cos czego i tak sie nie zabierze ze soba do grobu.duzo by tu tlumaczyc ale polecam raczej jakas czytanke o wspolczuciu i wolnosci od schorzen emocjonalno myslowych, po takowej bedziesz blizej zrozumienia dla czego tak sie podniecamy. pozatym nie przywaizuj sie do przykladow.

a prawda czym jest? kazdy ma ja wlasna, co nie?
skoro nie chcesz sie klucic to nie klucmy sie.
podyskutujmy.
ja uwielbiam ten film i chetnie podyskutuje na jego temat.
moge sie nawet zastanowic czy nie udostepnic Ci wersji pierwotnej, tej ktora byla wersja premierowa w kinie.

ocenił(a) film na 5

Wiem ze sa 3 wersje, ale chyba mam ta rozbudowana.
Po czesci (nie wiem czy akurat tym sie roznia) wlasnie przez te
powtarzane w kolko zlote mysli i nie tylko te, momentami odechciewalo mi
sie ogladac filmu. Jak ktos tu juz napisal, przeciez pamietam co bylo 5
min temu...

Piszesz o buddyzmie, i w sumie masz racje, tez tak mozna zrozumiec
Revolver. Nie znam sie niestety na tej religii ale wydaje mi sie, ze to
wlasnie jest oddalenie sie od codziennego zycia, od ludzi, wyciszenie,
medytacja...
Buddysta ma na pewno blizej do pustelnika niz do przecietnego obywatela,
a wiec poniekad potwierdza to, moja pierwsza wypowiedz.
Btw, wiele osob pisalo ze to film psychologiczny, ja bym raczaj
powiedzial ze filozoficzny.

Smiejesz sie ze to wasza biblia zyciowa :) ale ktos tam wczesniej
wypowiadal sie o filmie w podobnym tonie :) zecz w tym ze bez
sarkazmu...
To wlasnie mnie sprowokowalo do odpisania. Nienawidze keidy ludzie sa
jak piorka, obejrza film, podnieca sie, napisza ze to zmienilo ich
zycie, itp. itd. a po tygodniu zapomna o wszystkim...
Jak kazdy bardziej wymagajacy film, manipuluje nami w ten czy inny
sposob, ale nie poddawajmy sie tej manipulacji bez opamietania, miejmy
jakis dystans... Z kazdego lepszego filmu mozna wyciagnac pewne wnioski
i przemyslenia, ale nigdy nie widzialem i raczej nie zobacze filmu ktory
odmieni moje zycie.

PS: Wiem ze sie nie popisalem przykladami ktore podalem wczesniej, ale
nie sadzilem ze ktos mi odpisze, wiec pisalem co mi pierwsze do glowy
przychodzilo :)

użytkownik usunięty
In7ane

masz racje ze nie znasz tej religii ;). zdziwilbys sie jak wielu ludzi ktorzy mieli stycznosc z roznymi formami wyzwolenia (nie tylko buddyzmem) zyje wokol nas. w zen np wlasnie chodzi o to by zyc normalnie a nie sie izolowac i oddalac. wiekszosc ludzi ktorzy coz juz uskutecznili przez te droge wlasnie do tego naklania poczatkujacych, zeby nie uciekali od zycia.

rozbudowana wersja, ta premierowa na pewno zawiera watek o Trzech Eddich i ma troche inaczej poustawiane sceny pod koniec filmu. na pewno konczy sie scena na basenie.

wiesz ludzie jak cos odkryja to sie ekscytuja, zwlaszcza jezeli szukali tego dlugo.niektorzy zapominaja bo zapal byl slomiany inni bo juz osiagneli pewna dojrzalosc i jada dalej z rozwijaniem tematu `zycie`.
a co do samego filmu to mnie bardzo wkreca jego klimat i muzyka, sposob krecenia i ujecia. wedlug mnie jest zrobiony ze smakiem, wyszukany i dobrze zainspirowany (na poczatku mial to byc film podobny do poprzednich -ot gangsterska opowiastka- jednak zostal podrasowany `filozoficzno-psychologicznie`z inspiracji Kabala).

jak ze wszystkim w zyciu jednym film dal duzo innch znudzil.
a przyklady jakie podales byly ciekawe poniewaz niektorzy mogliby zeczywiscie pomyslec ze `oto teraz jestem wolny i wypunktuje wszystkich ktorzy powodowali schizy w mojej glowie` a przeciez nie o to tu chodzi.

wracajac do samego filmu co najciekawsze w wersji premierowej nie ma wypowiedzi roznej masci filozofow tudziez ludzi zajmujacych sie zyciem duchowym czy fizykow (po fabule). link do tego jest gdzies w postach chyba a jesli nie to na pewno na youtube znajdziesz pod chaslem `ego revolver`

ocenił(a) film na 10

Ja widziałam tylko jedną wersję - z wypowiedziami psychologów i psychiatrów na końcu - i widziałam ją tylko jeden raz. Faktycznie uważam ten film za wybitny i zdecydowanie jeden z niewielu, które w czysty, że tak powiem, bezpośredni sposób przyczyniają się do mojego rozwoju, ponieważ chociaż porusza tematykę już mi znaną to robi to w taki sposób, że dociera to do mnie w pełni - jakby do wewnątrz. Daje pełne rozumienie. Odbiór jakby transowy. I na pewno nie jest tak jak piszesz In7ane, że tylko tak chwilowo się podniecam i zapomnę o tym filmie, albo po iluś latach stracę dla niego szacunek. W sumie nie spotkałam się z takim zjawiskiem by ktoś, kto podchodzi do filmu w taki sposób, że pozyskuje z niego wiedzę, jakiś przyczynek do rozwoju, żeby najpierw się jakimś filmem zachwycał, a po powiedzmy miesiącu zapominał o nim. Takie zachowanie przyszłoby mi raczej do głowy w odniesieniu do jakiegoś filmu traktowanego jako rozrywkowy. I nie to że koniecznie komedii czy sensacji, ale choćby i thillera czy horroru - ale jednak takiego, że ktos chwilowo jest pod ogromnym wrażeniem i "pieje" z zachwytu, a po jakims czasie ogląda następne "show" i zachwyca się już tylko tym nowym. Tak więc takie zachowanie jakoś kompletnie nie pasuje mi do filmu "Revolver" i na pewno też nie pasuje do mnie.

A wracając do samego filmu, to chciałabym napisać oddzielny temat, w którym faktycznie mocno się rozpiszę - choćby dla siebie, dla wyartykułowania tych wszystkich myśli, które z niego wyniosłam, jednak nie będę tego robić tak na świeżo, bo pragnę obejrzeć go jeszcze pare razy zwracając uwagę na wszelkie szczegóły i ich możliwą symbolikę. Na razie mogę napisać tyle, że w moim odbiorze cała historia gangsterska jest symbolicznym przedstawieniem osobowości człowieka. Ścierania się w nim poszczególnych części. Green reprezentuje "prawdziwe ja", które zazwyczaj pozostaje w ukryciu zdominowane przez ego oraz lęki. Ego reprezentowane jest przez Machę, lęki czy też sam rdzeń/kondensacja lęków reprezentowana jest przez Sama Golda. Ego każdego człowieka jest tą częścią osobowości, która popycha do szarżowania, boi się upokorzenia, nadmiernie dba o wizerunek, robi różne rzeczy na pokaz, nie dba o moralność, dba o pieniądze, jest skore do rywalizacji itd. itd. Taki jest Macha - taki jest nam pokazywany, a nawet w ten sposób opisywany przez Greena. Podstawową rzeczą jaką należy zauważyć jest to, że ego zawsze wyolbrzymia ludzkie możliwości (przecenia), natomiast lęki/poczucie własnej beznadziejności (to, co symbolizuje Gold) wyolbrzymiają ludzkie ograniczenia. Prawdziwe ja - jeśli dojdzie do głosu - będzie świadome _prawdziwych_możliwości_i_prawdziwych_ograniczeń. Nie chodzi o to by niczego się nie bać i odstawiać głupie zachowania jakie sugerowałeś i szarżować - nie o to chodzi w tym filme, a właśnie wręcz o rzecz odwrotną, bo chodzi o to, by opanować swoje ego i opanować swoje lęki, wydobyć na wierzch prawdziwe ja. Gdyby ktos zaczął postępować tak jak opisywałeś, czyli pchał się w byle kłopoty, wydzierał na szefa z byle powodu itd., to raczej przypominałby zachowaniem osobę, której osobowość jest zdominowana przez ego, czyli postępowałby wręcz odwrotnie niż to, co sugeruje ten film.

Idąc dalej można analizować i tłumaczyć poszczególne elementy. Można zwrócić uwagę na fakt, że Green siedział w więzieniu 7 lat - 7 lat to akurat pełny cykl rozwoju. Życie ludzkie dzieli się na cykle po 7 lat. W każdym roku dominuje rozwój jednej z głównych czakr i związanych z nią cech charakteru, osobowości, zdolności, zdrowia. Myślę, że nie przypadkowo Green rozwija się 7 lat. Jednocześnie jest w więzieniu przez Machę, czyli ego. Prawdziwe ja zazwyczaj właśnie zdominowane jest/więzione przez ego. Kiedy Green podchodzi do stolika Machy - na początku filmu - pada stwierdzenie, że przy stoliku jest miejsce tylko dla dwojga. I tak jest, bo są głównymi częściami osobowości. Macha mógłby zachować "dowodzenie", ale przecenia swoje możliwości w stylu typowym dla ego. Jednocześnie też mówi do Greena, że jest on - Green - _z_natury_ podwładnym. I tak faktycznie jest, bo zwykle prawdziwe ja jest zdominowane i podwładne, manipulowane przez ego i lęki. Lęki nie są częścią osobowości tylko bardziej czynnikiem, więc bezpośrednie starcie jest między dwoma "osobami". Macha pyta Greena czy chce przejąć jego interes/jego terytorium. I faktycznie tak jest. O to w filmie chodzi.
Pojawia się też często motyw działania wbrew sobie. Green robi różne rzeczy, na które nie ma ochoty. Mówi to dosłownie. Pyta siebie czy tak musi być. Scena z rewolwerem, kiedy ma strzelić do bezbronnego człowieka i buntuje się i nie strzela wydaje mi się kluczowa i stąd chyba tytuł filmu. To przebudzenie Greena - uświadomienie sobie, że może postąpić w zgodzie ze sobą - nie wbrew sobie. Ponieważ jest wtedy z tymi ludźmi, którzy go chronią, to nie ma znaczenia, że broń nie jest naładowana. Ci ludzie są jakby pomocniczymi elementami osobowości, albo przebłyskami własnej woli. Pomagają Greenowi zrozumieć, że może przestać postępować wbrew sobie i może odzyskać kontrolę. Co ważne "prawdziwe ja" postępuje moralnie. Taka jest ludzka natura. W sumie też przez to, że prawdziwe ja nie ma potrzeby postępować amoralnie i nie ma tez do tego pociągu - nie sprawiałoby mu to przyjemności (a wręcz przeciwnie). Można też zwrócić uwagę na kwestie o samych pieniądzach - pieniedzy jest tyle, że Green nie zdołałby ich wydać przez całe życie, jednak dopóki ulega wpływom ego dopóty ma ten bezsensowny pociąg do pieniędzy i cholernie boli go ich strata. I nie chodzi o to, że nie jest dobrze być zabezpieczonym materialnie. Oczywiście jest to potrzebne. Chodzi tylko o to, że najlepiej mieć tyle pieniędzy, by móc o nich nie myśleć. To jest złoty środek. Pieniądze z których się nie korzysta i ciągła walka o kolejne jedynie przeszkadzają w faktycznym życiu, a od pewnego poziomu ich ilości i tak się ich nie wykorzystuje. Jest też scena kiedy pieniądze zostają darowane na rzecz domu dziecka. Ego by tego nie zrobiło. Macha nie może w to uwierzyć, to ważny moment tracenia kontroli. Próbuje dorobic do tej darowizny wydźwięk "na pokaz" - żeby płynęły z tego jakieś "puste korzyści", by ego dalej było górą, ale po tej darowiźnie jego pozycja zostaje znacząco podkopana.

Ważna jest też kwestia samej gry. Kiedy Green jest wystarczająco silny może przegrać. To jest bardzo ważne, bo trzeba być bardzo silnym, by móc pozwolić sobie na tego rodzaju "słabość". Zwykle ludzie nie są tak silni, bo zdominowani są właśnie przez ego i lęki. Przykładowo mężczyźni bici w dzieciństwie potrafią w życiu dorosłym wierzyć, że tak właśnie trzeba żyć, że nie wolno okazywać słabości. A tak naprawdę są po prostu słabi, zbyt okaleczeni, mają zbyt głęboko zakopane swoje prawdziwe ja i przez to właśnie nie są na tyle silni, by móc sobie pozwolić na okazanie słabości. Na końcu filmu Green już może.

Podsumowując, to jest tylko część przesłań zawartych w filmie. Można w nim jeszcze dalej grzebać. Można bardzo dużo napisać na temat samego ego. Wśród wypowiedzi psychologów i psychiatrów, które lecą na końcu (w tej wersji, którą oglądałam) jest wypowiedź, że w religii ego manifestowane jest jako diabeł. Są tez inne teksty o tym właśnie, że to nadmierne przecenianie możliwości i tendencja do chorej rywalizacji - to do czego napędza ego - są często przyczyną różnych złych czynów typu morderstwo itd. i jednocześnie ludzie potrafią ego jakby oddzielać od siebie - postrzegać jako własnie diabła, albo coś innego, ale w podobnym stylu, jakieś "złe podszepty", "niemyślenie pod wpływem emocji/chwili" itd. Ta cała chęć wyrzucenia zła na zewnątrz. Zrzucenia odpowiedzialności. Ale z drugiej strony też poczucie bycia wewnętrznie niejednolitym, czyli poczucie tego podziału na ego i prawdziwe ja. O tym także można by sporo pisać. Cóż no... ten film jest po prostu niesamowity. Ritchie mi niezmiernie zaimponował. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Wykorzystał tematykę, styl, typ historii, w jakich najlepiej się czuje i stworzył niesamowicie głęboki mądry film.

użytkownik usunięty
Eleonora

ale piekne rozumienie. ogladalem ten film pare dni temu i mnie znowu odgruzowal troszeczke. chyba teraz sproboje go obejrzec jeszcze raz biorac pod uwage Twoja interpretacje. chyle czola!

ocenił(a) film na 10

wow, dzięki :) Jak zobaczyłam w powiadomieniach początek tego postu, to myślałam, że ktoś sobie kpi ze mnie:)

Słuchaj, ja Cię dodałam do znajomych, jak zauwazyłeś, bo chciałam nawiązać jakiś kontakt, bo nie miałam pojęcia o tych innych wersjach tego filmu i w ogóle niedawno poznałam sam film i nie szukałam nic o nim. Tzn. patrzyłam po wpisach na filmwebie, ale tylko ze dwie strony obleciałam i jakoś nie trafiłam na nic cennego. A Ty widzę dość sporo wiesz. Mógłbyś napisać do mnie maila na adres pralinka666@tlen.pl ? Zapytałabym Cię o pare rzeczy.

A co do filmu jeszcze i interpretacji, to chyba trafiłam na tą najbardziej prostą wersję skoro mam na końcu te wypowiedzi psychologów i psychiatrów, tak? Jak dla mnie to świetna wersja. Może gorsza od tych bardziej rozwiniętych, ale przynajmniej mogę ją w jakimś stopniu zrozumieć, więc to raczej dobrze, że taka powstała, choć chętnie bym obejrzała i te inne. W ogóle uważam, że to był bardzo dobry pomysł z umieszczeniem tych komentarzy na końcu, dlatego, że to potwierdza faktyczną tematykę filmu. Bez tych komentarzy widz może bać sie zaszaleć z interpretacją, myśląc, że to jednak musi być mniej symboliczne i opowiadać bardziej normalną "z życia wziętą" gangsterską historię. A tak, jak są te komentarze, to automatycznie ma się wolną rękę w snuciu interpretacji. Tak swoją drogą tych dwóch facetów, od których Green się uczył w więzieniu, a których w sumie nie znał choć sąsiadował z nimi - czy nie chodzi przypadkiem o podświadomość i świadomość? W sumie "prawdziwe ja" sąsiaduje z nimi, uczy się od nich, korzysta z ich "wiedzy"/"wiadomości", jest blisko (sąsiadująco), ale jednak jest między nimi pewna "ściana". Wiem, że w sumie mówi się o większej ilości składowych świadomości i osobowości, nadjaźni, podjaźni oprócz podświadomości, świadomości, jaźni itd. itd., ale to może być tak bardziej uproszczone - z naciskiem na te bardziej istotne elementy, czy też te o których twórca akurat chciał się wypowiedzieć. Przy czym myślę, że takie uproszczenie (o ile to jest w ogóle uproszczenie) nadal oddaje rzeczywistość, bo np. podświadomość i świadomość należą jakby do innego wymiaru niż ego i "prawdziwe ja". W sumie wszystkie te elementy należą do innych wymiarów, ale są pewne obszary dla nich wspólne lub na których się stykają. Co ciekawe rozwijając się w więzieniu Green czyta zapiski na książkach. Można mieć skojarzenie z "pismem automatycznym", kiedy pisze się będąc w pewnym transie i pisany tekst jest dyktowany przez podświadomość, a nie świadomość. Przy czym jeśli w ogóle świadomie dużo się pisze w sensie artykułowania na piśmie swoich przemyśleń, to także zauważa się z czasem, że część rzeczy, które się napisało samych nas zadziwia. Tzn. w tym sensie,że wydaje się nowa, nieznajoma, a czasem nawet odkrywcza. Myślę, że wiąże się to z tym, że przez takie częste pisanie pobudza się aktywowanie prawie automatycznego pisania także w stanie nietransowym, czy inaczej no po prostu ma się pewne przebłyski informacji pochodzących z podświadomości. W każdym razie nawet jeśli sposób pokazania tego na filmie - że chodzilo o książki i o pisanie (bo ważne, że nie samo pisanie, ale i też książki) - jest przypadkowy (w co wątpię), to jest genialnie oczywisty i celny. Poza tym uważam też, że twórca podczas aktu tworzenia nie to że wpada w jakiś swoisty transowy stan (choć może tak być), ale ma większy niż normalnie dostęp do podświadomości i może stworzyć coś genialnego mimo, że nawet do końca nie zdaje sobie sprawy z celności tego. Po prostu wiele rzeczy tworzy się intuicyjnie i być może tworząc ten film Ritchie nawet nie był świadom pełni jego przekazu.

ocenił(a) film na 9
Eleonora

a mogłabyś napisać co na końcu filmu ci psychologowie mówili? bo nie miałam napisów do tego a chciałam bym mniej więcej wiedzieć.

ocenił(a) film na 10
agatka260492

Oni mówią dość podobnie i mniej więcej chodzi o te same rzeczy, które przewijają sie przez cały film. Np. coś takiego, że ponieważ ego jest w nas (kryje się w nas czy też jest częścią nas), to jest w ostatnim miejscu, w którym byśmy go szukali. Najgorszy wróg ukrywa się w ostatnim miejscu, w którym byś go szukał - w tobie. Że wypatruje się wroga gdzieś na zewnątrz, a prawdziwym wrogiem jest ego i trudno je zobaczyć, bo jest jakby tak blisko naszego wnętrza - naszego ośrodka postrzegania, że tak powiem. Poza tym też jest własnie ciekawa wypowiedź Deepaka Chopry, że w religii ego utożsamiane jest z diabłem. Że to jest ta cząstka nas, która jakby nas namawia (podszeptuje) do robienia jakichś złych rzeczy. Że rozumiany w ten sposób diabeł jest w nas - nie na zewnątrz i że gdyby się nad tym zastanowić, to często własnie się zauważy, że coś złego, czego się dokonało z jednej strony pochodziło z nas - tzn. zdecydowaliśmy się to coś zrobić, ale z drugiej strony sami jednocześnie to potępiamy - to prawdziwe ja (albo jaźń - różne osoby różnie nazywają to samo tzn. np. jedni mówią "jaźń", inni "prawdziwe ja", inni "wewnętrzne ja" itd.) potępia ten zły czyn. Czyli ogólnie, że można zauważyć to wewnętrzne rozstrzepienie na ego i prawdziwe ja, jednak jest to bardzo trudne, bo to jest w nas. Bardzo blisko ośrodka postrzegania. Zbyt blisko by tak łatwo było to ego zauważyć. No i też coś tam mówią o tym, że jak ludzie zrobią coś złego - popełnią przestępstwa - to mówią, że oni tego nie chcieli, albo, że "diabeł podkusił" - jakieś tego typu rzeczy. Ogólnie wszystkie te wypowiedzi kręcą się wokół tego samego, czyli właśnie tego, że ego sprawia, że często dopuszczamy się czegoś złego, przeceniamy nasze możliwości, albo działamy zbyt ambicjonalnie, że dążymy do rywalizacji (która z punktu widzenia prawdziwego ja jest przecież zupełnie bez sensu) no i o tym, że właśnie tak trudno je (ego) zauważyć i z nim walczyć, bo jakby "siedzi" w naszym umyśle - wewnątrz nas, a nawet w pewnym sensie jest nami. Aha i jeszcze też jest np. mowa o tym, że nie zdajemy sobie sprawy jak sprytne jest ego/jak sprytny jest wróg/diabeł, bo ono jest tak zlane z nami. Jakby zwasze może być o krok do przodu, albo na tym samym miejscu, co my - trudno nam je prześcignąć, bo to tak jakbyśmy się ścigali sami ze sobą. Tam pada taki cytat (wśród tych plansz jeszcze w filmie), że "przyjaciele są blisko, ale wróg jest jeszcze bliżej".

Tak w ogóle odnośnie tego utożsamiania ego z diabłem, to polecam "Adwokata diabła". Pewnie znasz już ten film, ale wydaje mi się, że rzadko kto patrzy na niego w ten sposób, że tam jest pokazane, że prawdziwy diabeł kryje się w człowieku, a nie na zewnątrz. Przez cały film tkwimy w złudzeniu, że diabeł jest konkretną postacią oddzieloną od nas (głównego bohatera) - jest na zewnątrz, jednak na samym końcu filmu okazuje się, że wszystkie te pokazane wcześniej wydarzenia były jedynie obrazem możliwego potoczenia się wypadków i że to, jak się potoczą zależy od głównego bohatera. Od tego jak postąpi. Tak jakby w jego rękach - po prostu człowieka - było to czy uaktywni tego diabła, czy nie. Jednocześnie jest pokazane, że bardzo trudno postępować tak, by go nie uaktywnić. I jedną z możliwości jego aktywowania jest działanie ambicjonalne. Tak się kończy film i gdyby spojrzeć na tego diabła/Szatana z "Adwokata diabła", myśląc właśnie też o ego, to możemy zauważyć, że faktycznie jak najbardziej można utożsamiać ego z diabłem.

A wracając do "Revolver" - ogólnie w tym filmie ważnym przekazem jest to by właśnie nauczyć się zobaczyć ego w sobie i móc je unicestwić. Niektórzy mówią o zawładnięciu nim - zdominowaniu go. Jednak ja jestem za strategią unicestwienia, dlatego, że świat (a w nim i my sami) postrzegany przez ego jest złudzeniem. Poza tym nie uważym by ego rozumiane tak, jak ja je rozumiem, czyli tak, jak przedstawione jest w "Revolverze" i postrzegane przez wielu myślicieli, było w ogóle potrzebne. Wydaje nam się, że jesteśmy w stanie coś zrobić (więcej niż faktycznie), albo że bardzo ważna jest np. nasza popularność - z takich różnych przekonań związanych z ego powstaje jakby osobowość, ale to jedynie złudzenie osobowości. To jest twór dość rozbudowany by sprawnie funkcjonować jako osobowość człowieka, by dominować nad prawdziwą osobowością - prawdziwym ja - jednak jest to fałszywa osobowość i obraz świata postrzegany przez ego także jest zafałszowany. Do tego jeszcze dochodzą lęki. Lęki także uniemożliwiają wiele rzeczy i mają bardzo duży wpływ na osobowość, jednak nie tworzą takiego tworu jak ego - nie tworzą takiej pełnej fałszywej osobowości. Są bardziej czynnikiem. Żeby zobaczyć prawdziwy obraz świata i w tym też prawdziwego siebie trzeba przezwyciężyć ego i lęki. Szczególnie właśnie ego. W tej scenie w windzie Green wreszcie dostrzega rzeczywistość. Zaczyna odróżniać złudzenia od prawdziwego świata. Zniszczył ego i przezwyciężył lęki.

Myślę, że idealną książką, jeśli chcesz bardziej zagłębić się w tą tematykę, będzie "Wewnętrzne przebudzenie" autor: Colin P. Sisson http://www.olesiejuk.pl/baza-ksiazek/wyniki-wyszukiwania/single/214599.html . Niedawno kupiłam tę książkę, bo po obejrzeniu "Revolvera" bardzo chciałam znaleźć coś na ten temat i w sumie nawet nie szukałam - po prostu przypadkiem trafiłam, zobaczyłam jakie są rozdziały i strwierdziłam, że to jest właśnie to, czego w tej chwili chcę :) Co ciekawe to np. to, że autor tej książki także używa określenia "prawdziwe ja", którego tu używałam pisząc o "Revolverze". Dokładnie ta tematyka - o ego, prawdziwym ja i lękach. I oczywiście o tym jak zobaczyć rzeczywistość zamiast świata złudzeń.

ocenił(a) film na 9
Eleonora

dzięki za odpowiedź , rozjaśniło mi to bardzo ten film bo na razie tylko raz go oglądałam i nie wszystko było dla mnie zrozumiałe.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Świetna interpretacja, ale uważam, że w paru miejscach niepoprawna. Dla mnie cała akcja filmu, od początku do końca, to jedynie obrazowa manifestacja przeżyć wewnętrznych bohatera, walki ego, superego i id o kontrolę nad jego ja. Patrząc w ten sposób, można łatwo dopasować rolę poszczególnych postaci. Według mnie superego jest reprezentowane przez Macha (ja idealne) i jego płatnego zabójcy (sumienie), ego to oczywiście Gold, id to Lord John a ja bohatera to Green. Avi i Zach zaś reprezentują jakieś wewnętrzne dążenie do samodoskonalenia i uwolnienia się z mocy popędów i nakazów naszego super ego, ego i id. Oczywiście można się o tym o wiele bardziej rozpisywać, na razie chciałem zaznaczyć tylko główne szlaki mojej interpretacji. Co o tym myślicie? Z chęcią podyskutuję:)

ocenił(a) film na 10
snakerider

Nie bardzo rozumiem dlaczego Gold miałby być ego, bo nie za bardzo mi pasuje do jakichkolwiek cech ego. No i też nie wiem co rozumiesz przez superego, bo np. już samo ego definiowane z punktu widzenia psychologii (czy psychiatrii klinicznej) jest czym innym niż ego definiowane przez jakiegoś myśliciela czy to z kręgów kultury wschodzniej, czy to psychologii, ale nie konwencjonalnej klinicznej.

Tak w ogóle, to obejrzałam wersję na dvd, która to jak się domyślam jest tą wersją pierwszą i nie ma ona tych komentarzy różnych psychologów i myślicieli na końcu, a jednocześnie ma więcej wątków w środku i inne zakończenie. No i powiem szczerze, że te filmy są zupełnie inne :) Aż nie chce się wierzyć, że mimo tego, że większość scen jest w nich przecież ta sama, to jednak są one kompletnie inne. Pierwsza wersja (ta przed przemontowniem, bez komentarzy, dostępna u nas na dvd) w ogóle nie daje się tak interpretaować jak to wyżej opisałam, więc jeśli ktos zobaczył jedynie tą wersję i przeczytał moje wpisy, to jest duże prawdopodobieństwo, że pomyślał, że jestem "lekko" walnięta ;P Wersja pierwsza w ogóle jest mało metafizyczna. Zawiera te pewne elementy, ale no malutko. Generalnie jest to niemal zwyczajna opowieść gangsterska. Natomiast wersja po przemontowaniu jest całkowicie metafizyczna. Oczywiście wolę wersję drugą - po przemontowaniu i z dodanymi komentarzami na końcu. Nie jest tak, jak początkowo myślałam, że widzowie nie zrozumieli pierwszej wersji i Ritchie przemontował film, by był łatwiejszy. Te filmy są zupełnie inne i druga wersja (po przemontowaniu) jest po prostu o niebo lepsza. Usunięto zakłócające wątki typu trzech Edziów i wyjaśnienie jak Green znalazł się w więzieniu, co kompletnie psuło sens tego więzienia, tzn. usunięcie tego umożliwia postrzeganie więzienia w sposób symboliczny, co mi bardziej odpowiada. Następnie zmieniono postać Golda na bardziej nieuchwytną - tak, by faktycznie można się było zastanawiać czy on w ogóle istnieje. I co ważne zmieniono też wiele odnośnie Machy - przede wszystkim końcówkę, dzięki czemu w wersji przemontowanej mamy rozpad ego/Machy w odpowiednim miejscu. Cała scena w windzie nabiera dużo większego sensu i dużo większej siły. Końcówka z pierwszej wersji - te sceny z Machą są jakieś takie no niezbyt sensowne. To, że on nie znika jakby się rozpłynął po tej scenie z windą, co tak wspaniale oddawało unicestwienie ego, to, że w tej wersji pierwotnej Macha pojawia się jeszcze na końcu no na siłę może być, ale zarzyna cały efekt. Do tego jeszcze w drugiej wersji lepiej wypada postać Sortera. Bo w pierwszej on ginie, a to nie jest dobre dla sensu historii. Ostatecznie ma reprezentować część osobowości, która chciała się wycofać (z czynienia rzeczy, których wewnętrznie się nie akceptuje), ale wcześniej nie potrafiła się na to zdobyć. Kiedy w końcu się zdobywa, to nie powinien ginąć. Może być zraniony, możemy myśleć, że może umrze, ale no kurcze nie powinni tak oscentacyjnie po prostu go odstrzeliwać, bo to zarzyna sens tej postaci. Oczywiście jeśli podchodzimy do tego metafizycznie, bo jeśli jako do historii gangsterskiej no to wszystko ok. No i też w pierwszej wersji brakuje pewnych istotnych komentarzy, które dano po przemontowaniu (już w trzeciej minucie filmu są poważne różnice) i dodano też dwa istotne cytaty, których nie ma w wersji pierwszej. Poza tym ogólnie cały obraz został wygładzony w sensie lepiej zgrany/zmontowany - i zestawienie scen (ciąg obrazów), i zestawienie obrazu z muzyką (ogólnie oprawa muzyczna wyszła lepiej, mimo że generalnie jest ta sama), no i właśnie odpowiednie akcentowanie tak, by wydobyć symbolikę. Oczywiście piszę w swoim imieniu, tzn. jest to moje zdanie - subiektywne. I podsumowując jest ono takie, że wersja po przemontowaniu jest filmem wybitnym i głęboko metafizycznym, a przed przemontowaniem - wersja pierwotna - jest filmem całkiem dobrym, ale prawie jedynie gangsterskim (w sensie - pozbawionym jakichś szczególnie głębokich treści).

Jeszcze chciałam napisać, że dopiero po drugim obejrzeniu tzn. tej drugiej wersji (bo pierwszą oglądałam tą po przemontowaniu) załapałam, że Avi i Zac są tymi więźniami, którzy byli w sąsiednich celach Greena. Akurat ten element w obu wersjach jest taki sam, więc nie miało to znaczenia, którą wersję oglądam. Grunt, że załapałam ;P Lepiej późno niz wcale ;P Z tymże dalej jak najbardziej pasują mi do podświadomości i świadomości jednocześnie mając związek z własną wolą czy tez ogólne z posiadaniem wolnej woli. Uważam, że jedno drugiego nie wyklucza.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Zacznę od tego, że widziałem jedynie pierwszą wersję filmu, bez komentarzy psychologów, stąd możliwe rozbieżności interpretacyjne. Postaram się jak najszybciej obejrzeć wersję, o której piszesz, może wtedy dojdę do innych wniosków (może nie;p). Na razie jednak chciałem przedstawić moją interpretację pierwotnej wersji filmu. Btw, odradzam czytanie tym, którzy filmu nie widzieli - spoiler na spoilerze.

Dlaczego Gold miałby być ego? Bo według mnie przekaz filmu jest taki, że ego to ta część ciebie, której istnienia sobie nawet nie uświadamiasz, którą przyjmujesz za swoje własne jestestwo. Cały geniusz filmu polega na tym, by uświadomić ci twój błąd. Ego chowa się w miejscu, w którym najmniej się go spodziewasz - w twojej własnej głowie, za twoim bólem, za twoim strachem, projektuje pragnienia i dążenia, które uważasz za własne. Tak więc Green konfrontuję się ze swoim ego dopiero w windzie, dopiero tam uświadamia sobie, że nie jest ono nim, że nie ma nad nim kontroli. Ego próbuję się bronić wszelkimi możliwymi środkami, strachem, ułudą sukcesu, bezpieczeństwa (nie znasz życia beze mnie, kiedy mówię bój się masz się bać, kiedy mówię gniewaj się, jesteś zły itd). To wszystko ego wykonuję bardzo finezyjnie, tak dobrze, że w codziennym życiu nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. I myślę, że uświadomienie nam tego faktu jest celem filmu.

Teraz tak, dla mnie cała akcja filmu, od początku do końca jest jedną wielką metaforą, przypowieścią, nic nie jest tym na co wygląda, cały film opowiada o wewnętrznej walce bohatera z samym sobą, (bo ego jest częścią nas, choć nie jest nami, jeśli czaisz o co mi chodzi;)), cały film dzieję się w jego głowie.

Teraz o superego. Uważam, że sam reżyser daje nam wskazówki aby Machę i Lorda Jhona interpretować jako jakieś dwie antagonistyczne siły (jest to wręcz podane na talerzu - dwa walczące ze sobą gangi, poza tym niebieskie i czerwone światło, ale o tym zaraz). Jeśli przyjąć, jak już wcześniej mówiłem, że wszystko w filmie obrazuję psychikę bohatera, trzeba się zastanowić kim jest Macha, kim jest Lord Jhon? Z tym drugim nie ma za bardzo problemu, w oczywisty sposób ukazano, że skupia się głównie na pragnieniach, przyjemnościach (nie chce rozmawiać, woli jeść, potem scena z laską i lizakiem o podtekście seksualnym) tak więc symbolizuje id, najbardziej pierwotną część psychiki, która zorientowana jest jedynie na zaspokajanie pragnień i szybką przyjemność, najbardziej zwierzęca część naszego ja. Jeżeli więc Lorda Jhona przyjmiemy za id, a jego antagonistycznym przeciwnikiem jest Macha, to musi on reprezentować superego. Teraz tak, superego dzieli się na dwie części - ja idealne, które jest wyidealizowanym obrazem nas samych, jest tym czym chcielibyśmy siebie widzieć, ale nie jesteśmy i nigdy nie będziemy, oraz sumienie, które wywołuję w nas poczucie winy. W super ego powstało przez wpływ społeczny, jest naszą moralnością i zarazem pozwala nam funkcjonować w społeczeństwie, przez co jednak musi nas w pewnym stopniu ograniczać. Wracając do Machy - uważam, że symbolizuje on ja idealne, jako najbogatszy szef największego gangu, o wydawałoby się największych wpływach (oczywiście po Goldzie, ale o tym potem), jest obrazem, który kreuje ego Greena, aby dążył do niego jako do ideału. Z drugiej strony mamy Sortera, nigdy nie pudłuję, nie daję się ponieść emocją - interpretuje go jako sumienie, szczególnie widać to w scenie, gdy obraca się on przeciwko swoim pracodawcą i wszystkich zabija, po czym sam zostaje zabity, gdyż nie spełnia już swojej funkcji jako pomocnik ja idealnego, trzeba więc wykreować nowe sumienie (btw. pięknie w tym momencie filmu widać jak green za pomocą swojego brata i jego córki, którzy według mnie są częścią jego ja, obraca sumienie przeciwko swojemu pracodawcy - superego, aby potem łatwiej je zaatakować i w końcowej scenie filmu nakłonić ja idealne do samobójstwa).

Ego (Gold) cały czas koordynuję i stara się spełniać potrzeby superego i id które wzajemnie się wykluczają, tworzą w nas naturalny konflikt. Kontrola nad id jest stosunkowo prosta - wystarczy, że się naje i porucha (sory za kolokwializm;p), gorzej z superego, stąd postać Walker, która sprawdza jak tam interesy Mach spełnia interesy Golda, którymi jest zachowanie Greena z dala od uświadomienia sobie, że jego największy wróg jest w nim samym, a skupienie je na walce z oczywistym, widocznym wrogiem, jakim jest Mach. Stąd też rola 3 Edich - cały przekręt z nimi związany jest wydawałoby się dziełem Greena, ale jeśli się zastanowić, to tak naprawdę przecież Green nie uświadamiał sobie jeszcze wtedy istnienia Golda, czyli był przez niego sterowany, tak więc Gold mógł grać w różne gierki z Machem i go od siebie uzależniać, aby potem wykorzystywać go do swoich celów. To Gold cały czas był tutaj graczem.

Avi i Zach, jak sami się przyznają na końcu filmu, nie pomagali Greenowi, bo go lubią, pomagali mu, ponieważ są nim. Daję to nadzieję, bo sugeruje, że w każdym z nas jest to dążenie do prawdy i uwolnienia się spod nakazów ego, superego i id, aby stać się prawdziwie wolnymi. Jest to cholernie trudne, ale Greenowi się udaje:)

Oczywiście całą powyższą interpretację oparłem na psychologii kultury zachodniej (na czymś oprzeć ją musiałem), ale jest ona według mnie uniwersalna - np jeśli spojrzymy na to z buddyjskiego punktu widzenia to Gold, Mach i Lord Jhon symbolizują trzy główne trucizny naszego ja - ignorancję, gniew/nienawiść oraz pożądanie. Ale nie ważne, czy nazwiemy to truciznami, łacińskimi nazwami przyjętymi przez amerykańskiego tłumacza dzieł freuda czy jakimikolwiek innym kodem z jakiejkolwiek innej kultury, sama koncepcja filmu i wnioski jakie się nasuwają pozostają takie same.

Tak rozumiem to dzieło i uważam je za coś naprawdę ważnego. Nie powiem epokowego, bo to słowo na wyrost, poza tym filozofie wschodu trąbią o ego od tysięcy lat, więc to w sumie żadne odkrycie, ale mnie dopiero ten film wyjaśnił dokładnie wyjaśnił jego istotę i to właśnie przez alegorię, a nie powiedzenie wprost czym jest ego, co można przeczytać w wielu publikacjach filozoficznych i psychologicznych. Film ten nie powiedział, a pokazał czym jest ego, dzięki czemu myślę, że udało mi się zrozumieć jego istotę i za to jestem Ritchiemu dozgonnie wdzięczny.

ocenił(a) film na 10
snakerider

Widzisz, to masz podobnie jak ja, że ten film dał Ci to prawdziwe wewnętrzne, pełne zrozumienie czym jest ego. I że jesteś za to wdzięczny Ritchiemu, bo ja właśnie też :)
Tylko ja np. nie bardzo jestem za dzieleniem ego na części - tzn. wyróżnianiem ego i superego. Do mnie bardziej przemawia ego - jedno - jako fałszywa osobowość wytworzona pod wpływem po prostu życia - jakichś takich rzeczy, jak przystosowanie się np. do tego, że od dziecka wpajają nam, że nalezy rywalizować. Raz mówią, że to niby złe, ale potem oczekują po nas tego. "zdrowa rywalizacja". Starania się bycia najlepszym, odczuwania wstydu, jeśli damy plamę itd. To wszystko w połączeniu z tym, że chcemy sprostać tym pokładanym w nas oczekiwaniom często sprawia, że bierzemy na siebie więcej niż jesteśmy w stanie udźwignąć. Przyjmujemy wyzwania, choć nie są one takie ważne, bo tak naprawdę jakie ma znaczenie, że np. skoczymy na wf-ie dalej niż ktos inny, albo wyrobimy szybciej normę (w pracy). Oczywiście poza pieniężnymi za to nagrodami, to większość tych rywalizacji nie ma żadnego sensu, a wiąże się z niepotrzebnym ryzykiem. Jednak szybko zapominamy, gdzie jest granica naszych możliwości i to czego chcem, czy co faktycznie, gdyby nam pozowlono myśleć samodzielnie, uznalibyśmy za bezsensowne. Szybko tworzymy tą naszą sztuczną osobowość - ego. Jednocześnie zetknęłam się tez z takim podejściem, że pod ego podczepia się też jeszcze szerszy wpływ środowiska (społecznego/otoczenia) na nas - to jak nas kształtuje - nasze fałszywe ja w formie ego. Nie tylko związane z odruchami ambicjonalnymi, czy wstydu, ale też takimi nieco bardziej niewinnymi, delikatnymi. Przy tych podejściach ego rysuje się jako fałszywa osobowość, którą należy unicestwić. I z resztą to jest tez mówione dosłownie, że należy do tego dążyć. Z kolei w psychologii takiej bardziej klinicznej i psychiatrii klinicznej posiadanie ego nie jest wcale negatywne, a wręcz normalne i ego jest tam rozumiane (chyba, że źle to rozumiem, ale nie wydaje mi się) niemal jako pewna oryginalna jak najbardziej prawdziwa osobowość. Jeśli ktoś jest niepewny siebie, nieśmiały, niepewny swojej samodzielności/tożsamości/odrębności osobowej mówi się o nim, że ma wycofe ego. Czyli jakby to ego jest łączone powiedzmy z pewną charyzmą tej osoby i silnym charakterem, poczuciem umiejętności samostanowienia, niemal rdzeniem osobowości. No i to są zupełnie inne podejścia do ego, bo przy tym drugim podejściu wycofane ego jest uznawane za objaw choroby psychicznej, a rozpad ego jest kompletną tragedią. Czyli nie ma mowy o namawianiu do dążenia do unicestwiania swojego ego. W sumie nie dziwię się temu podejściu no bo psychiatria kliniczna ma to do siebie, że jest daleka od uznawania wszelkiej duchowości, więc trudno po niej oczekiwać, że będzie uznawać coś takiego jak prawdziwe ja.

Nie twierdzę, że ten mój odbiór tych różnych światopoglądów jest w pełni prawidłowy, bo po prostu czytam książki z róznych dziedzin i łącze to wszystko razem. To mi pozwala zrozumieć wiele rzeczy, spojrzeć na dane zagadnienie z różnych punktów widzenia, co sprzyja zobaczeniu tego w "trójwymiarze". Ale przy takim podejściu nie zwracam bardzo mocnej uwagi na granice między tymi podejściami (filozofiami/religiami) przez co nie mogę ręczyć, że nie mieszam trochę podejścia "jednej szkoły" z podejściem drugiej. W każdym razie o ile podział podświadomości na róże części jest dla mnie jak najbardziej sensowny, bo nie wyobrażam sobie postrzegania podświadomości jako spójnej, bo jednak no są różne jej rodzaje odpowiedzialne za różne czynności/sfery, to podział ego, czy mówienie o ego i super ego w ogóle do mnie nie przemawia. Wybieram podejście przyjmujące jedynie ego. Przy Twoim spojrzeniu nie widzę za bardzo miejsca na lęki, tzn. trochę ich jest, ale są jakby domieszane do poszczególnych ego. Ja jednak wolę jasny podział - wyodrębienie lęków, choćby dlatego, że wyzbywszy sie ego nadal możemy nie być w stanie przezwyciężyć lęków. Także trudno mi patrzeć na Machę jako na "idealne ja", bo po prostu jest bardzo mocno nieidealny pod wieloma względami - nie jest to jakaś taka wizja wizerunku, z którym chciałabym się utożsamiac jako facet. Ma pieniądze, ale no nie jest w pełni człowiekiem sukcesu. Jest taki jakiś za słaby w tym wszystkim (wizerunku, umiejętności zachowania), za mało doskonały. Z kolei Gold wywołuje praktycznie wyłącznie strach. Straczh przed tym czy damy radę, czy nas zamorduje - coś w tym stylu. Nadal nie widzę cech ego i do tego jeszcze jest zbyt nikle zarysowany, by jawił mi się jako iluzoryczna osobowość - tzn. taka w pełni zarysowana - do złudzenia przypominająca prawdziwą, a będzaca złudzeniem - ale tak dobrze ukształtowana pod wszelkimi względami jak Macha - tzn. twór tak bardzo przypominający prawdziwą osobowość, podszywający się pod nią, wypierający "prawdziwe ja", że mogący byc z nim pomylonym. Gold nie boi się ośmieszenia, co jak dla mnie jest dość sztandarową cechą ego. Gold nie popada w rywalizacje - nie musi - jest nad tym wszystkim. Nie działa ambicjonalnie tylko jakby jest wyzbyty emocji. Wywiara tylko strach. Dlatego nie pasuje mi do symbolu ego, a do symbolu największego strachu - takiego rdzenia wszystkich lęków. Poza tym Gold choć jest jakby najwyżej u władzy, to jednak jest niewidoczny, a ego jest aż za mocno widoczne w człowieku (przynajmniej takim, który go nie przezwyciężył, o o takim mowa) - ono nie jest w ukryciu jak Gold. Z tymże jest całkiem prawdopodobne, że to, że Twoja interpretacja tych postaci mi nie pasuje wynika z tych innych definicji ego - tzn. tego, że ja i Ty wybraliśmy inne podejścia.

Ciekawa jestem, czy to przemontowanie, o ile było przy współpracy z Madonną, a tak twierdzą (tzn. "ludzie" tak twierdzą, tak czytałam), to czy nie poszło po prostu bardziej w kierunku jej wizji ego, a mniej wizji Ritchiego.

Z tymże powiem Ci, że podziwiam ludzi, którzy po obejrzeniu tej pierwszej wersji - czyli tak jak Ty - zobaczyli w niej pełną metafizykę. Ty chyba jesteś z tych osób, którym bardziej się spodoba ta wersja (ta pierwotna). Jeszcze zobaczymy i sprawdzimy jak obejrzysz ta drugą, ale tak myślę, że tak jest. A ja z kolei jestem z tych, do których mocniej przemawia ta druga. I to jest niesamowite i cholernie wspaniałe, że ten film powstał w dwóch (czy większej ilości) wersji tak bardzo odmiennych i że każda z nich lepiej dociera do danej grupy odbiorców. Że dzięki temu ta druga grupa nie zostaje na lodzie. Że postarano się - sam Ritchie się postarał - by więcej osób mogło z tego filmu skorzystać. Dla mnie to jest niesamowite. Normalnie film zjawisko :)

Aha, no i też wiesz podoba mi się, że uporządkowałes wszystkie te postacie, nawet łącznie z tymi Edziami, bo ja jakoś nie mam do tego serca :) Mi to psuje tą wizję postrzegania więzienia jako czasu rozwoju. No ogólnie jakoś mi to nie pasuje, ale po prostu cudownie, że grupie widzów, do których należysz, to daje tak wiele. No i świetnie, że tak dokładnie to opisałeś, bo na pewno wielu osobom to także pomoże.

Jak chcesz, to mogę Ci dać namiary na ta wersję z komentarzami na końcu, bo ciężko tak na to trafić przypadkiem, bo nie ma jak ich odróżnić, bo one mają nawet tą samą długość i nie wiem czy dasz radę tak namierzyć tę wersję. A ja akurat na nią trafiłam za pierwszym podejściem, więc chetnie służę.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

snakerider, napisałam Ci prywatną wiadomość - tam pośrodku u góry strony patrz: "wiadomość (1 nowy)".

Tak w ogóle popatrzyłam Ci w wypowiedzi na forum i widzę, że mało się wypowiadasz, prawie w ogóle. Szkoda, bo masz ciekawe przemyślenia, więc może nie krępuj się i pisz w przyszłości więcej postów, bo naprawdę są na filmwebie ludzie, którzy lubią faktycznie zaangażowane dyskusje, z których mogą się czegos dowiedzieć i nauczyć, i byliby zainteresowani Twoimi wypowiedziami. No ja przynajmniej bym była.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Co do moich wypowiedzi na forum, z reguły po obejrzeniu filmu wystarczy mi dzielenie się przemyśleniami z przyjaciółmi, ewentualnie przeczytanie jakiegoś artykułu, nie mam i nigdy nie miałem potrzeby pisania na forach. Z Revolverem było inaczej z dwóch powodów: po pierwsze ludzie z którymi go obejrzałem nie zrozumieli go, (z tymi, którzy wiem, że go zrozumieli, nie miałem jeszcze okazji pogadać, ci którzy myślę, że go zrozumieją dostaną niedługo ode mnie ten film) a miałem i mam potrzebę o nim podyskutować, po drugie uważam, że w przypadku tego filmu rzeczywiście mam coś do powiedzenia i dodania do dyskusji, a nie trawię gadania dla samego gadania (które niestety jest plagą forów jako takich i to mnie od nich odstrasza). Na szczęście teraz widzę, że na forach można czasem trafić na ludzi wartościowych (zacząłem udzielać się w tym wątku ze względu na wcześniejsze w nim wypowiedzi), co bardzo mnie cieszy:) Jeszcze bardziej cieszy mnie, że uważasz moje przemyślenia za ciekawe;) Jeśli znajdę jakąś ciekawą dyskusję, do której chciałbym się włączyć, to kto wie;), ale od razu zaznaczam, że nie będę jakoś specjalnie takowej szukał, z tego prostego względu, że nie czuję takiej potrzeby;p
pozdrawiam!

ocenił(a) film na 10
snakerider

Nie no oczywiście, jak nie masz potrzeby, to nie ma po co się zmuszać, ale po prostu jest jednak trochę ludzi, którzy szukają właśnie faktycznie treściwych wpisów (nie tylko dwuzdaniowych) i z chęcią by sobie poczytali. Poza tym w ten sposób też możesz naprowadzić kogoś, kto wypowiadał się wcześniej na jakiś inny tok rozumowania. Nawet niekoniecznie wyprowadzić z błędu, ale otworzyć na inne spojrzenie. No i też powiem Ci szczerze, że nie obraziłabym się, gdyby pod filmami, których kompletnie nie rozumiem pojawiły się jakieś takie bardziej wyczerpujące interpretacje, bo jakoś łatwiej byłoby mi chociaż zastartowac rozumienie czegoś. Taka wiesz pomoc społeczna hehe w stylu "jak coś rozumiesz, a inni nie, to pomóz im" ;P

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Może źle się wyraziłem, dla mnie superego nie jest częścią ego, jest ono jakby nad ego, najpóźniej wykształconą częścią podświadomości, którą kształtuje wychowanie i społeczeństwo, tak jak id jest tą częścią najwcześniejszą, najbardziej pierwotną, dążącą do zaspokajania przyjemności. Obie te części osobowości są oddzielne od samego ego, które to stara się pogodzić potrzeby superego i id w czasie rzeczywistym, stąd wydaje się nam, że ego to my. Jednak ego nie może być utożsamiane ze świadomością, czyli naszym prawdziwym ja, (chodź bardzo by tego chciało) ponieważ nie wszystkie jego obszary i działania są świadome.

To co mówisz o wpajaniu nam od dziecka jakiś zasad rywalizacji itd. jest już dla mnie domeną superego. Samo ego było nam potrzebne do życia już wcześniej, gdy jeszcze nie mogliśmy zrozumieć ani jednego słowa, które do nas mówiono, ale po pierwsze musieliśmy wykształcić system, który w przyszłości pozwoli nam je zrozumieć a jednocześnie będzie już zaspokajał lub pomagał zaspokajać (np sygnalizacja dyskomfortu płaczem) nasze potrzeby, w tym etapie rozwoju dyktowane jedynie przez id. Cały proces późniejszego wychowania, socjalizacji, uczy nas jak panować nad naszymi podstawowymi popędami, tworząc superego. I wtedy właśnie ego zaczyna dopiero pracować na największych obrotach, próbując pogodzić oba te sprzeczne dążenia.

Nie wyklucza to wcale tych cech ego o których mówisz, bo to właśnie w celu zaspokojenia tego wewnętrznego konfliktu ego kreuje nasze zachowania i to nie zawsze te dobre. Kreuje w nas pychę, zazdrość, gniew, strach, żądze, kształtuje sposób w jaki siebie widzimy. Zauważ, że dzięki tym uczuciom, które wywołuje łatwiej jest mu (mu - ego) nas kontrolować. Przecież gdy jesteśmy pod wpływem jakiegokolwiek silnego stanu emocjonalnego nie myślimy trzeźwo, dokonujemy nieprzemyślanych decyzji, decyzji, których wręcz sami nie podjęliśmy a podyktowało je nam ego korzystając z chwili naszej słabości. Najważniejszym więc jest uświadamianie sobie tego mechanizmu i myślę, że właśnie jego uświadomienie nam jest celem filmu.

Mówisz, że ego boi się ośmieszenia. Nie zgadzam się z tym, według mnie ośmieszenie, wyimaginowane porażki, zbyt duże poczucie dumy to wszystko sztuczki ego, aby łatwiej było nas kontrolować. Samo ego nie boi się ośmieszenia, bo nie ego zostaje ośmieszone - w momencie naszego poczucia ośmieszenia ego wygrywa, ponieważ znowu udaje się mu nas kontrolować, a ono samo pozostaje w dalszym ciągu ukryte, w dalszym ciągu dla nas samych nie istnieje. Tutaj według mnie trzeba zauważyć tą subtelną granicę pomiędzy ego i naszym ja, którą ego cały czas wykorzystuje i wmawia nam, że wcale jej nie ma. Ośmieszenie jest kolejnym uczuciem, które sprawia, że jesteśmy łatwiejsi w kontroli, ponieważ czujemy się upokorzeni i zdenerwowani, nie zastanawiamy się nad tym co robimy. Ego wykonuje tutaj kawał dobrej roboty, bo udając, że jest nami, udaje, że boi się ośmieszenia, abyśmy my się go bali i w momencie gdy zostaniemy ośmieszeni mogło nas kontrolować. Chyba trochę niejasno to napisałem , ale mam nadzieję, że rozumiesz co mam na myśli;)

Chodzi mi w sumie o to, że ta fałszywa osobowość, o której mówisz i z którą powinniśmy walczyć, nie uważam za samo ego, a za jego kreację, kolejną z jego sztuczek.

Masz rację w tym, że unicestwienie ego łączyłoby się w rozumieniu klinicznym z chorobą psychiczną, dlatego też uważam, że przesłaniem filmu dla nas, normalnych ludzi (o "nienormalnych" później) jest nie unicestwienie ego, a uświadamianie sobie jego istnienia i kontrolowanie go ("nie jesteś mną, nie kontrolujesz mnie, ja kontroluje ciebie").

Teraz o osobach "nienormalnych" czyli wybitnych na poziomie ścieżki świadomości. Za przykład takiego człowieka uważam filmowego Greena, on, kontrolując i dzieląc swoją świadomość na pewne części, za jakiego uważam zarówno Zacha i Aviego jak i jego brata i bratanicę, najpierw odbiera ego kontrolę nad superego i id, następnie skłóca je ze sobą, powodując, że sumienie zabija id i jego popędy, następnie obraca sumienie przeciwko samemu superego, z którego się wywodzi, osłabiając superego przez zmuszenie go do zniszczenia swojej własnej części - sumienia, aby potem doprowadzić do samobójstwa ja idealnego. Gdy nie ma już ani superego ani id, ego jest dla niego łatwe do unicestwienia, bo nie ma już popędów, które mogłyby Greena kontrolować, ego zostaje więc odkryte, jest na talerzu, łatwe do unicestwienia ("wiem, że tam jeszcze jesteś, bo czuję jak umierasz, błagasz o pożywienie, ale nie mam dla ciebie jedzenia, znajdź sobie kogoś innego, aby napełniał twoją fajkę, kogoś, kto nie zauważy jak nadciągasz, kogoś kto nie zauważy, że w ogóle jesteś") i w efekcie zgładzone. W tym momencie według mnie Green wyzbywa się wszelkich ograniczeń naszej osobowości, pozostając w stanie czystego umysłu, jedynie z własną świadomością. Można to wręcz uznać za swoiste oświecenie. W rozumieniu buddyjskim będzie to wyrwanie się z samsary i osiągnięcie nirwany. I tak widzę ten film.

Wracając do naszej dyskusji - mam wrażenie, że się rozumiemy i że oboje ogarnęliśmy przesłanie filmu (oczywiście o ile nasze ego nie karze nam w to wierzyć;p "im bardziej wydaje ci się że masz kontrolę, tym mniej jej faktycznie posiadasz" więc może interpretacja jest jeszcze głębsza, a ego aby bronić się przed naszym jego uświadomieniem chowa ją przed nami) co mnie bardzo cieszy:) im więcej ludzi zrozumie ten film, tym lepiej dla nich;)

Co do drugiej wersji filmu - jest namierzona i w drodze, niedługo zdam relacje z moich wrażeń;)

ocenił(a) film na 10
snakerider

Wiesz co, może Ty i dobrze się wyrażasz, tylko ja po prostu nie rozumiem. Tzn. w sumie to wydaje mi się, że bardzo dobrze się wyrażasz, bo Twoje wpisy zawierają dużo treści, a nie są rozwlekle i do tego piszesz klarownie. I być może Ty bardziej prawidłowo ten film rozumiesz, albo oboje nie do końca go rozumiemy, albo może można go rozumieć dobrze i jest jakims magicznym :) filmem, który dostosowuje się do odbiorcy i mimo różnych rodzajów podejścia potrafi go w jakiś sposób oświecić.
W każdym razie trochę jestem zdezorientowana w tym wszystkim, bo po obejrzeniu tej wersji (przemontowanej) nabrałam przekonania, że nareszie pojmuję czym jest ego. I to moje rozumienie z tego filmu wypływające bardzo mi się podoba, bo pozwoliło mi zrozumieć wiele rzeczy. Jednocześnie jednak widzę, że w różnych filozofiach, religiach i psychologii bardzo różne rzeczy definiuje się przez ego. Co najgorsze nawet w samej psychologii i to nawet samej konwencjonalnej jest pare szkół mających różne podejście i rozumienie ego. Do tego dochodzi psychologia niekonwencjonalna, czyli taka na skraju konwencjonalnej łaskawie przynajmniej czasem w nią włączana, albo w ogóle nie uznawana przez konwencjonalną. A do tego wszystkiego ja generalnie interesuję się psychologią skierowaną na proces, więc dokładne definiowanie ego nie było mi nigdy potrzebne. Koniec końców to wszystko jest dla mnie trudne. Spojrzałam na wikipedię: http://pl.wikipedia.org/wiki/Superego - nie wiem na ile prawidłowy jest ten opis, bo wikipedia wcale nie jest pewnym źródłem. Jednak jeśli jest to prawidłowy opis to piszą tam, że superego jest instacją "moralną". Wprawdzie ma to być moralność zdefiniowana przez normy społeczne, więc niekoniecznie prawdziwa, ale jednak jakaś moralność, a to mi jakoś nijak nie pasuje do Sama Golda. No poza tym, że ma to byc twór będący nad ego/Machą i id/Lord John. Tzn. sam fakt bycia ponad Machą i Lordem Johnem pasowałby mi do Golda. Tyle, że Ty nie napisałeś, że Macha jest ego tylko, że jest superego, natomiast Gold ma być ego według Twojej interpretacji. No to mi to zupełnie nie pasuje. Wydawało mi się, że superego ma być nad ego i id. Macha wydaje mi się za słaby (w sensie hierarchii w filmie) na superego - nie rozumiem strachu superego przed ego. Tam jest takie zdanie na wikipedii:"Główne funkcje superego to hamowanie impulsów id, przekonywanie ego, aby cele realistyczne zastąpiło moralnymi." - o ile jest poprawne (to zdanie), to nie rozumiem jak by się to miało odnosić do Machy jako superego, bo faktycznie nieco hamuje id (choć w sumie sam też sobie pozwala na różne zachcianki i w sensie jedzenia, i kobiet, i dobrobytu materialnego szczególnie widocznego właśnie u niego w postaci tych wszelkich sal pełnych przepychu i złoceń), ale jak by miał wpływać na ego/Golda skoro ma status niższy od niego i się go boi? Do tego, gdzie tu jakieś cele moralne i przekonywanie Sama Golda by zastąpił cele realistyczne moralnymi. Przecież Macha myśli i postępuje bardzo racjonanie, a moralność go nie obchodzi. Wręcz oczekuje od Sortera - sumienia - że jednak nie będzie ulegał przeczuciom, tylko sprawnie mordował.

Generalnie z tego, co piszesz, to wydaje mi się, że masz bardzo sprawne podejście - znasz się na tym wszystkim, choć nie wiem dokładnie według której szkoły, bo do tej Freuda to trochę nie pasuje (ale mogę się mylić, bo za mało się znam). Tylko, że problem w tym, że tych wizji ego jest bardzo wiele i ja wolę inną - tzn. inna wersja/wizja ego bardziej do mnie przemawia. Taka, w której ego jednak jest ambicjonalne. I zgodnie z którą (czy raczej którymi, bo więcej jest takich "szkół") należy dążyć do pełnego unicestwienia ego. I ten film jednak też sugeruje, że ma się je w pełni unicestwić, czyli nie wiem czy powinno się do niego stosować podejście do ego, z którejś ze szkół zakładających jedynie np. zdominowanie ego (bez zniszczenia).
Napisałeś: "Samo ego nie boi się ośmieszenia, bo nie ego zostaje ośmieszone - w momencie naszego poczucia ośmieszenia ego wygrywa, ponieważ znowu udaje się mu nas kontrolować" A jak byś na to patrzył w stosunku do superego? No bo jeśli chodzi o Machę, w którym ja osobiście widzę ego, to w tej wersji przemontowanej, którą wolę, jest na samym początku nawet wyraźnie powiedziane (słychać taki komentarz Greena opisującego Machę), że Macha bardzo boi się ośmieszenia. I mi to pasuje do mojej wizji, ale nie wiem jak Tobie.

hmm Z jednej strony bardzo mi się podoba, że tak dokładnie to wszystko uporządkowałeś i pełny podziw dla Ciebie, ale z drugiej strony nie podoba się ten sposób myślenia według, którego to jest (to Twoje uporządkowanie). Dla mnie Green przeżywa satori i jest to takie dostępne dla każdego człowieka satori. Nie widzę w tym nirwany. Postrzegam Greena jako rozwiniętego - tzn. osobę, która osiągnęła bardzo wysoki poziom, ale nie nirwanę. Dla mnie to jest po prostu prawidłowa droga rozwoju. Oczywiście można przyjąć, że po prostu mniej rozumiem niż Ty. No, ale jakoś mi to dużo daje. Tzn. dziwi mnie, że tak powiem, że jeśli bym tak mało rozumiała z tego filmu - gdybym źle go rozumiała (tą część, którą w ten jakis sposób czuję, że rozumiem), to nie powienien mi dać tak dużego oświecenia. Choćby dotyczącego bardzo mocnego (wewnętrznego) zauważenia iluzoryczności świata.


Cholernie ciekawie zauważyłeś z tymi kolorami - niebieski i czerwony. Ja to przeoczyłam. Zwłaszcza, że jeszcze mamy przecież zielony - Greena. Na co zwróciłam uwagę (no i na Golda), ale właśnie nie wiedziałam jakie kolory przyporządkować dla Machy i Lorda. Bo teraz to można odnieść do czakr (czego pragnęłam ;P ) Czerwony to czakra podstawy, gdy działa nieharmonijnie myśli się/dąży do zaspokajania materialnych i cielesnych potrzeb - posiadania (materialnego) i zaspokojenia seksualnego, ale też jedzenia i popadania w nałogi, alkoholizmu - to wszystko pasuje do Lorda Johna. Green jako zielony wiązałby się z czakrą serca, co byłoby ok. No miłość, spółczucie itd., no i też jedną z dróg przebudzenia jest droga właśnie przez serce - w sumie ta najkrótsza, najbardziej bezpośrednia. A Macha niebieski z czakrą gardła, tylko jaki by to miało sens? Też może ok, bo nieharmonijne działanie daje zamknięcie się w racjonalizmie i nieumiejętność wyrażania siebie, problemy z komunikacją, ale też jakis strach związany z utrzymywaniem swojego wizerunku i tego czy inni postrzegają nas dobrze, jak nas postrzegają. To w sumie pasuje do Machy. Ale ten Gold? Złoty to przecież najwyższa czakra, więc...zablokowanie czakry korony daje uczucie oddzielenia od pełni bytu i strach. Strach, który powstrzymuje otwarcie pozostałych niższych czakr. Czyli w sumie to pasuje, bo Gold jak dla mnie jest właśnie uosobieniem strachu i w dużej mierze (czy nawet całkowicie) własnie od niego zalezy los pozostałych. Więc jeśli tak to rozumieć, to zlikwidowanie tego strachu w siódmej czakrze powoduje możliwość odblokowania pozostałych i tak faktycznie się dzieje w filmie. Teraz nie chce mi się wierzyć, że jednak nie ma tam odwołań do czakr. No bo wcześniej byłam w stanie uwierzyć, że te 7 lat więzienie to przypadkowe 7, a nie odniesienie do pełnego cyklu rozwoju, ale te kolory odpowiadające poszczególnym postaciom za bardzo pasują do symboliki czakr.

Jeszcze zastanawiam się nad imionami Zach i Avi. Ad. Zachary znalazłam tylko tyle, że to od zacharjahu - Jahwe pamięta. To nawet pasuje, ale to z byle stronki z netu, więc nawet nie wiem na ile kompetentne źródło. Poza tym chciałabym ogólne znaczenie poznać - coś wiecej. A co do Avi, to nawet nie wiem od jakiego imienia to skrót. Ktoś może wie?

ocenił(a) film na 9
Eleonora

Witam, jest to chyba najbardziej interesująca dyskusja, na którą trafiłem na filmwebie, pewnie dlatego, że dotyka spraw, które zgłębiam od kilku lat, kiedy to trafiłem przez swoje ego do więzięnia, a że ostatnio z woli radnych Odessy(ukraińskie miasto, ma spory wpływ na nasz wymiar sprawiedliowości) podłączono nam internet to mogę też co nie co skrobnąć, oczywiście nie spodziewajcie się za wiele po seryjnym mordercy;>

Interpretacja Eleonory jest jak dla mnie fantastyczna, choć naciągana pod swój strumień wody, ale w tym wypadku jest to jak najbardziej wskazane, poruszyłaś temat prawdziwego ja, którym od pewnego czasu miotam swą psychikę, czytając twoje posty byłem wręcz pewny, że studiowałaś podobne 'bazgroły', tym większe moje zdziwienie, gdy pod koniec jednego z nich mówisz, iż przypadkiem trafiłaś na 'wewnętrzne przebudzenie' gdzie także pojawia się zwrot 'prawdzie ja':> Colin P. SIsson jest jednym z moich ulubionych pisarzy, polecam w szczególności "Podróż w Głąb Siebie"
Wracając do interpretacji filmu często poruszana jest ta kwestia: "[..]Wydaje nam się, że jesteśmy w stanie coś zrobić (więcej niż faktycznie)[..]" Z którą zupełnie się nie zgadzam, życie nie jest takie jakie jest, tylko takie jakim je widzimy, nasze myśli kreują rzeczywistość i to od ich, powiedzmy jakości, zależy jego kształt. Nie wiem, może jest to troszke idealistyczne podejscie, ale skoro mówimy sobie, że jesteśmy wstanie zrobić więcej niż faktycznie, to bardzo dobrze:> Na takim nastawieniu osiąga się sukces niezależnie od dziedziny, słowa "Impossible is nothing" są tak naprawdę niezwykle pragmatyczne, bowiem nie ma takiej 'rzeczy' której nie jesteśmy w stanie 'stworzyć'(no jeśli ktoś chce wejść w slipkach na Mont Everest i do tego jeździ na wuzku inwalidzkim, to faktycznie autosugesta nie na wiele się zda;>) Ego działałoby na naszą korzyść podrzucając nam takie myśli, z doświadczenia wiem, że raczej jest zupełnie odwrotnie, 'coś'(nie wymieniam w tym miejscu ego, bo uważam, może i błednie, że całkiem inaczej wygląda jego rola) nam mówi, że nie jesteśmy wstanie czegoś zrobić, że nasz potencjał tego nie udźwignie, zaczynamy w to wierzyć i faktycznie tej jak i wielu innym sytuacją nie sprostamy z takim nastawieniem.
Odbiegłem z lekka od filmu pana Ritchiego, który bez dwóch zdań jest jednym z najlepszych jakie widziałem, porusza wyobraźnie, wyostrza umysł i otwiera szeroki wachlarz interpretacyjny, jest zrobiony w niezwykle inteligenty sposób(może na mnie nawet za bardzo, choć to bardzo mi się podoba;>), po projekcji siadłem i począłem się zastanawiać nad sensem tego dzieła, wasze interpretacje też podsunęły mi pewne pomysły, w które nie będę się tu zagłębiał, bowiem powiedzialiscie naprawde dużo i nie mam zamiaru dorzucać do tego kilku kamyczków;>
Chciałem się odnieść do jeszcze kilku komentarzy, ale podczas pisania zapomniałem do których, poza tym wołają już nas na spacerniak, tak więc pozostaje mi mieć nadzieję, że ten młody reżyser nakręci jeszcze kilka perełek, co zaowocuje burzą mózgów na filmwebie, pozdrawiam

PS:
- Dlaczego lekarze mają białe fartuchy, a nie czarne?
- Na białym krew wygląda cieplej i jakby radośniej.

ocenił(a) film na 10
Silvestris

heh też znam ten kawał z fartuchami lekarzy - taki bardzo pozytywny jest ;P

Co do możliwości i ograniczeń - mi się wydaje, że poznanie swoich prawdziwych ograniczeń daje nam automatycznie większe możliwości. Samo to poznanie rzeczywistości - zobaczenie górnej i dolnej granicy swoich możliwości - powoduje, że potem możemy tą górną (możliwości) podwyższyć (i móc więcej dokonać niż wcześniej), natomiast odnośnie dolnej granicy (ograniczeń) to z kolei zobaczenie jej (gdzie naprawdę przebiega) także pozwala na zmianę jej miejsca. Natomiast jeśli nie wiemy jakie są nasze możliwości i ograniczenia, to jakby nie mamy punktu odniesienia, możliwości uchwycenia i "przesuwania" tych granic. Dlatego uważam, że poznanie swoich prawdziwych ograniczeń daje w gruncie rzeczy możliwość zwiększenia swoich możliwości. I wtedy jak najbardziej można mówić, że nic nie jest niemożliwe. To wcale nie stoi w sprzeczności z wyzbyciem się złudzeń. Według mnie właśnie do tego jest konieczne wyzbycie się złudzeń. To jest tak jak z pozbywaniem się (przepracowywaniem) różnych problemów - żeby w ogóle zacząć je usuwać najpierw musimy zauważyć, że istnieją. Dopóki nie chcemy ich widzieć, udajemy, że ich nie ma (a są one ograniczeniami), to nie możemy rozpocząć ich usuwania. Zaakceptowanie ich istnienia jest konieczne do pozbycia się ich. Z tymże właśnie nie należy mylić akceptowania tych ograniczeń z akceptowaniem _istnienia_ tych ograniczeń czyli zauważania/przyjęcia do wiadomości tego, że one są. Wiele osób to myli i myśli, że należy zauważyć te problemy i zaakceptować. Natomiast chodzi o to, by je zauważyć i jeśli ich nie chcemy (nie pasują nam), to je zmieniać, ale żeby zaakceptować, że one w ogóle są, a nie cały czas żyć w złudzeniu, że dopóki udajemy, że ich nie ma, to _niby_ ich nie ma i _niby_ możemy więcej.

ocenił(a) film na 9
Eleonora

"[..]Dlatego uważam, że poznanie swoich prawdziwych ograniczeń daje w gruncie rzeczy możliwość zwiększenia swoich możliwości.[..]"
Z tym stwierdzeniem się w pełni zgodzę, ale co do granic to nie jestem przekonany, po pierwsze jak zobaczyć swą górną granice, po drugie to my sami sobie ją ustalamy, po trzecie nie wyobrażam sobie efektów zobaczonej, hipotetycznie, górnej granicy, lewy do prawego, to my wyznaczamy okopy swej egzystencji i jak daleko możemy wyjść poza nie, bez strachu otrzymania serii z AK-47;> Poznanie swoich prawdziwych ograniczeń, jest podstawą rozwoju, bez tego nasz okręt stoi na mieliźnie, inna sprawa, że najczęściej ograniczenia te są to nasze destrukcyjne myśli, która mówią nam, iż nie jesteśmy w stanie czegoś zrobić, że nasza górna granica jest o wiele za nisko, wiec wracamy do punktu wyjscia, że to od nas, naszego postrzegania świata i siebie jako jego centrum, zależą nasze realne możliwości..;>

ocenił(a) film na 10
Silvestris

Jeśli piszę o górnej granicy, czyli o możliwościach, to mam na myśli wiele sfer życia i przykładowo to ile jesteśmy w stanie wystrugać taboretów w ciągu dnia, żeby się nie przemęczyć tak, że następnego już nic nie zrobimy. O tego typu rzeczy chodzi. Jasne, że np. jednego dnia możesz przebiec tyle, drugiego więcej itd. w końcu dojść do bardzo długiego odcinka czyli właśnie jakby przesunąć tę granice - tego, co jesteś w stanie na tym polu osiągnąć - wyżej. Z tymże jeśli pierwszego dnia porywasz się od razu na ten ostateczny dystans, to najprawdopodobniej sobie zaszkodzisz, zerwiesz sobie ścięgno czy coś tam innego. Chodzi mi o to, by wiedzieć na ile można sobie w danej chwili pozwolić. Jeśli się to wie, to eliminuje się automatycznie myśli tego typu, że "oj, ale może dałbym radę wiecej, może spróbować wiecej, może jednak się uda i nie skręce karku, byłem głupi, że nie robiłem tego dalej, skoro mogłem iść, to widać, że jeszcze miałem siłę". Prawidłowe oszacowanie możliwości daje bardzo dużo i jak najbardiej umożliwia ich zwiększanie. Poza tym nie traci się czasu na tego typu myśli (że może spróbować wiecej itd.) i jednocześnie nie podważa się tego pewnego szacunku do samego siebie. Bo tego typu myślenie prowadzi do tego, że często, nawet jeśli zrobimy więcej niż dawaliśmy radę (np. przepracujemy się i mimo to unikniemy, ale o włos, wypadku), to i tak nie jesteśmy z siebie zadowoleni. W ten sposób sami się niszczymy i fizycznie i psychicznie, i bardzo mocno się ograniczamy. To jest właśnie wpadanie w iluzoryczny świat. Podsycanie złudzeń i w tym tego "fałszywego ja".

ocenił(a) film na 9
Eleonora

Zawsze fascynował mnie Gepetto i potrafie strrugać krzesła 7 dni w tygodniu po 12 godzin, a moglbym jeszcze wiecej, ale przeciez nie o tym tu mówimy, szczerze rozjechalas mnie swoja wypowiedzia, jeszcze przed momentem czułem się jak pedofil w disneylendzie, teraz jak rambo w buddyjskim klasztorze;>
Przeciez to, że nie pobiegniemy setki w pierwszy dzien treningu w 10 sekund jest oczywistą oczywistością, pisząć słowa "impossible is nothing" nie mówię, iż siłą woli można pookonać mistrzza świata wagi ciężkiej, ale że 'jesteś w stanie tego dokonać.'
"[..]Prawidłowe oszacowanie możliwości daje bardzo dużo i jak najbardiej umożliwia ich zwiększanie.[..]
a ___________________Woda paruje przy 100 stopniach celcjusza, and so___________

Wydaje mi się, że prawie każdy człowiek zdaje sobie sprawę, że raczej nie pokona Rogera Federera na trawie w 3 setach, czyż nie?. Z premedytacją przejaskraawiam pewne fakty, aby ukazać powagę sytaucji;>

ocenił(a) film na 10
Silvestris

Tak czy inaczej nie rozumiem jakie wnioski mam wyciągnąć z Twoich wypowiedzi. Wiem, że przejaskrawiasz, ale w końcu jeśli rozmawia się na poważnie, to raczej lepiej nie przejaskrawiać i nie próbować brylować zabawnymi analogiami itp. Tzn. nie krytykuję tego - doceniam, że jest to pewna rozrywka w takiej rozmowie, tylko jednocześnie prowadzi to do tego, że krok po kroku oddalamy się od sedna.

ocenił(a) film na 9
Eleonora

takie, że w pewnym momencie nasze wypowiedzi zaczęły od siebie odpływać, jakbym mówił o "psychice a Ty o fizyce" dokladnie tego dotyczyła moj ostatni post

ocenił(a) film na 10
Silvestris

No nie za bardzo chodzi mi o fizykę. Weź np. pod uwagę pracoholizm. To jest taki przykład skrajny, ale myślę, że w tym miejscu bardzo dobry. W ostatnich latach przyjęło się mówić, że pracoholikiem jest ktoś, kto po prostu dużo pracuje, bardzo poświęca się pracy i jest bardzo dobrym pracownikiem. Jednak w rzeczywistości - prawdziwe znaczenie tego terminu - oznacza obsesyjne działanie polegające na tym, że jeśli osoba chora na tą przypadłość zaczyna pracować, to nie potrafi przestać. Nie bierze pod uwagę swoich możliwości tylko cały czas pracuje. Dosyć szybko wykonywana przez nią praca staje się źle wykonana, dlatego, że ta osoba ulega przemęczeniu, zapomina o tym, żeby jeść i nie odpoczywa kiedy powinna. Zdrowy człowiek - zdrowy psychicznie - potrafi oszacować swoje możliwości i rozplanować swoje zajęcia i obrać sobie cele, tak, by móc je po prostu osiągnąć i osiągać coraz więcej. To jest właśnie jak najbardziej związane z umiejętnością właściwego oceniania swoich możliwości i swoich ograniczeń. Prawdziwy pracoholik - czyli osoba chora - nigdy nie ma pracy. Nawet, gdy zostaje gdzieś zatrudniony, to i tak bardzo szybko traci tę pracę. To idealnie ilustruje to, że dla takiej osoby - przez to, że nie potrafi oszacować swoich granic możliwości - nawet rzeczy dość proste i dla większości w pełni osiągalne, stają się niemożliwe.
No i rzecz w tym, że jak mówię pracohlik, to już taki przykład skrajny, ale bardzo wiele osób cierpi na tą przypadłość, tylko nie posuniętą aż tak mocno, by już zostali sklasyfikowani medycznie jako pracoholicy. Naprawdę często nieumiejętność oszacowania swoich możliwości sprawia, że mało staje się możliwe. A posiadanie tej umiejętności powoduje, że coraz więcej pozornie niemożliwych do osiągniecia celów zostaje osiąganych.
Oczywiście, że jest tu i związek z fizyczną wydolnością organizmu, ale jednak głównie chodzi o psychikę - o tą duchową stronę - jak siebie postrzegamy, swoje możliwości. Fizyczność i duchowość wpływają na siebie wzajemnie, ale w tym przypadku akurat główną rolę odgrywa duchowa sfera człowieka, a jego problemy fiyczne wynikające z "nawalania psychicznego podejścia" są jedynie konsekwencją. Także no nie zgodzę się, że mówię o fizyce (o ile to miałeś na myśli - fizyczne możliwości ciała), a nie o psychice. Właśnie zdecydowanie bardziej mówię o psychice.

Eleonora

Dla mnie przekaz tego filmu nie jest oczywisty.Ja rozumiem to tak iż trzeba żyć otwarcie na innych tak żeby tego nie żałować.Chce przez to powiedzieć że musimy "chwytać dzień" ale nie w tym sensie że żyjemy tylko dla siebie.We wcześniejszych wątkach było napisane że można wszystko mam nadzieję że to prawda , zgadzam się również że musimy włożyć w to dużo pracy.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Miałem opisać swoje wrażenia po obejrzeniu drugiej wersji filmu (tej po przeróbkach z 2006) ale oczywiście zapomniałem:p chcąc być słownym robię to teraz. nie będę się rozpisywał, powiem od razu, ta wersja nie przypadła mi do gustu, wszystko jest dla mnie podane w sposób zbyt oczywisty, zwalnia w pewnym stopniu od samodzielnego odkrycia pewnych prawd, które przez to stają się mniej wartościowe, a zakończenie jest zupełnie nie spójne, ma pociętą chronologię i zamazuje przekaz. ogólnie nie polecam, albo inaczej - jeśli ktoś ma wybór polecam wersję z 2005. oczywiście to tylko moja osobista opinia i jak z resztą widać w dyskusji niektórym bardziej przypadnie do gustu wersja przerobiona. jak dla mnie, tak długo jak film skłania cię do głębszych przemyśleń i refleksji nad sobą, oglądaj sobie tą wersję którą, wolisz. moje serce i moja rekomendacja pozostaje przy oryginale;)

ocenił(a) film na 9
snakerider

Znowu powracamy do filmu :) Choć muszę przyznać że prowadzona dyskusja jest niezwykle interesująca.
Ja widziałam tylko wersję przed przeróbką. Może dlatego film nie ułożył mi się w taką całość - jeden bohater i walczące w jego ramach części osobowości.
Dla mnie były dwie główne postacie.

Green - owładnięty żądzą pieniądza i poczuciem własnej wartości, długo przygotowujący się do zemsty doskonałej, nie przewidujący że obudzi się w nim człowieczeństwo (to chyba nie najlepsze słowo). Zrealizował swój cel, odebrał pieniądze, zemścił się, nasycił ... a tu zaczyna pracować jego "wnętrze", przewartościowuje swoje życie, zdaje sobie np. sprawę z tego, że to on pośrednio zabił trzech braci. A wydawało mu się że gra bez przemocy, nie używa broni. Ułuda. Ale następuje odkupienie, na samym końcu jawi mi się jako Mesjasz. Jak dla mnie przejaskrawione.

Macha - wydaje się taki potężny. Pozory. On też nie używa broni, robią to za niego inni, jest zbyt słaby żeby stanąć do bezpośredniej konfrontacji. Panicznie boi się Golda. Doprowadzony ostatecznie do rozstroju nerwowego nie wytrzymuje psychicznie "zderzenia" z nawróconym Greenem i popełnia samobójstwo.

Inne postacie także intrygujące np. piękna zabójczyni. Piękno to dobro ?
Utarte konwenanse.

A sceny ? Przybijanie dłoni gwoździem do stołu ... za bardzo nawiązuje do ukrzyżowania. A to zestawienie, reakcje bądź co bądź morderców na torturowanie "tego dobrego broniącego dziecka". Czy to przesadzona wiara w dobro tkwiące w człowieku ?

Brakło mi w tym filmie trochę tego specyficznego humoru. Właściwie jedna scena, tłumaczenie jak to można zginąć zamawiając pizzę. Świetna.

Generalnie film jak najbardziej godny obejrzenia. Traktuje o tym jaką to jesteśmy skomplikowaną istotą, chociaż nie wszyscy może nad tym się zastanawiają. Mogłoby być tylko ciut mniej moralizatorstwa, ale może wraz z wiekiem rośnie pragnienie zbawiania świata.

Tyle po pierwszym obejrzeniu.
Pozdrawiam :)

Eleonora

Witam. Na wstępie napiszę, że widziałem pierwszą wersję, z trzema Edziami i bez psychologów na końcu (chociaż interpretacja Eleonory pasowała mi i do tej wersji).

Jeśli chodzi o kolory, to wg Wikipedii Avi to czarny kolor, a Zach — biały. Może przyda Ci to pomoże przy czakramach. Polecam w ogóle ten link, gdzie wypisano kilka motywów (których tu nie było, jest też np. opisane skąd imiona Aviego, Zacha i Jake'a): http://en.wikipedia.org/wiki/Revolver_(film)#Themes

Wydaje mi się, że Eleonora i Snakerider opisaliście to samo, tylko używaliście do tego kolidującego słownictwa ("ego" po raz kolejny namieszało ;)). Na szczęście nie wynikło z tego jakieś nieporozumienie.

Ale zasadniczo nie o tym miałem. Chciałem się odnieść do wyrażenia "niszczenie ego", którym posłużyłaś się, Eleonoro, w swoich wypowiedziach. Praktykowałem przez jakiś czas zen i takie wyrażenie mi zgrzyta. Z ego nie da się wygrać, dlatego że im bardziej się z nim walczy, tym jest ono silniejsze. Tak to już z ego jest. Taki zresztą jest dla mnie wymiar "pojedynku" w windzie. Jake przestaje walczyć ze swoim ego. To, nie mając przeciwnika, przegrywa. Bo tak naprawdę ego można się wyzbyć, nie zniszczyć je czy wygrać z nim.

Zastanawiałem się jeszcze nad tym Machą, który przeżywa starcie w sypialni, jak również na tym, czy na końcu popełnia samobójstwo czy nie, ale zaczynam sądzić, że to bez znaczenia. W bardziej dosłownej interpretacji — to bez znaczenia, ponieważ Macha już jest pokonany, jest kłębkiem nerwów, który nie stanowi zagrożenia itd. W rozumieniu doskonalenia siebie — Macha jako reprezentant ego nigdy nie zginie, ponieważ zawsze można zbłądzić i w tym sensie "walka" (poprzez wyzbywanie się) nigdy się nie kończy. Pokazanie śmierci Machy mogłoby dać mylny sygnał, że swojego ego można się pozbyć raz na zawsze. Nie można.

Posługiwałem się słowem "ego" w rozumieniu zbliżonym do tego, jak go używała Eleonora. Ma się ono nijak do psychologicznego znaczenia z wypowiedzi Snakeridera.

Mam nadzieję, że nie pokręciłem za bardzo.

ocenił(a) film na 10
Krazov

Dzięki za zwrócenie uwagi na wikipedię, bo tak często się tam zagląda, a mimo to nie przyszło mi do głowy by poszukać tam informacji na temat tego filmu. W życiu nie wpadłabym na to, że Avi jest skrótem od Abraham. hmm i dziwi mnie, że Zach jest od Isaac, myślałam, że to po prostu od Zachary/Zachariasz (ale może to to samo co Isaac).

Co do ego, to no właśnie taki jest z tym problem, że w różnych filozofiach znaczy to mniej lub bardziej coś innego, a w psychologii już w ogóle co innego, więc trudno pogodzić te wszystkie wypowiedzi, skonstruowane w oparciu o tak różne spojrzenia.

ocenił(a) film na 9
afroq

Nie wyczytałem w postach, ale chyba nikt się nie zastanawiał dlaczego Sam Gold nazywał się Sam Gold? Imię się nie liczy, ale koleś który ma na nazwisko Złoto, trzęsie wszystkim, manipuluje ludźmi i , że tak nieelegancko powiem, nie ma na niego huja, nasuwa mi jedno skojarzenie. Do tego jest cwany; jest ,ale my myślimy że go nie ma, co pozwala mu w pełni nami manipulować.I z pewnością, Sam Gold nie jest, jak to stwierdził autor topca, niepewnością czy tam strachem, bo te są tylko narzędziem jego manipulacji. Green przecież niespecjalnie bał się wyzwań? A jednak był ofiarą Sam'a. Już kumacie kim jest Gold?;p



A btw, film zajebisty, pokręcony, 8/10.

ocenił(a) film na 10
PurePsylocybine

Myślę, że nikt nie rozpisuje się na ten temat, bo chyba nie ma nikogo, kto by nie wiedział, co oznacza Gold, czyli złoto i nie kojarzyłby tego z pieniędzmi oraz ogólnie dobrobytem i władzą, które zawsze łączą się z pieniędzmi. Jednym słowem "łaska" Golda, to coś jak uśmiech Fortuny - Fortuny oczywiście w szerszym znaczeniu, czyli nie tylko pieniędzy, ale ogólnie też szczęścia/powodzenia. Jednak zdecydowanie jest tu położony nacisk na strach przed popadnięciem w niełaskę Sama Golda, co jednoznacznie kojarzy się z utratą ogólnie pojetego powodzenia, więc jednak nadal jestem za tym, że Gold uosabia w sobie strach czy też potencjalny strach związany z potencjalną utratą (lub brakiem) rzeczy najważniejszych, a w tym głównie poczucia bezpieczeństwa, możliwości samodecydowania, do których pieniądze są niestety niezbędne. Wydostać się spod wpływu Golda - myślenia o władzy jaką nad nami ma - to wydostać się z kręgu myśli związanych ze strachem, że sobie nie damy rady, że nie będzie nas na coś stać, że nie umiemy być samodzielni itd. - to wszystko łączy się z pieniędzmi, jednak im bardziej się boimy by ich nie stracić lub by potrafić je zarobić tym mniej umiemy się skupić na tym, co chcemy robić i faktycznie tym trudniej je zarabiamy.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Odnawiajac temat napisze, ze wg mnie za bardzo sie podniecacie. Film oczywiscie bardzo dobry ma ukryte przeslanie w pewnym momencie podane 'jak na dloni' ale stosowanie tego w zyciu, czynienie z niego jakiegos poradnika jak tu wiele osob pisalo i dziekowalo tworcy tematu jest nie na miejscu! Nie mozna zapominac ze to jest schizofrenia - a to ze znajdujecie jakies drugie JA ktore wam czegos zabrania jest niepokojace:) Trzeba sie zajac zyciem, pracowac robic swoje byc soba a wtedy tego typu Goldy i inne bzdety znikaja. Dla mnie bardziej powinniscie obejzec Human Traffic. Tam jak na dloni widac ze takie zbytnie rozmyslanie (jak Jip o seksie) nic dobrego nie przynosi. Dla mnie film jest swego rodzaju ciekawostka, rozrywka slaba ale fakt ciekawa do dyskusji. Pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
harom

Oglądałam "Human Traffic" i wiele innych filmów. Rozmyślanie rozmyślaniu nie równe. Mylisz bardzo różne sprawy i bez sensu, że usiłujesz dopatrzeć się w tym filmie schizofrenii. Od razu widać, że nie masz pojęcia na czym polega schizofrenia.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Jak w takim razie wytlumaczysz to co sie z nim dzialo? To jest zdrowe? normalne? Przyznam sie do tego, ze moze to nie byc schizofrenia, nie znam sie na chorobach psychicznych jednak wiem ze z psychika bohatera filmu nie bylo za dobrze:)

ocenił(a) film na 7
harom

...Z Toba chyab tez nie jest za dobrze..wampiry, Manson, jakies emo zajawki, bronisz tego filmu rekoma i nogami - nic juz nie musisz dodawac pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 10
harom

Przede wszystkim w tym filmie w wersji drugiej jest wyraźnie powiedziane, że film porusza tematykę ego. Nie ma co się domyślać czy nie domyślać, bo jest to powiedziane dosłownie. Sam Ritchie mówiąc o filmie także mówi, że poszczególne osoby prezentują poszczególne części osobowości. Dlatego w tej sytuacji trudno twierdzić, że jakiś widz sobie wymyśla tematykę tego filmu w ten sposób go odbierając, bo pewne elementy można trochę różnie interpretować, ale całość porusza jednak określony konkretny temat (i nie jest nim schizofrenia :) ). Zgadzam się, że w wersji przed przemontowaniem jest to mniej widoczne - przynajmniej dla mnie. Ta pierwsza wersja w moim odbiorze jest bardziej zwyczajną historią gangsterską. Jednak dla wielu osób właśnie w tej pierwszej wersji te wszystkie elementy typu ego, superego itd. są bardziej czytelne.

Słuchaj, że na psychologii ani psychiatrii się nie znasz, to to jest oczywiste po tym, co napisałeś na samym początku, jednak teraz pokazujesz też, że nawet nie znasz się na dużo prostszych zagadnieniach. Najwyraźniej nie wiesz co znaczy emo skoro Ci do tego pasuję. Zbyt wiele rzeczy Ci się miesza, więc się nie dziwię, że widzisz coś niezdrowego i niebezpiecznego w głębszym zastanowianiu się nad kwestiami związanymi z psychologią czy nawet po prostu życiem.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

a Ktoś mógłby pomóc w zdobyciu tej 2 wersji filmu? (tej z tymi wypowiedziami psychologów i psychiatrów na końcu) byłbym bardzo dźwięczny:):)

ocenił(a) film na 10
deaddisco_2

Mówisz i masz ;) Wysłałam Ci prywatną wiadomość z namiarami. Nie wiem czy już korzystałeś z prywatnych wiadomości - to jest tam u góry strony pośrodku (koło Twojego nicka) - tam klikaj.

afroq

hehe mniej więcej w ten sam sposób parę lat temu tłumaczyłem dla kumpli o co chodzi w tym filmie i kim jest sam gold :))

użytkownik usunięty
afroq

Ten przykład na "skumanie" filmu który tu podałeś to typowy przykład schizofrenii, ot co.

ocenił(a) film na 6
afroq

Przeintelektualizowany, przesymbolizowany i na siłę zagmatwany. Gold, macha... już same nazwiska mówią, jakie postawy reprezentują.
Jak dla mnie to taka Opowieść Wigilijna (pojechałem, co?) na sterydach. Mądrze, refleksyjnie i z morałem... ale żeby była intryga, hazard i walenie do siebie jak do kaczek. Film od +- połowy trąca już niestety ciężkim absurdem, uparcie nie zmierzając do wyjaśnień, przez co gubi uwagę przeciętnego zjadacza chleba (moją). Dla mnie w najlepszym przypadku 6/10.

Dobrze, że tutaj kminicie. Aż strach pomyśleć co by się działo, jakby podobne szaleństwo interpretacyjne miało miejsce np. w tematach pod filmami Jodorowskiego :)

afroq

Jakoś tak się złożyło, że obejrzałem wczoraj "Rewolwer" pierwszy raz w życiu. Gdy leciał w kinach to zrezygnowałem z jego oglądania, zniechęcony recenzjami, a potem o nim całkiem zapomniałem. Wczoraj puścili to na Polsacie więc go w końcu zaliczyłem.
Recenzenci mieli tym razem rację - film jest słaby.
Dzisiaj wpadłem zobaczyć jak oceniają go ludzie na filmwebie i zobaczyłem ten temat. Dwie strony postów, pełnych jakiś pokracznych interpretacji, błędów ortograficznych i zdań z emfazą ("ten film odmienił moje życie"). Pisanych - jak wszystkie znaki na niebie wskazują - przez niezbyt rozgarniętych nastolatków. To robi wrażenie (dosłownie ściany tekstu) choć z oczywistych względów nie przeczytałem nawet 1/10 tych postów.

Odnośnie samego filmu. "Revolver" zawodzi na każdym z możliwych poziomów:
- jako film rozrywkowy ponieważ nie ma w nim dobrze opowiedzianej fabuły oraz właściwie przedstawionych protagonistów. No i nie ma żadnej postaci kobiecej, co osobiście uważam za kinematograficzną "zbrodnię". Zwłaszcza że Richie w zamian każę mi oglądać w niemal co trzeciej scenie Raya Liottę w samych gaciach.
- jako film sensacyjny, thriller ponieważ nie ma w nim prawie w ogóle akcji.
- jako film oryginalny, nowatorski ponieważ nie jest oryginalny. Obeznany widz zauważy zrzynki z "Podejrzanych", Fight Clubu", "Kill Billa" i "Leona Zawodowca".
- jako film artystyczny i metafizyczny ponieważ operuje tak naprawdę banałami znanymi każdemu studentowi pierwszego roku jakichkolwiek studiów humanistycznych (podręcznik do filozofii Tatarkiewicza). Dodatkowo pomieszanie kilku nurtów filozofii z Kabałą, Freudem i innymi - często wątpliwymi - teoriami psychologicznymi, skutkuje powstaniem wyjątkowo ciężkostrawnej i bełkotliwej filmowej mieszanki.

Aktorzy robili co mogli. Zdjęcia i montaż momentami bardzo dobre, momentami całkiem niezłe, kilka scen i ujęć wartych zapamiętania (np. scena strzelaniny w restauracji). Jednak to wszystko za mało aby uratować ten film. Ocena 4/10.