Pierwsze wrazenie: wszystko zbyt wspolczesnie wygląda. Ale ok. Daję szansę filmowi. Ale im dłużej ogladam tym bardziej sie denerwuję. To nie średniowieczna Anglia tylko swiat z jak z Gwiezdnych Wojen.
Kolejny absurd: Robin i Marion żyją w wolńym zwiazku na kocią łapę. I nikomu to nie przeszkadza. Pomijająć to, że Marion kocha Robina i kazda kobieta pozbywa sie wstydu do ukochanego to jednak żadna szlachcianka nawet ręki by nie podala na oczach obcych, a co dopiero się obściskiwała.
I chyba najwiekszy absurd: pobór do wojska. Serio? Bogaty szlachcic dostał powołanie do wojska niczym zwykły chłop? On sam to wojsko mogl stworzyć. To po pierwsze. Po drugie co najwyzej stałby na czele oddziału i wydawał rozkazy. A nie babrał się sam we krwi i brudzie. Ta ich wojna. Okropnie śmieszna. Niczym Afganistan. Snajper strzelający z kuszy niczym jak z karabinu maszynowego. Nawet jesli strzelec miał szybka i nowoczesna kuszę naciąganą na korbę to nie jest mozliwe by tak szybko strzelał serią. I jeszcze Robin, który jest bogatym szlachcicem i pewnie pasowanym rycerzem gania z łukiem niczym najgorszy wieśniak. Przeciez łucznicy to był najgorszy sort, ktorzy rekrutowani byli spośród nisko urodzonych. On nie miał prawa się tam znaleźć. Jeśli już musiałby walczyć to w konnicy. W dodatku rycerz bez pasa rycerskiego?
I Szeryf Nothingham. Ubrany niczym Neo w skórzany płaszcz. Brakowało jeszcze by skakał jak na trampolinie. Dobrze, że Alan Rickman tego nie widzi.