Pierwsze wielkie rozczarowanie 2010 roku.
Najpierw krzyki, jaka to niekonwencjonalna, nowatorska opowieść o Robin Hoodzie. Jak się okazuje, jedyne, co odróżnia "Robin Hooda" od pozostałych filmów i opowiadań o nim, to czas, w którym dzieją się wydarzenia, tzn. przed, że tak powiem, właściwym Robinem.
Ale widać to już w pierwszej bodajże scenie. Robin wraz z kilkoma innymi rycerzami pcha jakąś tam maszynę oblężniczą pod mury zamku. Ma to pokazać, że Robin jest taki jak inni, nie wyróżnia się. Kamera jest ustawiona jednak w taki sposób, że Crowe jest w centrum, nie sposób na nim skupić uwagi. A później jest tylko coraz gorzej. Wraz z biegiem czasu Robin staje się superherosem, który zawsze znajduje się w odpowiednim momencie w odpowiednim (czytaj: najbardziej niebezpiecznym, najważniejszym) miejscu.
Cała fabuła, poza wyjściowym pomysłem, jest naciągana, idiotyczna (po co te "śmieszne" żarty?!), w efekcie czego film potwornie się dłuży.
To jest "Gladiator" trzeciej bądź czwartej kategorii. Wszystko jest zerżnięte z tego filmu. W scenach batalistycznych (dobrych, choć do tych z "Gladiatora" brakuje dużo) Scott serwuje te same chwyty, te same ujęcia, co 10 lat wcześniej. Fabuła również jest podobna - jest i niesłusznie wyjęty spod prawa porządny człowiek, i starzec - mentor, i taka sama klamra kompozycyjna (mniejsza i większa, tu jednak zaskakująco przeciętna bitwa). A Russel Crowe to Maximus w rajtuzach (ale, znów muszę zaznaczyć do tamtej roli mu daleko).
Patos oczywiście leje się hektolitrami. W "Gladiatorze" absolutnie mi to nie przeszkadzało. Tutaj daje to efekt komiczny, a chyba nie o to reżyserowi chodziło.
Quo vadis Ridley?
2/10
Prawdopodobnie nie widziałes żadnej z pozostałych ekranizacji "Robin Hooda" skoro twierdzisz, że jedyna różnicą jest czas wydarzeń. Jak można takie brednie pisać na trzeźwo?
"Faceci w rajtuzach" byli pastiszem, więc ich nie uznam za ekranizację Robina. "Książę złodziei" już tak. Poza rozmachem i czasem akcji różnic nie dostrzegłem. Jak widać, można.
Witam
Ja dałem 6/10 ale to bardziej z litośći. Fajnie zagrał Crowe i paru innych,
ale na filmie po prostu się nudziłem. Prawie 2,5 godziny i wszystko
wydawało mi się takie bezbarwne i jednolite, żadnych konkretów brak emocji.
Fakt, że niektóre sceny nawet fajne, chwilami film był dobry, ale po pewnym
czasie znowu wracał do swojej "średniowatości". Szkoda, myślałem że Stone
daje pewną gwarancję jakości. W sumie ta jakość chwilami przebłyskiwała ale
jednak to za mało. Można było na nowo tchnąć życie w Robin Hooda, tak jak
Nolan zrobił z Batmanem, ale jednak nie wyszło. Ciekawe jak wyjdzie Robin
Hood 2, mam nadzieje że zmienią podejście.
Pozdrawiam
jpack
Nie Stone, a Scott :)
Taki Nolan by się "Robin Hoodowi" przydał. Scott nie zrobi dwójki. Po klapie jedynki zostanie producentem, a film wyreżyseruje jakiś mało znany reżyser. Tak myślę.
Domyślam się, że chodziło Ci o Scotta, a nie Stone'a;) Oceniłem film podobnie 6/10 ponieważ jest dość dobrą rozrywką, jednakże pachnie na kilometr powtórką z rozrywki i wtórnością.
A poza tym to Russel Crowe nieważne jaką rolę, zagra zawsze wypowiada swoje kwestie w ten sam sposób.
Aha i największe aktorstwo przypada legendzie Maxowi Van Sydowi, jest niesamowity pomimo wieku. Warto zobaczyć film dla jego niebywałego talentu aktorskiego.
No ja dałem 5/10 ale też mocno się zawiodłem.Uważam,że nawet tytuł filmu powinien być inny choćby Robin z Nottingham byłby trafniejszy.
O ile dobrze pamiętam, na początku miało być po prostu "Nottingham", ale Scott stwierdził, słusznie zresztą, że tytuł "Robin Hood" przyciągnie do kin więcej ludzi. A tytuł myli. Bo nawet tego Robina było tu jakoś podejrzanie mało.
Do autora tematu:
Przesadzasz,zauważ że to kino made in Hollywood więc główny bohater musi być w centrum wydarzeń i wcale nie odniosłem wrażenia że jest " superherosem " ,raczej jest tu człowiekiem zmęczonym tą całą wojną ( najpierw Krucjata a potem plądrowanie ... zdobywanie francuskich zamków i wojna z Filipem ),Robin jest też mniej szlachetny, i nieskazitelny od Maximusa i to go odróżnia od bohatera " Gladiatora ",wydaje mi się też że tu Crowe gra z większym luzem,z pewnym dystansem,świetny jest delikatnie zarysowany wątek romantyczny bo oboje ( Robin i Marion ) nie są już ludźmi ani młodymi,ani niedoświadczonymi przez życie i los,ogólnie środkowa część filmu jest jego wielkim plusem a końcówka wszystko to psuje ( Marion w zbroi i z obstawą ).
Fabuła filmu nie jest zła i trzyma w napięciu,kuleje tylko trochę narracja przez co film nie jest tak epicki i monumentalny jak " Królestwo Niebieskie " lub " Gladiator ' ale każdy z wymienionych filmów Scotta cierpi na podobne niedorzeczności i dlatego nie rozumiem wychwalań pod niebiosa " Gladiatora " nie dostrzegając jego wad i absurdów ( mimo iż jest to b.dobry film ) a przyczepiając się innych filmów.
" Patos " w " Gladiatorze " jest dużo większy a i występują podobne niewydarzone sytuacje ( generał który ma zostać cesarzem i oddać władze w ręce ludu ) ale jakoś nikt tego nie zauważa a moim zdaniem jest to specyfika filmów Scotta - film to film,nie historia,nie dokument i należy go traktować trochę z przymrużeniem oka.
Nigdy nie powiedziałem, że "Gladiator jest genialny. Dałem mu 8/10, to przykład świetnej, omóżdżającej rozrywki, nic więcej. A mimo to wciąga jak cholera.
Ja tego zmęczenia wojną nie widzę, widzę raczej zmęczenie karierą supergwiazdy, za jaką uważa się Crowe (Scott myśli z resztą to samo, polecam majowy FILM).
Hmm.. wychodzi na to, że trailer nie kłamał. Czytam niektóre opinie z tego wątku i to się potwierdza. Miałam początkowo obejrzeć "Robin Hooda", ale po trailerze trochę zwątpiłam (wpierw myślałam, że to fake;), a teraz to już w ogóle nie wiem, czy chcę oglądać "Gladiatora trzeciej kategorii". Scott zaliczył zjazd już przy "Królestwie niebieskim" i może lepiej nie psuć sobie do końca opinii o tym reżyserze? Wolę go pamiętać za "Gladiatora", "Black hawka", "Blade runnera" i "Obcego".
Tak, masz rację, lepiej czytać tu te opinie i na nic nie chodzić. Gdybym miał bazować na opiniach, które pojawiają się na filmwebie to bym chyba wogóle nie chodził do kina. Mam czasami wrażenie, że ludzie krytykują tu jedynie filmy dla zasady, a ich argumenty wskazują jakby wogóle danego filmu nie widzieli bądź go przespali. Robin Hood jest jednym z tych filmów na który warto pójść. Większości ludzi się podoba, dlatego nie patrz na to co jest tutaj i sama wyrób sobię opinię.
"Większości ludzi się podoba, dlatego nie patrz na to co jest tutaj i sama wyrób sobię opinię."
Nie takiej znowu większości. Masówce, bez urazy, może tak. Wśród moich znajomych nie spotkałem się jeszcze z pozytywną opinią, krytycy też raczej tego filmu nie oszczędzają.
Ja juz pisalem swoją opinie, ale lepiej sama sprawdź jak Ci ten film
podejdzie. Może akurat masz inne wymagania;)
Jeden znajomy kiedys zrecenzował mi jeden film (nie pamietam juz jaki)
bardzo negatywnie. Ja tym sie zasugerowalem i dopiero obejrzealem go po
paru latach, ku mojemu zdziwieniu film byl bardzo dobry i juz wiecej
postanowilem sie nie sugerowac cudzą opinią.
Trzeba być prawdziwym "geniuszem", aby stwierdzic, iz "Robin Hood" jest
klapa i nie bedzie dwojki.
Ignorancja i bezmyslnosc nierzadko stawaly sie problematyczne... Wystarczy
pomyslec - biznes, jakim jest Hollywood, napedza pieniadz. Nie inaczej jest
z "Robin Hoodem" - swietne otwarce, w graniach $75 mln w USA. Poza
granicami, 3 razy wiecej. Jeszcze kilka tygodni wyswietlania. W sumie obraz
moze zarobic ok. $350 mln. Nie powiedzialbym, iz bylaby to "klapa".
Tak wiec, ostroznie z doborem slow.
Osobiscie, chcialbym zobaczyc dwojke. Pozyjemy, zobaczymy - moze powstanie,
ale problemem na pewno nie bedzie slaby wynik w Box Office.
Co do roznic miedzy tym "Robin Hoodem", a innymi - oczywiscie, ze jest to
inne podejscie - tak naprawde cos z tego "obrazkowego" Robin Hooda, ktorego
wszyscy znaja i kochaja, jest niewiele. Dopiero na koniec powracaja echa
przeszlych filmow...
Film 7/10, jesli juz oceniamy.
Nigdy nie powiedziałem, że nie będzie dwójki. Powiedziałem, że nie zrobi jej Scott, ale będzie.
W takim razie mam do Ciebie pytanie: piszesz, że ten film nie może być klapą (a dla mnie jest właśnie KLAPĄ, pomimo wyniku finansowego), inaczej mówiąc słabym filmem, skoro ma wysokie miejsce w box office. Jeżeli np. taka polska "Stara baśń" biła by rekordy popularności, też byś powiedział, że jest dobra?
"Co do roznic miedzy tym "Robin Hoodem", a innymi - oczywiscie, ze jest to
inne podejscie - tak naprawde cos z tego "obrazkowego" Robin Hooda, ktorego
wszyscy znaja i kochaja, jest niewiele. Dopiero na koniec powracaja echa
przeszlych filmow...
Film 7/10"
Tylko w tych zdaniach oceniasz film. Poza tym piszesz jedynie o box office. Od razu więc chcę to zaznaczyć, żebyś nie mówił, że to nieprawda i że gadam głupoty.
Kilka postów wyżej właśnie o tym mówiłem - film trafiający w gusta masowego widza. Ja osobiście staram się szukać w filmach, przede wszystkim, wartości artystycznej, a w dalszym rzędzie - po prostu dobrej rozrywki, poczucia dobrze wykorzystanego czasu. Ten film nie dał mi ani jednego, ani drugiego. Pozdrawiam.
No dobrze... Specjalnie dla tego filmu wziąłem i wreszcie się zarejestrowałem ;)
A dlaczego? Bo porażają mnie niskie oceny dla tego filmu. Popełniacie ogromny błąd, porównując go do innych produkcji Ridleya. Równie dobrze moglibyście porównywać go do "Blade Runnera" i czepiać się, że nie jest tak fajny ;)
Owszem, do Gladiatora temu filmowi bardzo daleko i być może RC będzie już zawsze identyfikowany z Maximusem, ok, może jest nieco 'zerżnięć', ale jedno mnie boli najbardziej... przecież już przed filmem było wiadomo, o czym ten film będzie - że nie będzie Sherwood, latania z łukami, strzelanki i partyzantki... pewnie jakby była to byście warczeli, że 'to już było!!!!'.
A co ode mnie? Świetne odwzorowania historyczne. Jedne z najlepiej odtworzonych wiosek, wioseczek i miasteczek - przy nich te z Braveheartha wysiadają. Świetny humor (akurat pasujący do tej tematyki), a przede wszystkim niezwykły klimat tych karczemnych imprez zakrapianych miodem pitnym (znam to, oj znam), choć kłóciłbym się, czy Wielka Brytania to dobry teren na pszczoły, fajne śpiewy :)
Mógłbym się przyczepić o tylko dobrego Małego Johna i słabego Szkarłatnego, ale może mieli za mało czasu. Poza tym szczerze mówiąc nie wiem, czy coś może przebić ten stary, najbardziej 'tru pro' serial BBC, do którego chcąc nie chcąc film porównywałem.
Wielki szacun dla aktorów za kawał dobrej roboty, potrafili wnieść coś do oklepanych już historii, rewelacyjna Blanchet, Walter.
Naprawdę dobrze się bawiłem :)
Mimo wszystko Godfrey był dla mnie zbyt współczesny...
"choć kłóciłbym się, czy Wielka Brytania to dobry teren na pszczoły"
to kto zapyla kwiaty w wielkiej brytanii? Borsuki?
Sorry, machnąłem się, chodziło mi o Skandynawię, tam z pszczołami i miodem gorzej, bo po prostu zimno :P
Wybacz Krocz ale patrząc na to jak oceniasz inne filmy aż żal komentować twoje wypociny. Alicja w Krainie Czarów 3 a Robin Hood 2. Gratuluje, od razu widać,że jesteś niesamowicie obeznany w świecie filmu. Nie wszyscy powinni mieć na filmwebie możliwość oceniania.
To posłuchaj tego: "Avatarowi" dałem 3, a zastanawiałem się nad 2. Boli, co nie?
Poza tym skoro komentujesz mój gust, to może bądź tak łaskawa i udostępnij swoje oceny. Z czystej ciekawości, nie będę Ci dogryzał, ja nie z tych.
Każdy ma prawo do własnego zdania. Według mnie film uwłacza inteligencji widza. Abstrahując już od błędów historycznych, których jest co niemiara (pracuję na Uniwersytecie jako historyk), fabuła była momentami tak banalna, że aż żenująca. Czarę goryczy przelała scena, w której postać Marion pojawiła się na koniu na polu walki... :/ Od R. Scott'a należałoby wymagać znacznie, znacznie więcej. Wielkie rozczarowanie. A szkoda.
Moim zdaniem przedstawienie Marion jako kobiety twardej, która w życiu musiała sobie radzić z wieloma, także męskimi, problemami było ciekawym posunięciem. We wszystkich wcześniejszych historiach o Robin Hoodzie Marion była przedstawiana jako osoba może i twarda oraz pewna siebie, ale koniec końców trzymająca się z boku albo nawet niemogąca poradzić sobie sama z napastnikiem. Tutaj jest postacią, która potrafi walczyć ramię w ramię z głównym bohaterem.
Khe khe khe ... taki z Ciebie historyk, że o legendzie piszesz, że posiada błędy historyczne ;) I co, mitologia grecka też je posiada? ;) Przecież to legenda...