Początek filmu - OK. Ale potem im dalej tym gorzej. Desanty Francuzów na angielskim wybrzeżu, barki ze spuszczanymi rampami (które pojawiły się dopiero w XX w), Lady Marion mówiąca o sadzeniu ziemniaków (sprowadzonych z Ameryki dopiero ponad 300 lat później) a potem walcząca w pełnym rynsztunku z konia. Na koniec do kompletu brakowało mi już tylko słoni Hannibala i lotnych formacji Talibów.
Obejrzeć można, ale po takim profesjonaliście jak Scott oczekiwałem znacznie więcej. Żeby zatrzeć sobie niemiłe wrażenie z "Robin Hooda" jutro odświeżę sobie "Pojedynek".
Jak dla mnie zaledwie 4/10 i to chyba dlatego, że lubię Blanchett i Crowe'a.