Niezły film. Tylko tyle i aż tyle. Robin Hood, czy też Gladiator II jak nazywali Go niektórzy przed premierą, mógł się okazać spektakularną klapą. Mógł też powtórzyć sukces Gladiatora i wejść do kanonu kina przygodowego. Ja myślę, że nowy film twórcy Obcego podzieli los Królestwa Niebieskiego i będzie się cieszyć umiarkowaną popularnością.

Ale od początku. Robin Hood w wersji Ridley Scotta nie jest przystojnym młodzieńcem, ale doświadczonym żołnierzem. Lady Marion to nie 20-letnia piękność, ale dojrzała kobieta. Czy ten zabieg miał sens? Moim zdaniem uwiarygodniania bohaterów, którzy pasują do ciężkich czasów w których żyli. W stosunku do innych ekranizacji legendy, szeryf jest postacią zmarginalizowaną. Z kolei król Ryszard i jego następca John są bardziej złożonymi postaciami. Russell Crowe i Cate Blanchett sprawdzili się, nie są to wielkie kreacje ale ich bohaterowie są wiarygodni. Na drugim planie wybijają się Mark Strong (Godfrey) i Oscar Isaac (John).

W kwestii technicznej film jest bardzo solidny. Szczególnie podobały mi się zdjęcia, zwłaszcza w szerokich planach np. scena w której widzimy szarżę jazdy króla Johna. Scenografia, kostiumy - myślę że to wszystko zasłuży przynajmniej na nominację do Oscara. Zawiodłem się trochę na muzyce. Nie ma tutaj oryginalności, która cechowała Łowcę Androidów, czy siły wyrazu ścieżki do Gladiatora. Zwykłe kompozycje bitewne, standard jednym słowem.

Jeszcze fabuła. Przyzwoicie napisana historia, z odrobiną humoru, bez przesadnie patetycznych wątków.

Podsumowując - Dobry film przygodowy, ale w ciągu ostatnich kilkunastu lat pojawiały się ciekawsze.