Od początku film ten był przez wielu porównywany do Gladiatora (z uwagi na reżysera i odtwórce głównej roli) bądź do Robin Hooda z Kevinem Costnerem. Niektórzy uznali go swego rodzaju hybrydę powstałą z połączenia tych dwóch filmów. Jeśli chodzi o ten drugi film to nie wiem czy porównywanie ma sens bo oprócz postaci Robin Hooda i jego towarzyszy, te dwa filmy mają bardzo mało ze sobą wspólnego. Porównywanie nowego Robina z Gladiatorem jest już moim zdaniem bardziej uzasadnione i w tej konfrontacji wygrywa Gladiator. To tyle jeśli chodzi o kwestie "Robin Hood i inne filmy"
Co do samego filmu to mam mieszane uczucia. Niewątpliwie nowe dzieło Scotta ma wady i zalety. Cała otoczka, czyli sceneria, wsie, zamki, kostiumy czy muzyka należą zdecydowanie do plusów i bardzo dobrze tworzą klimat średniowiecza. Również zdjęcia, sceny batalistyczne, walki, które kręcone są dynamicznie można zaliczyć do atutów Robin Hooda. Jak wspomniałem obraz nie jest wolny od wad. Po pierwsze trwa on ok 2,5 godz. i muszę przyznać, że miejscami mnie nudził. Rozczarowany jestem również postaciami, które w większości są mało wyraziste, bezbarwne i przemykają po ekranie nie zapadając w pamięć. Wyjątek stanowi jedynie postać Marion bardzo dobrze zagranej przez Blanchett. A co z resztą? Russel Crowe bardzo mnie w tym filmie rozczarował. Bardzo lubie tego aktora, ale miałem wrażenie, że gra tutaj jedną miną i potocznie "odwala swoje" i czeka na wypłate. Cieszyłem się z obecności Hruta, ale nie miał on możliwości do pokazania swoich umiejętności. Tak więc aktorsko, słabo, w każdym razie za słabo jak na takie nazwiska.