W przeciwieństwie do wielu użytkowników filmwebu stwierdzam, że ten film nie był zły. Wiadomo, że Ridley nie chciał nakręcić jakiegoś głębokiego studium psychologicznego, a po prostu rozrywkowe kino. I według mnie - jako komercyjna rozrywka dla każdego - ten film się sprawdza.

Kilka momentów rzeczywiście razi [UWAGA SPOJLERY!] np. Marion biorąca udział w bitwie razem z tymi dziećmi na kucykach (same dzieci - niczym jakieś mityczne stwory na początku filmu, błąkające się po lasach, obserwujące jak wilki Nottingham - są fajne; ale już ich udział w bitwie z Francuzami to przesada), cudowne uzdrowienie Marion w ramionach Robina i karta swobód forsowana przez Robina, który okazał się synem kamieniarza-filozofa. OK. To było na minus.

Generalnie jednak na filmie bawiłem się dobrze - podobał mi się np. wątek miłosny Marion i Robina (a ja nie lubię wątków miłosnych w filmach!) fajnie zagrany przez Russela i Cate. Dalej: fajny szwarccharakter w postaci Godfreya, fajne plenery, ciekawy rys historyczny (wiem, wiem - pewnie niezgodny z historią i momentami uproszczony - co nie zmienia faktu, że ciekawie się to ogląda), fajne zwroty akcji i w końcu sam Russel, którego - po prostu - bardzo lubię.

Dodam jeszcze, że jestem wielkim fanem "Robina z Sherwood" i pewnie już żaden film o przygodach tego banity nie przebije tego brytyjskiego serialu. Tak samo wersja Ridleya nie ma na to szans. Z drugiej strony nie uważam np. że nowy Robin jest gorszy od tego z Kevinem Costnerem. Czekam na kolejną część Robina duetu Scott-Crowe. Liczę na więcej scen z udziałem kompanów Robina i na rozbudowanie wątku szeryfa, który w tym filmie praktycznie nie istnieje. Ten film zdaje się być wstępem do trylogii i ciekawi mnie jak to Ridleyowi wyjdzie.