Ostatnia ekranizacja: "Robin Hood: Książę złodziei" z 1991r. nie potrzebowała jakiejkolwiek reinkarnacji. Oglądając film Scotta, miałem wrażenie, że "klasyczna" opowieść o Robinie stanowi zaledwie tło dla szerszego ukazania kwestii brytyjsko - francuskiej.
Wersja z 1991r. znakomicie wypełniała swoje zadanie. Robin Hood po prostu rabował bogatych i rozdawał biednym. W najnowszej odsłonie, ta swoista "Janosikowa" postawa jest zmarginalizowana.
Do tego brak charakterystycznych postaci - kompanów Robina, które nie są wyraziste (poza mnichem). Dodatkowy minus to praktycznie brak Szeryfa, który stanowi absurdalnie mały epizod. A to właśnie Szeryf z "Księcia złodziei" "napędzał" w znacznej mierze film, a postać wykreowana przez Alana Rickmana była niezwykle barwna oraz dość zabawna.
Tutaj tego nie uświadczymy. Film był miejscami po prostu nudny. Jedyną cechą wspólną obu wersji była chyba tylko postać Marian, gdyż w obu filmach, aktorki odgrywające tę rolę były nader mało urodziwe.
Nie chcę się również czepiać zbytnio absurdów. Np. W pierwszych minutach filmu, trafieni płonącą strzałą dzielni wojacy, momentalnie zamieniali się w widowiskowe, płonące pochodnie, zupełnie jakby w ich żyłach płynęła bezołowiowa Pb 98.
Tylko i wyłącznie z sympatii do Stotta oceniam na 5/10.
teraz czekamy na cz.2 , ktora moze bedzie bardziej interesująca..np marion zginie z rak szefyfa, robin zabije krola i zacznie sie dobierac do krolowej...
To jest o film o Robin Hoodzie przed tym jak rabował bogatych i oddawał biednym, gdyż sama końcówka na to wskazuje kiedy Król go skazuje. Wiec tak jak mi się zdaje i już mcozio pisał zapewne będzie druga część Robin Hooda, choć ta 1 część powinna się raczej nazywać, Bitwa o Anglię za czasów Robina, czy coś w tym stylu.