Przyznam szczerze, że długo czekałem, aby obejrzeć ten film. W końcu udało mi się.
Bardzo podobał mi się "Gladiator", zresztą Ridleya Scotta też bardzo szanuję. Podobno sceptycy jeszcze przed premierą mówili, że będzie to drugi "Gladiator". Miałem nadzieję, że tak nie będzie. I nie było.
Wiele osób w komentarzach wypisuje, że film im się nie podobał - że słaby, że nudny. Powiem tak: zależy od gustu. Tak jak wszystko na tym świecie. Nie wiem czy był przereklamowany, bo telewizji nie oglądam, zwiastunu też nie widziałem.
Ale przejdę do rzeczy... Co zobaczyłem? Zobaczyłem niezły film. Przede wszystkim niesamowity kunszt reżyserski, który jest widoczny już w pierwszych sekundach filmu. Ridley Scott spisał się bez zarzutu. Widać, że czuje się dobrze nie tylko w filmach przepełnionych akcją (np. "Black Hawk Down"), ale również w filmach, które wymagają opowiedzenia historii (np. American Gangster). Nowy "Robin Hood" to właśnie przypadek opowiedzenia historii, która różni się od tej, którą znamy. I bardzo dobrze! Bo kto by chciał kolejny raz oglądać to samo: Robina okradającego złodziei i obdarowującego okradzionych? Ja na pewno nie. Nowy "Robin Hood" to nowa historia. Myślę, że warto ją poznać.
Jeżeli chodzi o aktorstwo... Wydaje mi się, że Russel Crowe mógł dać z siebie nieco więcej. Brakowało mi przede wszystkim więcej uśmiechu, jakiegoś ciepła. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić dalszego ciągu tej historii, gdzie Robin nieustannie pomaga. Być może jest to wina tego, że znam powszechną opowieść, a być może wina scenariusza filmu. Cate Blanchett zagrała znakomicie. Potrafiła zagrać kobietę z początkowym dystansem do głównego bohatera, a z czasem ciepłą, później waleczną, a na końcu przepełnioną miłością kobietę. Pozostali aktorzy również nie zawiedli, przynajmniej nie zauważyłem czegoś co by mi się nie spodobało.
Scenariusz bardzo dobry, ale nie idealny. Przede wszystkim momentami nudny i to jest największy mankament. Jednak okazuję zrozumienie, dlatego, że to jest właśnie ta potrzeba opowiedzenia historii. To zupełnie jak szósta część "Harre'go Potter'a", gdzie też zbyt dużo się nie dzieje.
Muzyka była niezła, ale żałuję, że bez udziału Hansa Zimmer'a. Nad zdjęciami też nie ma co się rozwodzić: są dobre, ale bez rewelacji.
Podsumowując: "warto obejrzeć" dla tych, którzy mają już dosyć znanej wszystkim historii i chcą obejrzeć przyjemny, dobrze nakręcony film. Ale radzę również być przygotowany na momenty znudzenia oraz braku szybkiej akcji.
Emil