Szłam do kina z nastawieniem, że Michael Praed stanie wśród drzew, zagra piosnka o lekkim zabarwieniu miłosnym, łupnie Michael strzałą z łuku i popatrzy tymi czarniawymi okami, rabując przez dwie godziny bogatych oddając biednym.A tu miła odmiana. Jeszcze zanim wygoniono Robina w chaszcze historia sie opowiedziała. Trochę się dłużyło ale zdjęcia walki z Żabojadami trochę nadrobiły. Miłości jak dla mnie za dużo jednak czym byłby Robin bez całowania. Towarzysze łuków naturalnie ubrudzeni, czuć było ten smród ziemi i potu. Minęły ponad dwie godziny i nie oglądałam się aż tak duzo po sali tylko śledziłam Gladiatora i nie czekałam aż tak niecierpliwie na koniec.
W mojej prywatnej tabeki ocen: raz oglądany nie koniecznie do niego wracamy.
Miła niedziela.
A tu dla odświeżenia pamięci...
http://www.youtube.com/watch?v=Z8jmZ77-bvw