niż wszyscy oczekiwali. To nie jest "typowy" Robin Hood. Film, jak większość ma swoje wady i zalety i trzeba umieć otwarcie patrzeć na to, co się dzieje na ekranie. Dobór aktorów jest niezły, chociaż mam wrażenie, że Crowe nie czuł się najlepiej w tej roli - ta postać go chyba trochę ograniczała. Kate Blanchett, za którą nie przepadam, wypadła wg mnie świetnie w roli Marion.
Do zalet filmu niewątpliwie należą: muzyka, ujęcia w scenach batalistycznych i zdjęcia w ogóle, elementy humorystyczne i aktorstwo.
Do minusów na pewno należy zaliczyć udział Marion w ostatniej bitwie (i te kucyki... to wprost żenujący element), troszkę rozwlekłą akcję i... chyba tyle. Schematyczność filmu, którą zarzuca się Scottowi trzeba wg mnie tłumaczyć tym, że w końcu miał taką a nie inną historię do opowiedzenia i przecież nie bardzo mógł to zrobić w jakiś całkowicie odmienny sposób. Poza tym postacie Maximusa i Robina wcale nie są do siebie tak bardzo podobne i wg mnie w filmie jest to zaznaczone. Historia jest też trochę inna... porównywanie tych filmów odbywa się chyba tylko ze względu na wspólnych współtwórców (Scott, Crowe). Gdyby nie to, nikt by tego nie robił...
Film jest do obejrzenia. Na kolejnego Gladiatora trzeba jeszcze trochę poczekać, a póki co obejrzeć sobie Robin Hood’a. Mnie nie zawiódł film, po raz kolejny zawiedli mnie ludzie, którzy przyszli do kina myląc to miejsce z restauracją. Po raz kolejny zmuszona byłam wąchać smród jakiś okropnych sosów dodawanych do innych śmierdzących zakąsek. To może zepsuć odbiór każdego filmu.